To pytanie zadają sobie chrześcijanie wszystkich czasów. Czy warto się narażać, czy warto się wychylać, sprzeciwiać władzy, czy nie lepiej pozostać w tłumie, wiedzieć swoje, wiedzieć, jak jest naprawdę, ale publicznie tego nie mówić? Wychowywać swoje dzieci po swojemu w zaciszu domowym, ale nie ingerować w program szkoły, nie sprzeciwiać się złu, które panoszy się wokoło, nie angażować się w spory publiczne. Takich pytań jest wiele, a odpowiedź na nie Czytaj dalej
Archiwum miesiąca: sierpień 2014
Mój Psalm
W Tobie, Panie, ucieczka moja,
niech wstydu nie zaznam na wieki.
Wyzwól mnie i ratuj w Twej sprawiedliwości,
nakłoń ku mnie swe ucho i ześlij ocalenie.
Bądź dla mnie skałą schronienia
i zamkiem warownym, aby mnie ocalić,
bo Ty jesteś moją opoką i twierdzą.
Boże mój, wyrwij mnie z rąk niegodziwca.
Bo Ty, mój Boże, jesteś moją nadzieją,
Panie, Tobie ufam od młodości.
Ty byłeś moją podporą od dnia narodzin,
od łona matki moim opiekunem,
Ciebie zawsze wysławiałem.
Moje usta będą głosiły Twoją sprawiedliwość
i przez cały dzień Twoją pomoc.
Boże, Ty mnie uczyłeś od mojej młodości
i do tej chwili głoszę Twoje cuda.
Bajtle, gizdy i najduchy
Z okazji rozpoczynającego się wkrótce nowego roku szkolnego i przedszkolnego wszystkim bajtlom małym i dużym życzę wszelkiej pomyślności. Tylko tak naprawdę, kochane dzieci, jak należy się do was zwracać po śląsku ? Określeń jest cała masa ! I tak – jeżeli dzieci na Śląsku są niegrzeczne – nazywa się je gizdami. A kiedy są bardzo niegrzeczne – gizdami pierońskimi albo dioseckimi.
Kim jest najduch ? To znajda albo jeszcze inaczej podciep choć nie całkiem to prawda. Najduchy to dzieci zowitki. Zowitki to niezamężne kobiety, którym przytrafił się bajtel czyli najduch. Wśród śląskich dzieci były jeszcze rojbry, czyli łobuzy. Gizd i rojber – czy wszystkie śląskie dzieci były niegrzeczne ? Do dziewcząt zwracano się „ciacianka” / cacy dziewczynka/ lub ”moja pupcia” /pupka/ czyli „moja laleczka” . Ta „pupcia” Polaków musi trochę zaskakiwać. No bo chłopak mówiący o dziewczynie „moja dupa” jest zrozumiały, ale ojciec mówiący o córce „moja pupka” ? Zboczony czy co!
Wniosek z tego prosty: chłopcy byli gizdami, no bo cacani nie byli. Bo w końcu jak nazwać umorusanego i rozwrzeszczanego osobnika, który całymi dniami plompie luft w rapitołzy ? A bajtle ? W niektórych regionach Śląska na podwórku jest pełno bajtli, zaś w innych jest pełno dziecek. Różnica tkwi tylko w nazewnictwie, w obu przypadkach to te same, małe pierony.
Kiedy ty, Droga Czytelniczko zostaniesz matką czyli zawita do ciebie boczoń /abo chocia hebama/, na pewno nie będziesz miała gizda, przynajmniej nie od razu. Na początku będzie to małe kukulontko w lacliku i z nuplem. Oby tylko słodki bobuś nie okazał się popszniołym, dupom w kraglu abo ślimokiym , bo bydzie biyda ! Jezu, jako ta nasza godka je gryfno !
No to na tyn szkolny rok pozdrowienia dlo wszyjskich ślonskich bajtli – Wasz Rechtór.
Do napisania tego tekstu zainspirował mnie artykuł Gorolicy w czasopiśmie, które można kupić w Intermarche w Knurowie:
Życie po śmierci
Kiedy ktoś bliski umiera i nie możesz już nic zrobić. Patrzysz w swojej bezsilności jak odchodzi, jak cichnie i zmienia mu się twarz. Już cię nie poznaje a ty chcesz być ciągle blisko. Zrobiłeś wszystko co było w twojej mocy ? Pozostaje jak zawsze modlitwa – jeżeli umiesz się modlić. Bo jeżeli nie – to tylko rozpacz a potem cisza, która zamyka wieko trumny na zawsze.
Nocą
Szedłem pustą ulicą. Przejeżdżała właśnie taksówka, szofer zatrzymał się na chwilę, spojrzał na mnie i z rezygnacją dodał gazu kierując się w stronę portu. Wszedłem do jakiegoś lokalu. Była to knajpa dla szoferów. Siedziało tu kilku kierowców taksówek i kilka prostytutek. Kierowcy grali w karty, dziwki piły absynt. Szybkim spojrzeniem otaksowały moją sylwetkę, potem odwróciły się obojętnie. Starsza głośno ziewnęła, młodsza zaczęła się malować. W głębi chłopak o umęczonej twarzy szczura posypał podłogę trocinami i zaczął zamiatać. Usiadłem przy stoliku koło wyjścia: stąd łatwiej się było ulotnić.
