Życzenia od profesora Wojciecha Dindorfa

                        dindorf1

 

   

 

 

WESOŁYCH 2015tych ŚWIĄT!! 

Pomyślcie sobie, że śnieg pada (!)

Ciepło, i dobrze Wam na duszy

Ktoś gra kolędy, ktoś coś gada,

Ktoś się przypomni, coś Cię wzruszy

Dobrze, gdy Bratnia Dusza blisko

Jak nie – przytulcie się myślami

Wystarczyć musi to za wszystko i

Pokój z Wami   i  Dominus vobiscum

        Merry Christmas; Frohe Weihnachten; Joyeux Noel; Feliz Navidad                            

        dindorf2         

 

 

Napisałem dotąd 20 świątecznych życzeń – wierszyków.   Z tych dwudziestu  wybrałem jeden wierszyk (chyba z 2009 roku), który do wszystkich wysyłam. Wielu już to kiedyś dostało ale ja nie mam wykazu co komu i kiedy. Teraz będę miał.  Każdego roku (a mam ochotę jeszcze pożyć) wyślę coś innego. Jak napiszę nowy, to będzie oznaczony numerem opusu większym niż 1626.

Z Każdą i Każdym indywidualnie dzielę się opłatkiem w chwili wklikiwania  SEND.

wd                        

Nie zapomnę nigdy pożegnania z Tobą i z Uczniami przy samochodzie w Gliwicach. Ważne to było wydarzenie w moim życiu choć podobnych spotkań miałem blisko setki. Ciekawe jak Oni to zapamiętali. Życie jest piękne.
Dużo miłych chwil życzę w te przydługie Święta – zapowiedź o dzień dłuższego roku 2016.
serdeczności
w

Dla ciebie jest ta piosenka

Dla ciebie jest piosenka ta,
Dla ciebie, Owerniaku, który bez ceremonii

Dałeś mi cztery kawałki drewna
Gdy w moim życiu był mróz

Ty, co mi dałeś ogień, gdy
Te niecnoty i nicponie
Wszyscy ci o dobrych chęciach
Zamknęli mi drzwi przed nosem

To był tylko ogień z drewna
Ale rozgrzał mi ciało
I ciągle płonie w mej duszy
Niby płomień radości

       

 

Kiedy umrzesz, Owerniaku,
Kiedy zabierze cię grabarz,
Niech cię powiedzie poprzez niebo
Do Przedwiecznego Ojca

Dla ciebie jest piosenka ta,
Dla ciebie, karczmarko, która bez ceremonii
Dałaś mi cztery kawałki chleba
Gdy w moim życiu był głód

Ty, co mi otwarłaś swój chlebak, gdy
Te niecnoty i nicponie
Wszyscy ci o dobrych chęciach
Cieszyli się, widząc mnie głodującego

To było tylko trochę chleba
Ale to rozgrzało mi ciało
I ciągle płonie w mej duszy
Niby wielka uczta

Kiedy umrzesz, karczmarko,
Kiedy zabierze cię grabarz,
Niech cię powiedzie poprzez niebo
Do Przedwiecznego Ojca

Dla ciebie jest piosenka ta,
Dla ciebie, nieznajomy, który bez ceremonii
Uśmiechnąłeś się do mnie smutno
Gdy zabierali mnie żandarmi

Ty, co nie biłeś brawo, gdy
Te niecnoty i nicponie
Wszyscy ci o dobrych chęciach
Śmiali się, widząc mnie zabieranego

To było tylko trochę miodu
Ale to rozgrzało mi ciało
I ciągle płonie w mej duszy

Niby wielkie słońce
Kiedy umrzesz, nieznajomy,
Kiedy zabierze cię grabarz,
Niech cię powiedzie poprzez niebo
Do Przedwiecznego Ojca  

Kawał Celiny

jasiuimagesByła ci u mnie Celina i opowiedziała taki kawał:

Pani w szkole zadała dzieciom zadanie domowe, aby napisali kiedy i gdzie umarł Pan Jezus. Wszystkie dzieci odpowiedziały na pytanie na piątkę a niektóre nawet na szóstkę – z wyjątkiem Jasia, który nic nie napisał. „Jasiu – pyta nauczycielka – nie wiesz takich rzeczy?” „Niestety nie mam o tym pojęcia, proszę pani’ – odpowiada Jasiu. Pani wzywa do szkoły ojca Jasia i mówi mu,że to niewyobrażalne, aby  syn nie wiedział, gdzie i kiedy umarł Pan Jezus !

Na to odpowiada tata Jasia: „Pani nauczycielko, my mieszkomy na takim zadupiu, że my nawet nie słyszeli kiedy on zachorowoł !…”

Uśmiałem się serdecznie. To był niezły kawał Celiny.

