Bolesław Leśmian

O Majowym Poranku Deszcz Ciepły I Przaśny…

O majowym poranku deszcz ciepły i przaśny
Trafia w liście na oślep – prawie bezhałaśny.
Krople, spadłe i kurzu pociągnięte błoną,
Podskakują na piachu i wzajem się chłoną
I wspólnie olbrzymiejąc, trwają same przez się,
Aż je ziemia powoli uszczupli i wessie.
Coraz mniej ich przybywa na drogi i łany.
Już wygładza się strumień, deszczem pręgowany,
Już zza chmur, rozpostartych na kształt kruczych skrzydeł
Słońce pęk wysztywnionych ku ziemi promideł
Rozwachlarza znienacka i przez wyzior w chmurze
Prześwitując, rozwidnia strojne brzozą wzgórze
I klin pola przygodny i pogrąża w złocie
Sad wiśniowy aż do dna wraz z wróblem na płocie,
Co, światłem zaskoczony, ćwierka wniebogłosy.
I łzy jeszcze niestałej i ruchliwej rosy
Skrzą się tłumnie, u liści zawieszone brzegu,
I wzdłuż cwałują resztą swego biegu.
Motyl, któremu skrzydła posklejał miód słodki,
Na bakier wpięty w kitę zachwianej tymotki,
Kołysze się cudownym oczom bezukryciu,
Znacząc jakiś świat w świecie, jakieś życie w życiu,
I coś sobie wyznają dwa milczące znoje,
Dwa szczęścia niepojęte – i jego i moje.

Całkiem dobry wiersz – na deszczowe Boże Ciało. Czytany na głos w dobrym tempie jest ćwiczeniem znakomitym dykcji, wymowy i – mięśni szczęki. Najlepiej go czytam sobie i Jadzi pijąc gorąca herbatę z cytryną, gdy Funia leży obok, a na piecu bulgocze woda na obiad wiosenny z wnukami. Zdaje się, że się przejaśnia i będzie słoneczne, majowe popołudnie. Ale to już całkiem inny nastrój .

deszczimages

Majowe truskawki w Rybniku

Kupiłem zioła.  Na choroby moje i przypadłości rozmaite.  Na parkingu w Rybniku kupiłem majowe, szklarniowe truskawki. I jadłem je idąc przez miasto. A potem w samochodzie powrotnym do Knurowa słuchałem jednej i tej samej piosenki Denvera.  Było cudownie. Posłuchasz jej kiedyś, kiedy przyniosę płytę z samochodu. Kocham Rybnik. Te wspomnienia młodzieńcze, liceum i moje koleżanki i koledzy. Moje pierwsze miłości. Rybnik jest piękny, dzięki Makoszowi, Fudalemu. A kiedyś Poloczkowi I sekretarzowi. Koło jego córki Grażyny siedziałem na każdej lekcji fizyki. Siedziałem na dostawnym taborecie w drugiej ławce po prawej. Powiedziałem jej kiedyś, że ma maślane oczy. Nie wiem do dziś co to miało znaczyć. Ale tak jej powiedziałem i to pamiętam. Ona już nie żyje a ja to pamiętam. Na lekcjach u prof. Sobczyńskiego nie było już wolnych miejsc. Siedziałem na dostawnym i kocham fizykę do dziś. I niech tak zostanie. A na filmach dr Dindorfa z doświadczeniami fizycznymi uśmiechali się dzisiaj gimnazjaliści na konkursie w Liceum Paderewskiego. Ale to już całkiem inna historia.

Hanaindeks  Moje II Liceum im. Hanki Sawickiej w Rybniku

Co mnie to obchodzi ?

Nigdy nic nie wiadomo. Trzeba   to wytrzymać.  Ktoś odchodzi ,  ktoś umiera. Nic to. Życie toczy się.  Następny dzień to czwartek. Nigdy nie mów nigdy. Nawet wieczorem. Wieczorem – panny wychodzą nad wodę….

O czym śpiewać ?

Kwitnie kasztanowiec, jest maj i znowu maturzyści siedzą w ławkach w sali gimnastycznej. Na podwórzu pełno kwiatów białożółtych, jest gorąco. Funia biegała dziś wolno po podwórzu bez bramy. Trochę się bałem, że ucieknie ale została.  Jest zawsze blisko mnie, bardzo kocham tego szczeniaka. Do konkursu z fizyki dla gimnazjalistów zgłosiło się już 107 uczniów z 15 okolicznych szkół. Będzie wesoło 23 maja, w czwartek. Słuchałem Denvera jadąc do Rybnika. Bazylika św. Antoniego pyszni się nowymi cegłami i czarną dachówka nad bocznymi nawami. Jechałem potem ulicą Piasta, minąłem pusty budynek naszego Liceum Hanki Sawickiej. Tą ulicą tak często wędrowaliśmy po lekcjach na spotkania w mieszkaniu Maryli. Było słonecznie, pachniało majem i świat się uśmiechał do mnie .

O czym śpiewać ? Przypomniał mi się mój stary wiersz z lat siedemdziesiątych…

O czym 001

Ja o maju a tu zima 1976 roku, sanie i spotkanie w domu Zuzi-Wisełki. Dużo świec się wypaliło, i w czajniku wyschła woda – nic to powiedziałaś, trzeba, a ja wyszeptałem – szkoda…

kasztanmages

Na Deszczowej pada deszcz

Ulica Deszczowa jest w Krakowie. To blisko Nowej Huty. Jest tam Rodzinny Dom Dziecka, który prowadzą Edyta i Janusz. Byłem tam. Spędziłem tam trzy dni majowe.  Słuchałem ich opowiadań, smutnych historii i radości, z którą to robią. Do tego trzeba wiary w Pana i dużo pokory. Tam nauczyłem się patrzeć na człowieka. Młodego człowieka – za karę pisał w kącie 100 razy. Niszczył i bił. A potem słuchałem piosenek, grała trąbka i oglądałem film o św. Ricie. Padał deszcz. Henio narysował wiewiórkę. Słuchałem piosenek Janusza. Mokra Funia podobała się Kasi, Robertowi i Heniowi. Pojechała z nami do Krakowa i jadła wieprzowinę w gruzińskiej restauracji. A deszcz pada na Brackiej.