Jezus na mojej Koloniji…

Szedł skrajem familoków jak pękniętym jarem Pustyni Judzkiej i wyraźnie potrzebował naszej pomocy. Wołał nas.// Rozumieliśmy z tego niewiele, ale jednak najważniejsze: że Jemu się nie odmawia. Dlatego dołączyliśmy do tamtych, nie wiedząc, że oto spełnia się marzenie śląskich chłopaków: mieć mocne życie, nie dać się bele czymu, chronić bezbronnych, wybierać Boga//. Idziemy za Nim. Całymi latami oglądaliśmy jedynie Jego plecy. Ale teraz, pod wieczór, coraz częściej zdaje się odwracać głowę – // – jakby nas liczył, jakby pytał, czy nadal może na nas liczyć, jakby liczył dni, kiedy ujrzymy Go twarzą w twarz, jakim jest.

ks. Jerzy Szymik, Radio eM