Wywiad z Romanem Buchtą czyli Knurów z mojego placu

buchtaTo długi wywiad. Nagrałem tę rozmowę w listopadzie 2014r. Roman Buchta to społecznik, wieloletni nauczyciel plastyki w knurowskich i nie tylko knurowskich szkołach. Radny Rady Miasta Knurowa, laureat prestiżowego „Lauru Knurowa”. Autor wielu plastycznych dokonań, między innymi wystroju knurowskiego kościoła św. Cyryla i Metodego. Przez jakiś czas był redaktorem „Przeglądu Lokalnego”

Postać doskonale znana knurowianom. Roman Buchta odznacza się niezwykła pamięcią do nazwisk, osób i zdarzeń. Jeżeli, mój Czytelniku, jesteś spoza Knurowa to nic się nie martw – też ten wywiad przeczytaj. Jest ciekawy a czasem bardzo zabawny. Nigdzie indziej nie nadaje się do publikacji ze względu na osoby, o których wspomina. Tylko ta strona jest wolna i nie boi się żadnych konsekwencji żyjących potomków opisywanych tu osób.

Życzę miłej lektury. Niech to będzie świąteczny prezent dla tych, co Knurów znają i pamiętają sprzed ponad sześćdziesięciu lat. Niech te wspomnienia wywołają twoje własne przeżycia związane z miejscem w którym mieszkasz, żyjesz i z którego pochodzisz. Jeżeli chcesz mi je też opowiedzieć, to chętnie posłucham i może tu też opublikuję. A teraz oddajmy już głos  bohaterowi naszego opowiadania…

RB – To od czego mam zacząć ?
GC – Najlepiej od początku czyli urodziłeś się..
…urodziłem się w familoku. W tym familoku u rodziców mieszkaliśmy razem, potem staraliśmy się o mieszkanie. Familok nasz był w okolicach Sojki. Była to budka, w której pan Sojka sprzedawał słodycze i piwo. Ta budka już dziś nie istnieje, jej poprzednim właścicielem był pan Filipiec, on ją wybudował i sprzedawał w niej mleko. Budka ta stała w miejscu skrzyżowania ulicy Sienkiewicza z ulicą Antoniego Słoniny. Była wymurowana z cegły, od frontu były drzwi i okienko z okiennicami. Pomieszczenie było dwudzielne, w jednym z nich był sklepik. Poprzednio w tej budce rezydował pan Badura. Mieszkał w domu przy ulicy Wolności. Tam są takie dwa ciągi domów. W drodze do tzw. Wogi, w pierwszym familoku z brzegu – tam się urodziłem . Były tam dwa pokoje przechodnie z kuchnią. Czyniliśmy starania o mieszkanie samodzielne. W 1944 lub 1945 rodzice dostali mieszkanie na Sienkiewicza, potocznie mówiło się u Pawlytki. Był to dom z takim przejazdem, mówiło się, że z ajnfartem . Teraz jest tam firma komputerowa Upos System. Dostaliśmy mieszkanie w tym domu, nad tym ajnfartem. Mieliśmy tam dwa pokoje z kuchnią usytuowane w normalnym ciągu. Nie było tam pieców, kiedyś tak budowano. Zimą było tak zimno, że marzły główki gwoździ, były takie białe. Był to jeden z wielu domów, budowanych w roku 1936. W czasie wojny domy te stały i tam rodzice dostali to mieszkanie. Ja urodziłem się w roku 1939. Kiedy rodzice przyszli zobaczyć to mieszkanie, okazało się już zasiedlone. Mieszkała tam kilkuosobowa rodzina Gilnerów. Przygotowywali się do wyprowadzki do Gierałtowic. Kiedy później pracowałem jako nauczyciel w szkole w Gierałtowicach, to uczyłem jeszcze ostatnie pokolenie tych Gilnerów. Była w tej rodzinie duża rozpiętość wieku: najstarsi byli już trzydziestoletni a najmłodsi siedmioletni. Tak to kiedyś bywało podobno. W tym mieszkaniu zastało nas wyzwolenie. Kiedy Rusy wlazły, to nas wygonili z tego mieszkania, rządzili się w nim jak im odpowiadało. Nasze mieszkanie stało się miejscem dla fryzjera. W obecnym domu państwa Czerników / w głębi ulicy ks.Koziełka/ mieszkali państwo Michalscy, obydwoje byli z zawodu fryzjerami. Rosjanie z ich salonu fryzjerskiego przenieśli wszystkie lustra, fotele i inne sprzęty do naszego mieszkania, w którym powstał salon fryzjerski dla żołnierzy.
Zniszczenia były ogromne. W piecu kuchennym żołnierze rozpalali ogień, aby ogrzać całe pomieszczenie. Ponieważ nie chciało się im wynosić popiołu, wybierali go z pieca i wysypywali na środek kuchni. Nas oczywiście wygonili z mieszkania i mieszkaliśmy w piwnicy u Szyrmla. Dom Szyrmla był ważny dla całej dzielnicy, ponieważ u niego był magiel, jedyny w okolicy magiel ręczny. Podobno zdążyli schować ten magiel przed zniszczeniem, ale nie wiem, czy dotrwał on do naszych czasów. Przyszło wyzwolenie – była to makabra, choć co to za wojna była u nas ? Czołg jeden stał przy wylocie na familoki i tylko dochodziły wiadomości – a to że u Bartosza sklep rozkradli. Bartosz miał sklep za obecnym Lidlem, nazywali to konsumy. W tym domu był duży sklep rzeźniczy i osobno spożywczy . Bartosz tam urzędował, a w miejsce sklepu rzeźniczego powstał sklep meblowy, którym zarządzał pan Przybyła / nie jestem pewien/. Był kombinatorem, bo jak dziś pamiętam wielki artykuł w ówczesnej katowickiej Trybunie Robotniczej : „Pośliznął się na szafie”. Okazało się, że zawyżał ceny mebli, którymi handlował i była z tego wielka afera. Gdy Ruscy byli u nas, to trochę „cyrku” ludzie podżyli. Sam byłem świadkiem, gdy przyszli do babci Michałki w familoku i szukali złota. Zdejmowali z romy szolki ze złotymi uszkami, o brzeg stołu je uczaskiwali, ale te uszka im się rozsypywały w rękach przy takim uderzeniu. Tak samo dziadkowi z zegara zabrali terpentykiel /waga zegara czyli wahadło/. Byłem też świadkiem jak sąsiad, który był zegarmistrzem i znał się na tym, został wezwany i cała drużyna licząca 12 żołnierzy kazała mu zrobić z jednego dużego zegara 12 małych zegarków. Brzmi to nieprawdopodobnie ale sam to widziałem i przeżywałem. Dokwaterowano nam Gruzina, na imię miał Michoł czyli Michał, szalenie inteligentny człowiek. Nauczył dziadka Wicharego alfabetu rosyjskiego. Był to spolegliwy człowiek, przynosił wędzoną słoninę z ich przydziałów wojskowych i robił zapiekanki. Zakopywał żeliwny garnek do ziemi i obkładał go trawnikiem. Rusy w końcu poszły, zaczęło się w miarę normalne życie.

