Uczyńmy coś dobrego…

Sam nie wiem, jak to się dzieje – kiedy sprawiamy komuś radość, jesteśmy dla niego życzliwi, spełniamy dobre uczynki – sami jesteśmy przez to lepsi, weselsi i radośniej nastawieni do świata. Dziś też tak było. Odwiedziliśmy starszego pana, poruszającego się tylko na wózku, ma chore nerki, stomię i nie potrafi niczego zrobić bez pomocy innych. Mieszka w hospicjum. Jest umierający. Pomogliśmy mu kupić dobry telefon, chce do końca mieć kontakt z najbliższymi, choć w tym ośrodku jest zupełnie sam. Był nam wzruszająco wdzięczny. Napisał też testament, w którym wszystko co ma, zapisał swojemu synowi. Syn, córka i żona odwiedzają go od czasu do czasu.

Zabraliśmy go też na obiad poza ośrodkiem – do restauracji karaibskiej. Zamiast potraw regionalnych, wybrał średnio wysmażony stek z frytkami a potem bardzo mocną kawę. Nie wszystko mu z tego było wolno jeść i pić. Był tak szczęśliwy z naszego przyjazdu, że ani on, ani my, nie mogliśmy mu tego odmówić.

Jest wieczór, kiedy to piszę, niebo już ciemne, ale zachód słońca jaskrawo czerwony. Trudno było prowadzić samochód, mając go przed oczami. Ciągle widzę angielskie samochody z żółtymi tablicami rejestracyjnymi z tyłu i białymi z przodu. Anglicy są mili, ale ich flegma jest bez zarzutu. Czeka nas jeszcze pobyt w Londynie – w zamożnej, wiktoriańskiej kamienicy i obiad w dobrej restauracji.

Potem samolot linii Wizzar zaniesie nas z Luton do Pyrzowic. Trzeba tylko zmienić czas na zegarku, wspomnienia pozostaną. Na ulicy pomogłem pewnej starszej pani pchać walizkę. Najpierw nie chciała, bo myślała, że jestem złodziejem. Potem uśmiechnęła się do mnie tak serdecznie, że stało mi się gorąco i błogo na duszy.

Uczyńmy coś dobrego, gdyśmy rozpaczy bliscy…