
Ksiądz Jerzy Lubiński, nie mogąc doczekać się organmistrza, zakasał rękawy i sam złożył 17-głosowe organy. Zajęło mu to dwa miesiące. – I zrobił to świetnie – mówi znany koszaliński organista Bogdan Narloch, który w poniedziałek da w kościele koncert. – I to bez jakiejkolwiek dokumentacji! Fenomenalna sprawa!
– Odważyłem się – zaznacza skromnie proboszcz parafii pod wezwaniem Podwyższenia Krzyża Świętego. – bo na organmistrza musiałbym czekać rok, a mnie marzyło się, że parafianie usłyszą nowe organy na Boże Narodzenie.
Z księdzem o jego wyczynie niełatwo rozmawiać, bo wyraźnie go to krępuje.
– Wprawdzie grałem na gitarze, akordeonie, a w seminarium również na klarnecie, ale muzykiem nie jestem – zastrzega.
– Za to mam zmysł techniczny. No i kiedy stolarze wykonali podstawę, postawiłem prospekt organowy, zamontowałem wiatrownicę, oprzyrządowanie z rejestrami i cięgnami, porozkładałem piszczałki dzieląc na głosy. Z tym miałem najwięcej kłopotów, bo niektóre były bardzo podobne. W końcu jakoś i z tym poszło.
Mechaniczne organy piszczałkowe Frobenius, zbudowane w 1986 roku, to darowizna lokalnej organizacji KFUM w Kopenhadze, która swój kościół zamieniła na dom katolickich harcerzy. W dotarciu do darczyńców pomogli księdzu Lubińskiemu prałat Józef Słomski, człowiek legenda, duchowny, który wsławił się odbudową kołobrzeskiej konkatedry, biznesmen Marian Jagiełka i architekt Adam Morgenstern. Rozebrane organy przypłynęły promem. Transport swoim tirem ufundował Józef Basarab z Ustronia Morskiego, a przy wnoszeniu do kościoła i montażu pomagali parafianie, w tym m.in. artysta kowal Ludwik Molcan, grupa zorganizowana przez sołtysa Sianożęt Krzysztofa Matuszewskiego i pracownicy interwencyjni Urzędu Gminy.
Organy z Danii mające zastąpić poprzedni instrument elektroniczny, ufundowany przez parafian w 2006 r., pojawiły się w kościele we wrześniu ubiegłego roku. W październiku ks. Lubiński, jak mówi, odważył się zabrać za ich składanie. W listopadzie, przy montażu jednego z głosów, ksiądz spadł z dwumetrowej wysokości i poważnie się potłukł. – Ale to tylko jeszcze bardziej zmobilizowało mnie do pracy – mówi.
Po raz pierwszy zabrzmiały kolędami w Boże Narodzenie. Gdy porównaliśmy dzieło księdza do rozwikływania arcytrudnej łamigłówki, przyznał z uśmiechem:
– To było tak, jakbym układał gigantyczne puzzle. No ale warto było. Bo brzmią przepięknie.
autor: Iwona Marciniak