Czytaj dalej

Cicho! Oto nadchodzi!

Pieśń nadShulammite_maiden_MoreauCicho! Ukochany mój! Oto on! Oto nadchodzi! Biegnie przez góry, skacze po pagórkach. Umiłowany mój podobny do gazeli, do młodego jelenia. Oto stoi za naszym murem, patrzy przez okno, zagląda przez kraty. Miły mój odzywa się i mówi do mnie: Powstań, przyjaciółko ma, piękna ma, i pójdź! Bo oto minęła już zima, deszcz ustał i przeszedł. Na ziemi widać już kwiaty, nadszedł czas przycinania winnic, i głos synogarlicy już słychać w naszej krainie. Drzewo figowe wydało zawiązki owoców i winne krzewy kwitnące już pachną. Powstań, przyjaciółko ma, piękna ma, i pójdź! Gołąbko ma, [ukryta] w zagłębieniach skały, w szczelinach przepaści, ukaż mi swą twarz, daj mi usłyszeć swój głos! Bo słodki jest głos twój i twarz pełna wdzięku.

Pieśń nad pieśniami

Gdziekolwiek będziesz, cokolwiek się stanie

grechutaindeksTen ostatni wpis o pisaniu listów przywołał we mnie wspomnienia piosenek Marka Grechuty. Jego płyty, odtwarzane  na moim gramofonie, trzeszczały od zdarcia, słuchałem ich bez końca. Znam do dziś ich słowa na pamięć. Ale ta piosenka rzadko się u mnie pojawiała. Teraz ją  przypominam – sobie i tobie. Słowa mi jakoś pasują do teraźniejszości naszej. Jutro spotkam się z nauczycielami naszego Liceum na wieczorze  opłatkowym. Z obecnie pracującymi i z tymi na emeryturze. Najbardziej cieszę się na spotkanie z tymi ostatnimi. Sam już przekroczyłem emerytalny Rubikon, do nich mi jakoś bliżej. Wielu z nich mnie uczyło w pierwszej klasie licealnej. Potem nastąpił Rybnik, ale to już temat na inne opowiadanie. A więc…

