Powrót z Katowic był przysłonięty daszkiem od słońca. Moja skoda pokonywała odległość jakby się jej spieszyło do domu. Lekarz, doktor a raczej doktór słuchał mojego serca. Odpowiadało mu echo, serce pracuje dobrze, jak na pana wiek i wagę /tuszę, masę, ilość, obfitość, wielkość, ogrom/. Byłem na Brynowie, willowa dzielnica Katowic – pamiętacie Gierka, Ziętka, Grudnia… Tam, na Brynowie jest cicho, dużo zieleni i lasu. Przychodnia luksusowa, prywatna, obsługa miła a doktór zbyt uprzejmy jak w na dobre i na złe. Po diagnozie powiedział, że w Knurowie, w szpitalu, też powstaje centrum leczenia serca. Sam dr Bochenek /syn/ będzie wykonywał u nas niektóre zabiegi.
Tyle z tego wywnioskowałem, że będziemy teraz mieli bliżej do ratunku po zawale, gdy dopadnie nas udar lub po prostu trafi nas szlag /nie oglądacie dziennika?/. Nie wiem tylko po co doktór pytał o wydarzenia na boisku Concordii i jak będzie mu lepiej dojeżdżać do nas – autostradą czy starą drogą ? Ja tego lekarza nie znałem ale byliśmy zgodni, że bez fizyki wykształcenie nowych lekarzy nie będzie tak dobre jak dawniej.
W Katowicach odwiedziłem też moja wnuczkę Różyczkę / mówię do niej Różol, bo to prawdziwy rojber i chachor, choć ma dopiero półtora roku. Mógłbyś się jej przestraszyć, bo ma wszystkie zęby z przodu i mówi pięknym altem – cud dziołszka…
Na mój plac wjechałem słuchając szlaglisty z radia Silesia. A potem już moja żona i Zuzia – obie witały mnie w progu. Ja to mam szczęście, co nie ?