Tak napisałby pewnie Remarque’a. Czytaj dalej
Odnaleźć siebie
Pisane na plaży
Cóż ja wiem o pisaniu ? Nic, po prostu to nie moja profesja. Czasami coś pisałem, trochę wierszy już dawno, kilka pamiętników. Teraz to, co niektórzy nazywają blogiem a ja moją stroną prywatną. Wczoraj skończyłem czytanie Hrabiego de Monte Christo, po raz trzeci bodajże. Nie mogłem się od tej lektury oderwać. Żaden Remarque ani Hemingway nie wciągnęli mnie tak bardzo w czytanie, jak ta znana mi z dzieciństwa powieść Aleksandra Dumas /ojca/. Może pomyślisz czytelniku, że to taka sobie przygodowa, francuska powieść z XIX wieku, niezbyt doceniona przez krytykę literacką, choć był to największy sukces literacki i finansowy Dumasa. Dla mnie to nie tylko powrót do lat dzieciństwa, kiedy w wieku chyba trzynastu lat przeczytałem ją po raz pierwszy, ale odczytany zupełnie na nowo tekst i zachwyt literaturą i sposobem pisania jej autora. Najbardziej chyba podziwiałem sposób mówienia bohaterów powieści, jakich używają słów, by wyrazić swoje myśli. Każda rozmowa między postaciami w tej książce to sztuka dialogu, pięknego i długiego mówienia, budowy zdań kunsztownie logicznych. Starannie dobrane słowa wyrażają zdziwienie, radość, niepokój, nienawiść… Tu zacząłem się zastanawiać nad językiem, który słyszę na co dzień na ulicy, w szkole, wśród znajomych… Jak uboga ta nasza nowomowa, jak prymitywny język i wulgarne słownictwo, w którym „no wiesz” zastępuje wszystkie określenia i przymiotniki, których brak mówiącemu. Czytaj dalej
Zardzewiały Kościół
Wielu ludzi nie chodzi do kościoła z powodu księży – że grzeszą pedofilią, alkoholizmem, chciwością, hipokryzją, że nie zachowują celibatu…Kościół jest jak zardzewiała misa ale pełna złotych monet i drogocennych kamieni… Wszyscy jesteśmy grzesznikami, księża nie są wyjątkiem. Ale spójrzcie na wspaniałych, mądrych i prawdziwych księży, zakonników, siostry zakonne, swoich katechetów. Każdy z nas spotkał w życiu takiego apostoła. Ja spotykam ich co chwila, nie tylko w Knurowie.
Najważniejszy jest Chrystus, nie opakowanie. Albo w niego wierzysz albo nie. W duchowieństwo nikt ci wierzyć nie każe. Chcesz żeby wyrosła Ci roślinka – musisz ją zasiać i podlewać. Chcesz zagrać dobry koncert – musisz poćwiczyć i nastroić instrument. Chcesz bezpiecznie dojechać na miejsce – musisz przestrzegać zasad ruchu drogowego. Chcesz trafić do nieba – musisz przyjąć reguły, które ustalił Bóg. Wszystko jest proste, logiczne i oczywiste. Ale żeby to odkryć, potrzeba w głowie trochę… oleju !
Z wakacyjnym pozdrowieniem na szlaku …
Wiatr od morza, skrzypce, trochę piasku i wolność
Po południu wiatr zmienił kierunek, przejaśniło się, oziębiło i poczuliśmy się od razu lepiej. Mogliśmy wyjrzeć na zewnątrz i z balkonu podziwiać błyskające neony na młyńskim kole, które poruszało się bardzo ospale, drgało raczej niż wirowało.Morze szumiało jak zawsze, monotonnie i nawet nie zauważyło, że przejechaliśmy ten szmat drogi aby go zobaczyć. Powitanie z morzem, zamoczenie nóg i radość fal biegnących ku nam od zachodu. Trudno nawet spojrzeć na horyzont, który lśnił w purpurze oślepiających promieni, gorących i przyzywających jednocześnie. Po raz kolejny byliśmy nad morzem, sami i z dziećmi równocześnie.
Dni mijają. Plaża, obiady w Imperiallu i wędrówki ulicą pełną bud z pamiątkami, tandetą za złotówkę i ten sam handlarz starzyzną, z siwą brodą i szklistymi, pustymi i przekrwionymi oczami alkoholika. Jesteśmy ci sami i nowi za każdym razem.Nic jeszcze nie przypomina września i tornistrów z zeszytami pachnącymi nowością. Radość opalonych ramion i smak wytrawnego martini z lodem i cytryną, w barze na plaży. Dzieci z radością rozpakowują swoje urodzinowe prezenty : lalka i konik z plastikowym siodłem. Jesteśmy szczęśliwi, choć nikt nie nazywa tego po imieniu. Wieczorna modlitwa razem i ziewające ich buzie, które mówią: dzień był pełen wrażeń i chcemy już tylko spać.