Moja żona powiedziała ….

Zastanawialiśmy się nad rolą nonsensu w życiu człowieka i wtedy moja żona powiedziała:

– Nonsens wcale nie jest takim nonsensem, jakby się zdawało. Jeśli się bliżej przypatrzeć, to nonsens jest prawie zawsze nieuniknionym wynikiem działania okoliczności pełnych sensu i rezultatem-całkowicie uzasadnionym.

Zaprotestowaliśmy. Każdy wie, że nonsens to coś, co nie ma sensu.

Moja żona uśmiechnęła się tylko. Tak uśmiechają się ludzie pełni tajemnej wiedzy o rzeczach, o których inni nie mają pojęcia. Moja żona zna się na ziołach, kwiatach, dzieciach i snach, co mnie zawsze trochę przeraża.

– Posłuchajcie – powiedziała. – Chcę wam opowiedzieć zdarzenie, które wydarzyło się bardzo dawno, kiedy mnie jeszcze na świecie nie było, ale które przez to wcale nie jest nieprawdziwe. Pozwoli wam to zrozumieć głęboki sens nonsensu. Chcecie, żebym je opowiedziała?

– Chcemy – powiedzieliśmy chórem, bo i tak nie było nic innego do zrobienia tego deszczowego przedpołudnia. Padało już drugi dzień i zapowiadało się na dobrą trzydniówkę, mieliśmy więc przed sobą masę czasu do zabicia.

Moja żona jest pełna moralnych tradycji rodzinnych, sięgających do siódmego pokolenia, nie wiem, skąd w niej się to bierze, ale wiem, że tak jest, więc byłem pewien, że zaraz zaczerpnie z nich, jak ze studni. Tak też się stało. Co nie jest wcale dowodem na to, że ją znam dobrze, lecz raczej, że nie znam jej wcale. Cóż bowiem z tego, że wiem, co za chwilę powie albo uczyni, skoro nie wiem, skąd się w niej bierze to, co w niej jest.

– Moja babka – mówiła moja żona – była za młodu nauczycielką i uczyła we wsi, która nazywała się Czyszki. Ale mieszkała w mieście i codziennie dojeżdżała do tych Czyszek pociągiem. Był to taki pociąg, który wlókł się niemiłosiernie, więc podróż w każdą stronę trwała prawie dwie godziny, choć z miasta nie było wcale daleko do tych Czyszek. Moja babka musiała więc wstawać codziennie o piątej rano, a kiedy wracała, był już wieczór i była taka zmęczona, że poza położeniem się spać nic jej nie było w głowie. Mojej babce groziło więc staropanieństwo, co byłoby zresztą rzeczą zupełnie normalną, zważywszy na tryb życia, jaki prowadziła, i okoliczność, że była jedyną nauczycielką uczącą w tej wiejskiej szkole. Ale moja babka lubiła czytać do poduszki romanse i taka perspektywa wcale się jej nie uśmiechała. Naczytawszy się romansów, marzyła więc w pociągu o królewiczu z bajki. Ale do pociągu wsiadali zawsze ci sami ludzie, którzy w niczym nie przypominali królewicza z bajki, tylko pachnieli kiełbasą i czosnkiem, capem albo piwem. Moja babka miała bardzo wrażliwe powonienie, odziedziczyłam to po niej, toteż cierpiała niewymownie. Proszę zważyć, że pociąg był praktycznie

jedynym miejscem, gdzie – przynajmniej teoretycznie – miała szansę spotkania mężczyzny ze swoich marzeń. Jeśli kogoś z państwa razi powyższe użycie przymiotników, to niech będzie łaskaw pamiętać, że przez cały czas chodzi mi wyłącznie o wykazanie zgodności teorii z praktyką.

Moja żona przerwała, zapaliła papierosa, z tych najdłuższych, strzepnęła popiół, który jeszcze nie zdążył się uformować, i- ciągnęła dalej:

– No i oczywiście królewicz się zjawił, bo inaczej nie miałabym o czym opowiadać. Był to. młody, elegancki i bardzo przystojny mężczyzna, miał białą chusteczkę w kieszonce i pachniał przyjemnie lawendą. Musiał mieć jeszcze zakręcone w górę wąsiki, laskę, rękawiczki, sztywny, wykładany kołnierzyk, getry i melonik. Wyobrażam sobie, że tak właśnie wyglądał w owych czasach typowy królewicz z bajki.

Wydaliśmy zgodny pomruk potakiwania, po czym moja żona ciągnęła dalej:

– Ów młody człowiek wszedł do przedziału, w którym siedziała tylko moja babka, uchylił grzecznie melonika, spytał „czy pani pozwoli?” i nie czekając na odpowiedź zajął miejsce naprzeciw mojej babki, przy oknie. babka spojrzała na niego i poczuła, że nagle robi jej się gorąco, potem zimno, że oblewa się na przemian rumieńcem i bladością, że pragnęłaby się pod ziemię zapaść, a równocześnie nie zamieniłaby miejsca w tym przedziale na żadne miejsce na świecie, że umarłaby, gdyby ten człowiek dotknął jej ręki lub zwrócił się do niej jakimś słowem, że umarłaby też, gdyby tego nie uczynił, jednym słowem, moja babka zdradzała kliniczne objawy miłości od pierwszego wejrzenia, „un coup de foudre”, ten albo żaden. Młodzieniec zachował się dyskretnie, ale też gapił się w nią jak sroka w kość i widać było, że także opuściła go wszelka pewność siebie i towarzyska swoboda, które to cechy niewątpliwie dotychczas przejawiał. Babka moja, kiedy ją poznałam, miała ciągle jeszcze bardzo piękne włosy i oczy, więc wtedy w pociągu musiała mieć jeszcze piękniejsze.

