Trud codzienności

Trud codzienności jest szczególnego rodzaju doświadczeniem. Jest jak cień, który wiernie towarzyszy swemu panu bez względu na to, czy świeci słońce czy też nie. Dla wielu ludzi ich własna codzienność staje się wręcz przekleństwem. Pozbawiona głębszych motywacji, stawiająca w obliczu nieustannie powtarzających się zajęć, dokonująca się w tych samych pomieszczeniach i środowiskach, wydaje się bolesną koniecznością.  Doświadczając jej, niektórzy poddają się beznadziei. Inni, chcąc się z niej wyrwać, sięgają po coraz to nowe doznania, sądząc, że stają się przez to bardziej wolni i niezależni.  Spojrzenie na trud codzienności pozbawione wiary zawsze zrodzi w wyobraźni człowieka obraz tragicznego fatum wiszącego nieustannie nad jego życiem. Wiara tymczasem mówi nam, że trud codzienności to wielka łaska. Święci uczą nas przemieniać go na rzeczy tak wspaniałe, że sam Bóg przygląda się im z upodobaniem i zachowuje ich wartość na wieczność.      /Jerzy Zieliński OCD/

indeks

Z wysokości minaretu

Wszystko stąd widać inaczej. Ludzie na dole są mali, robią małe kroki i chodzą powoli. Patrząc nad dachami z czerwonych dachówek, to co było ważne wczoraj, nie ma już znaczenia. I choć trzeba wrócić przez słowackie góry, choć tam nic się samo nie rozwiązało, wszystko jest inne z wysokości, z której teraz patrzę. Im bardziej ku zachodowi przesuwa się słońce, tym lepsza perspektywa i sprawy tracą ostrość. Jak przez krótkowzroczne oczy widzę mglisto priorytety i milowe ważności codziennego bytowania. Nie wpływa na to ani muzyka, która mi towarzyszy w każdej godzinie, ani poezja, o którą potykam się co chwila. Znaczenia małości naszego żywota powszedniego przydaje może mała szklaneczka białego wina w Dolinie Pięknej Pani, może uprzejmość i kultura mieszkańców tej krainy, a może spokojne, bezchmurne prawie niebo i fakt, że nikt mnie do niczego nie popędza, nie goni . A najbardziej, że ja sam jestem sobie sterem. Mimo, że najbliżsi są mi bardzo drodzy i ważni, potrafię płynąć sam, a z nimi razem, tak po prostu bez trosk, terminów i wszystkiego, co muszę. Tak sobie pisząc i myśląc, jestem szczęśliwy i spokojny. Cokolwiek nas czeka za dzień, tydzień czy powakacyjny miesiąc, przestało mieć jakiekolwiek znaczenie. Czy ten stan zawdzięczam sobie ? Bynajmniej, jest on tak samo mój jak mi dany. Za to dzięki. Wiesz komu.

indeks

Kubuś Puchatek w Egerze

A jeśli pewnego dnia będę musiał odejść? – spytał Krzyś, ściskając Misiową łapkę. – Co wtedy?
– Nic wielkiego. – zapewnił go Puchatek. – Posiedzę tu sobie i na Ciebie poczekam. Kiedy się kogoś kocha, to ten drugi ktoś nigdy nie znika.

775px-The_original_Winnie_the_Pooh_toys

Jutro wyjeżdżamy

Do Egeru. Z Patrykiem i Oliwką. Byliśmy w tym mieście dawno temu. Pamiętamy wino czerwone, gorące baseny i zamknięte, drewniane okiennice na jasnych oknach domów, w ciszy zamknięte przed słońcem. I jeszcze parę wspomnień. A teraz w nową podróż. W to samo miejsce, które nie będzie to samo. Wszyscy kiedyś wracamy w miejsca minione. Przeszłość na nagrzanych zawirowaniach powietrza nad asfaltowymi autostradami. Miłe spotkania z Węgrami w starszym wieku, otyłymi i bardzo bliskimi. Będziemy siedzieć blisko w gorących basenach, nie rozumiejąc ani słowa i uśmiechać się do siebie. Bez słów można powiedzieć znacznie więcej.

aaaimages

Nie ma tego złego …

Czasami uważamy za klęskę coś, co nie spełnia naszych oczekiwań. Ale ufność w Boga każe nam wierzyć, że to co było klęską, staje się początkiem nowej drogi – do zwycięstwa. I tak stało się tym razem. Nie pierwszy zresztą raz. Niezbadane są zamysły Naszego Boga.

Niech będzie wesele !

Epistoła do zakochanych

Do was dziś należy cały świat,

na trzy księżyce klnę się, moi drodzy –

o, świerszcz na moście kwili, a ten wiatr

oddech wasz z oddechem łączy nocy.

Tyle gwiazd zaczęło swe spadanie!

Jak mały bąk zza węgła lipiec patrzy.

Rzućcie kwiat, choćby najmniejszy, dla niej.

Rzućcie kwiat, ta noc dziś dla was tańczy.

Konstanty Ildefons Gałczyński

sssimages

Gdzie są chłopcy z tamtych lat …

Przeciw wojnie. Był nim i pisał o jej okrucieństwach często tu wspominany Erich Maria Remarque. Ale dziś o Marlenie Dietrich gwieździe kina lat dwudziestych i trzydziestych ubiegłego wieku. Opowiedziała się przeciw Hitlerowi i jego wojennym zapędom. Wracając do Niemiec z tournee nie weszła na ląd i pojechała do Stanów Zjednoczonych – nie chciała śpiewać dla nazistów.

Dziś przypomniała mi się jej piosenka z tego okresu:

Marlene Dietrich Sag mir wo die Blumen sind

indeks