Dzieje Grzechu

teodormaxresdefault    O tym, że znam rosyjski, to może ktoś z Was już wie. W podstawówce rosyjskiego uczyła mnie pani Klepek, dzięki której do dziś znam na pamięć słowa hymnu ZSSR.  W Liceum najpierw legendarny prof. Gienek Husar, którego tak lubiłem i podziwiałem, że przeczytałem „Bieliejet parus odinokij” Katajewa /Samotny biały żagiel (1936, wydanie polskie 1938)/. W Hance Sawickiej w Rybniku pani prof. Grabowska usiłowała mnie zachęcić do przeczytania „Trzech muszkieterów” po rosyjsku, ale to przekraczało moje możliwości fizyczne i intelektualne. Gdybym jeszcze dostał egzemplarz w oryginale  ( Alexandre Dumas – ojciec – Les Trois Mousquetaires). Ale przeczytanie tej wspaniałej, przygodowej  powieści po rosyjsku równało się przeczytaniu Pana Tadeusza po niemiecku !

        Potem były studia na politechnice – lektorat z  języka rosyjskiego prowadził niejaki dr Ogrodnik – autor skryptu „Russkaja rjecz”, które to dzieło moja żona, absolwentka filologii rosyjskiej Uniwersytetu Śląskiego – filia w Sosnowcu, oceniła na „nie do przyjęcia” – tyle tam było błędów językowych. Czytaliśmy wtedy na zajęciach lektoratu teksty techniczne po rosyjsku, z których  jednoznacznie wynikało, że wszystkich wielkich odkryć i wynalazków na świecie dokonali Rosjanie lub towarzysze radzieccy. Na przykład radio wynalazł nie Włoch Marconi ale Aleksander Popow, żarówkę nie Edison lecz Rosjanin Jabłoczkow itd.

      To, co łączyło wszystkich moich nauczycieli tego pięknego, słowiańskiego języka był fakt, że  stawiali mi niezmiennie oceny bardzo dobre, zaś dr Ogrodnik na Wydziale Elektrycznym Politechniki Śląskiej w roku 1975 postawił pięć plus, choć takiej oceny na studiach nie było / kto nie wierzy, niech spojrzy do mojego indeksu, zapraszam/. Potem były pilotowane przeze mnie grupy radzieckie z „Pociągów Przyjaźni” w ramach praktyki w Almaturze. Rosjanie mieszkali na Zielonkach, w drewnianych domkach, które pozostawili niezapomniani budowniczowie Pałacu Kultury i Nauki. Byłem dla moich radzieckich przyjaciół niezawodnym „Griszą”, który wszystko umiał załatwić. Kiedyś bardzo mocno partyjna szefowa radzieckiej grupy, / wszyscy uczestnicy tych pociągów byli wielokrotnie szkoleni i sprawdzani, co do lojalności wobec Kraju Rad/ dała mi za zadanie znaleźć kino, w którym grają jeszcze  „Dzieje grzechu”. Był to rok 1976 i film zszedł juz z ekranów. Ale znalazłem małą salkę na kresach Warszawy, gdzie jeszcze to grali. Potem zrozumiałem, że dla nich to był pierwszy film erotyczny, chcieli go więc koniecznie zobaczyć. Po spektaklu Wiera Iwanowna Dieliagina spytała mnie na uboczu, jak reżyser filmu mógł pokazać takie zło i zepsucie, jaki był dydaktyczny cel tego arcydzieła ? Pierwsze, co przyszło mi wtedy do głowy, to dowód  „nie wprost”. Reżyser pokazał zło po to, aby tak nie czynić, to reklama tego jak nie robić, żeby robić dobrze ! 

      Na peronie dziewczyny wycałowały mnie na pożegnanie / jeszcze nie byłem żonaty/, dostałem kilka chust pionierskich / krasnyj gałstuk/, odznaki komsomolskie metalowe na śrubkę, foldery Mińska i zdjęcia „Pasiołka Pieriodki” / wioska, osada „Do Przodu”/. Z dziennikarzem Miszą korespondowaliśmy do czasu, kiedy napisałem mu o naszym papieżu. Potem jego listy przestały już przychodzić.

      Na koniec chcę Cię więc, o Nieznajomy, uspokoić. Czy wiatr powieje od morza,  od zachodu lub od wschodu – jestem przygotowany. Ale najlepiej zabezpieczę się na wszelkie wiatry i huragany, deszcze i powodzie, sztormy i tsunami, gdy pojadę do Ziemi Świętej. Jeszcze tam nie byłem. Jeśli nie liczyć tygodniowego pobytu w Medjugorie z ojcem Teodorem Knapczykiem .

Ale to już temat na całkiem inne opowiadanie.