Bohdan Smoleń nie żyje. Zmarł w wieku 69 lat po długiej i wyczerpującej chorobie. Po trzech wylewach jego organizm był w strasznym stanie. Ale nie tylko choroby dały mu w kość za życia. W końcówce ostatniej dekady PRL (gdy jego kabaretowe popisy rozśmieszały miliony Polaków) scenicznym triumfom towarzyszyły tragedie osobiste i traumy, z których trudno byłoby komukolwiek się podnieść. Syn Smolenia, Piotr, powiesił się w 1988 roku. Niespełna rok później życie odebrała sobie żona satyryka – Teresa Smoleń. Kabareciarz popadł w depresję i wycofał się na kilka lat z życia publicznego.
Piszę o tym dlatego, że dziś rano oglądałem w telewizji wywiad , który przeprowadził z nim Krzysztof Ziemiec w 2010 roku. Pierwsze wrażenia to potępienie go – za bezmiar alkoholu, niezliczone ilości kobiet w jego życiu, cztery paczki papierosów dziennie, życie artysty zupełnie zaniedbującego dom, swoją żonę i dzieci.
Nie mam jednak prawa go oskarżać. Jego koledzy – aktorzy, piszą o nim jako o dobrym człowieku. Założył fundację pomagającą dzieciom niepełnosprawnym. Wybrał życie artysty. Wtedy dom schodzi na plan dalszy. Ostatnio mieszkał w domku w lesie, z kilkoma psami i kotami. Chciał mieć ciszę, chciał odpocząć.
Bohdan Smoleń odszedł 15 grudnia w szpitalu w Poznaniu. Artysta miał 69 lat.