Bawiliśmy się na podwórku. Najlepsza zabawa była w hasioku. Wymurował go na podwórzu mój dziadek Wilhelm. Był to prostokątny mur z otynkowanych cegieł, podzielony na dwie części – z przodu od placu były drewniane drzwiczki, otwierane ku sobie. Do tej części lokatorzy wyrzucali wszelkie możliwe śmieci, nieposegregowane, przynosząc je po prostu w wiadrach . Gdy była tego kopiasta sterta, przyjeżdżał gospodarz Wawrzynek furmanką zaprzężoną w dwa konie i łopatami wrzucał śmieci do furmanki i wywoził je / nie wiem niestety dokąd/. Mniejsza część hasioka , odległa najbardziej od drewnianych drzwiczek i odgrodzona ścianką z cegieł – był to gnojok, do którego dziadek wrzucał – dziś powiedzielibyśmy odpady biodegradowalne – czyli resztki jedzenia, liście, zgniłe jabłka, gruszki i opadłe kasztany a także, a może przede wszystkim – odchody kur i królików. Kury spacerowały po placu i załatwiały się gdzie popadnie. Króliki były w drewnianych klatkach z drzwiczkami z drucianej siatki. Dno klatek było z desek i trzeba było je często czyścić. Najbardziej podobały mi się belgijoki , bo miały duże , miękkie uszy i futro. Do kur dziadek dokupował czasami koguta, bo, jak twierdził, kury się lepiej chowały i miały lepsze jajka. Nie miałem o tym wtedy zielonego pojęcia.
Wracając do naszych, z Frankiem , zabaw – hasiok był najwspanialszym okrętem, my w środku obaj kapitanowie – zapalaliśmy śmieci. Był to nasz parowiec z dymiącym kominem. Z przodu przy drzwiczkach wsadzaliśmy pionową deskę, którą można było odchylać w prawo i w lewo – był to nasz ster. Co chwila przykładaliśmy do naszego pieca „ nowe” śmieci tak, że dym był spory i miał różnorodny zapach . Często dziadek lub babcia, albo też moja mama, przeganiali nas z tego śmietnika, bo całe podwórze i ulica Marchlewskiego były zadymione.
Dziś sobie o tym przypomniałem, gdy natknąłem się w Internecie na piosenkę innego Franka – może Franciszka ? , a mianowicie Franka Sinatry. Ta jego piosenka: My Way , gdy jej słuchałem, przechodziły mnie ciarki, gdy słuchałem jej w późnych latach sześćdziesiątych, a i potem nie raz. Przypominam więc ją dzisiaj i podaję polską wersję . Co ona ma wspólnego z moimi zabawami na placu ? Nie mam najmniejszego pojęcia. Ale mi się podoba. Bardzo. A ty, co o niej myślisz ?
I teraz, kiedy koniec jest już bliski 
A przede mną już ostatni występ
Przyjacielu, chciałbym Ci jasno powiedzieć
O tym, czego jestem pewien
Żyłem pełnią życia
Podróżowałem każdą drogą
Ale najbardziej cenię sobie to
Że żyłem tak, jak chciałem
Żałuję kilku rzeczy Frank Sinatra
Ale jest ich za mało, by o nich opowiadać
Zrobiłem to, co miałem zrobić
Przejrzałem wszystko bez wyjątków My Way
Z uwagą planowałem każdy swój krok
Z uwagą go robiłem
Ale najbardziej cenię sobie to
Że żyłem tak, jak chciałem
Owszem, były takie czasy, ale jestem pewien, że wiesz o nich
Kiedy nakładałem sobie więcej, niż mogłem zjeść
Ale mimo wszystko, nawet w chwili zwątpienia
Żułem i wypluwałem
Zmierzyłem się z tym wszystkim, będąc z siebie dumnym
Że żyłem tak, jak chciałem
Kochałem, śmiałem się i płakałem
Doznałem spełnienia, ale i uczucia straty
A teraz, kiedy łzy obeschły
Mogę się już tylko cieszyć
Myśleć, że to ja zrobiłem to wszystko
I bez obaw powiedzieć
Że żyłem tak, jak chciałem
Bo czymże jest człowiek, co on takiego ma?
Jeśli nie jest sobą, nie ma nic
Do powiedzenia o tym, co naprawdę czuje
I nie są to słowa, które powalą kogoś na kolana
Zapisy pokazały, że przyjąłem wszystkie ciosy
Żyłem tak, jak chciałem
Żyłem tak, jak chciałem