Moja żona przerwała i zamyśliła się na chwilę, a my wszyscy widzieliśmy w duszy ten przedział, oboje młodych, pociąg pełen niegdysiejszych ludzi, jadących w czasach, które już minęły.

– Siedzieli tak i milczeli, niezdolni do przedsięwzięcia czegokolwiek, bo od razu wytworzyła się między nimi ta napięta sytuacja, która powstaje wtedy, kiedy dwoje ludzi zbyt mocno myśli o tym samym. Pociąg jechał i czas mijał, moja babka pomyślała z przestrachem, że ta podróż do Czyszek trwa tak króciutko, choć dotychczas wydawało się jej zawsze, że trwa okropnie długo, po raz pierwszy zdała sobie sprawę, że pociąg poruszając się niezdarnie w przestrzeni porusza się błyskawicznie w czasie, w tym jednym czasie, który jest jej dany jeden jedyny raz i pewnie już nigdy więcej. Zebrała w sobie całą odwagę, jaką daje rozpacz, i zapytała:

„Przepraszam pana, która godzina?”

Mężczyzna sięgnął do kieszonki w kamizelce, wydobył z niej zegarek na złotym łańcuszku, nacisnął sprężynę uruchamiającą wieczko .i powiedział:

„Wpół do siódmej, proszę łaskawej pani”.

„Dziękuję panu” – powiedziała moja babka.

Ośmielony zapytał, czy ona jedzie daleko? Serce w niej zatrzepotało, więc powiedziała, że daleko. Wtedy on powiedział, że wysiada na najbliższej stacji, a moja babka spojrzała na niego z takim błaganiem, że musiał coś wreszcie zrozumieć, bo zaczął nagle mówić bardzo szybko, że tak mu było miło, że chciałby jej posłać kartkę na pamiątkę .tej wspólnej podróży, czy „nie gniewałaby się, gdyby ją poprosił o adres, bez adresu nie mógłby jej wysłać kartki z podziękowaniem za dotrzymanie towarzystwa.

Moja babka podała mu adres. Nie miał przy sobie notesu i zapisał go starannie na bilecie kolejowym.

Babce ze szczęścia serce waliło coraz mocniej. Wiedziała, że już się nie zgubią, że potrafi ją odnaleźć, że przynajmniej napisze. Czuła, że ze wszystkich mężczyzn na świecie ten jeden jest jej przeznaczony. Wiedziała, że się nie myli, że nie może się mylić. Patrzyła za nim już jawnie zakochanymi oczyma, kiedy wysiadał z wagonu i udawał się w stronę stacji. Patrzyła za nim już z tęsknotą i wtedy zobaczyła, że odwraca się, dostrzega ją, uchyla melonika, rzuca jej gorące spojrzenie, a równocześnie sięga w roztargnieniu do kieszonki kamizelki i oddaje bilet kontrolerowi u wyjścia. Jedyny znak rozpoznawczy, po którym mógł ją odnaleźć!

Moja żona przerwała i wyglądało na to, że na tym się skończy jej opowieść.

– Ale – spytaliśmy – co to ma do sprawy nonsensu?

 

– Jak to? – zapytała moja żona. – Jak to co? Przecież to wszystko jest na pozór nonsensem, a naprawdę ma zupełny sens. To był nonsens, że moja babka widziała w nim królewicza z bajki i  zakochała się od pierwszego wejrzenia. To był nonsens, że w pierwszym jako tako wyglądającym podróżnym ulokowała swe nadzieje. To był nonsens, że on oddał bilet, na którym zapisał jej adres. Cała ta historia jest jednym nonsensem. A jednak…

Podeszła do półek i wzięła z jednej z nich album ze starymi fotografiami.

– Popatrzcie – powiedziała – to ten młodzieniec z pociągu.

Pokazała nam fotografię starego, łysego pana o poczciwym wyglądzie.

– To on właśnie był moim dziadkiem – powiedziała moja żona.

– Ale to już jest zupełnie inna historia. Może kiedyś ją wam opowiem.

Jest to fragment bardzo zabawnej powieści Mirosława Żuławskiego „opowieści mojej żony”. W wersji telewizyjnej opowiadania z tej książki czytali Zofia Kucówna i Adam Hanuszkiewicz. Ale jak czytali ?Powstrzymam się od komentarzy nad erudycją i umiejętnością gry aktorskiej współczesnych „nowelarzy..” Nota bene – radzę przeczytać, satysfakcja gwarantowana…

https://youtu.be/ymr7JQupPvw