
Był uznawany za legendę i symbol polskiego dziennikarstwa sportowego. Cechował go język literacki, język zachwytu nad sportem i wysiłkiem człowieka. Ludzie, którzy specjalnie nie interesowali się sportem – do których i ja się nieskromnie zaliczam – czekali z niecierpliwością na głos Bohdana Tomaszewskiego, głos dziennikarza, głos sportowego sprawozdawcy. Mówił o tym co na boisku i co na bieżni – takim językiem, że można go było słuchać i słuchać… Z jego głosu tchnęła dobroć, ogromna kultura i umiejętność panowania nad największymi emocjami. Używał wyszukanej, przedwojennej polszczyzny. Prowadził cichą i zakamuflowaną politykę wiary w Polskę, a nie w PRL. W czasie stanu wojennego odmówił współpracy z Polskim Radiem, wrócił dopiero po roku 1989.
Komentował dwanaście olimpiad. Wychował się w domu, w którym panował kult marszałka Piłsudskiego. Kiedyś, jako mały chłopiec, spotkał go na ulicy i pozdrowił. Piłsudski w odpowiedzi zasalutował mu.
W bliskich kontaktach był przyjacielski, cechował go prawdziwy savoir-vivre. Nigdy nie krzyczał i nie odnosił się do nikogo w gniewie. Zmarł mając 93 lata.
Dlaczego o nim dziś napisałem ? Bo z rozrzewnieniem wspominam takich ludzi, o takiej kulturze i o takim języku. Języku, którego już nie ma. Teraz panuje wulgarny bełkot nowomowy, ordynarne przekleństwa są na porządku dziennym w telewizji, filmie, teatrze. Nie wspomnę o języku prymitywnej nienawiści w polityce, którym cechują się odsunięci od władzy. Nie mogąc się z tym pogodzić – zioną nienawiścią. Panowie i panie z opozycji – uczcie się od Bohdana Tomaszewskiego pięknego, polskiego języka i nieznanej, wysokiej kultury.
Czuję się we współczesnej Polsce tak jak w starożytnym Rzymie po upadku Cesarstwa, gdy na ulicach nie słychać już pięknej łaciny, a jedynie prymitywny język najeźdźców – Wizygotów…
A teraz wyjątkowy wywiad z Bohdanem Tomaszewskim, autorstwa Henryka Jantosa. Zrób sobie kawę, znajdź czas, usiądź wygodnie w fotelu i posłuchaj…