Gdziekolwiek będziesz, cokolwiek się stanie,
Będą miejsca w książkach i miejsca przy stole.
Kasztan kiedy kwitnie lub owoc otwiera
Będą drzewa, ulice, ktoś nagle zawoła.
Ktoś do drzwi zapuka, pamięć przyniesie
Z kwiatem, z godziną, z kolorem.
Gdziekolwiek będziesz, cokolwiek się stanie.
Gdziekolwiek będziesz…
Gdziekolwiek będziesz, cokolwiek się stanie,
Będą miejsca w książkach i miejsca przy stole.
Kasztan kiedy kwitnie lub owoc otwiera
Będą drzewa, ulice, ktoś nagle zawoła.
Wciąż będzie początek, bo wszędzie są mosty
Prawdziwe jak powietrze, ode mnie do ciebie,
Gdziekolwiek będę, cokolwiek się stanie.
Gdziekolwiek będę…
Gdziekolwiek będziesz, cokolwiek się stanie,
Będą miejsca w książkach i miejsca przy stole.
Kasztan kiedy kwitnie lub owoc otwiera
Będą drzewa, ulice, ktoś nagle zawoła.
Ktoś do drzwi zapuka, pamięć przyniesie
Z kwiatem, z godziną, z kolorem.
Gdziekolwiek będziesz, cokolwiek się stanie.
Gdziekolwiek będziesz…

O pisaniu listów i innych duperelach

Amnesty12339184_984758921570369_7326881051379317395_oPisałem wczoraj list do Amnesty International w sprawie uwolnienia redaktora z Uzbekistanu. Był w opozycji, więc go władza zamknęła i trzyma w wiezieniu. Uczniowie i nauczyciele, radni i politycy piszą listy, by go uwolnić. Też byłem w Miejskim Gimnazjum nr 2 w Knurowie i pisałem. Szkoła piękna, pierwszy raz byłem. Świetna organizacja, ciepłe przyjęcie i herbata. Do tego śpiewał Grechuta, to powalające. Kto dzisiaj słucha Grechuty ?  Gospodarzem imprezy był mój znajomy, poeta Mirek. Wszystko było ciepłe. Dużo uczniów i atmosfera miła. Dobrze, że ludzie się jednoczą wokół takich akcji.

Ale, powiem ci to w sekrecie, że potem posłuchałem znowu Andrzeja Sikorowskiego. Dużo go tu ostatnio. Widać mam ciąg na jego punkcie. Więc chcę jeść, pić i kochać /się /.

Uważasz, że to takie duperele po Amnesty International ? Zgadzam się, więc posłuchaj Ty…/…/…

Kiedy poranną sączę kawę rozgrzany po niedawnym śnie
przeglądam pierwsze strony gazet i mówiąc szczerze boję się
Wokół ruiny i pożogi
płyną powodzie spada śnieg
i wszędzie twarze pełne trwogi, bo zbliża się kolejny wiek

Więc ci dziękuję losie choćby tylko za to
że nie musiałem się urodzić pod wulkanem
że średni u nas klimat i przeciętne lat
ale dzieciaki są przeważnie roześmiane
i chociaż czasem przyfruwają szare dni
a przez mój ogród nie chce płynąć żyła złota
to przecież zawsze mogłem robić rzeczy trzy
jeść, pić i kochać

Kiedy poranną sączę kawę i topię w niej niedawny sen
przeglądam pierwsze strony gazet
to jedno wiem naprawdę wiem
Gdy dookoła puste słowa i nowa bitwa wciąż u drzwi
to trzeba umieć uszanować tę jedną chwilę która lśni

Więc ci dziękuję losie choćby tylko za to
że nie musiałem się urodzić pod wulkanem
że średni u nas klimat i przeciętne lat
ale dzieciaki są przeważnie roześmiane
i chociaż czasem przyfruwają szare dni
a przez mój ogród nie chce płynąć żyła złota
to przecież zawsze mogłem robić rzeczy trzy
jeść, pić i kochać

 

Co zrobisz to źle

krosny143842_krosny_7Jezus powiedział do tłumów:

„Z kim mam porównać to pokolenie? Podobne jest ono do przebywających na rynku dzieci, które przymawiają swym rówieśnikom: «Przygrywaliśmy wam, a nie tańczyliście; biadaliśmy, a wyście nie zawodzili». Przyszedł bowiem Jan: nie jadł ani nie pił, a oni mówią: «Zły duch go opętał». Przyszedł Syn Człowieczy: je i pije, a oni mówią: «Oto żarłok i pijak, przyjaciel celników i grzeszników». A jednak mądrość usprawiedliwiona jest przez swe czyny”.

Zarówno postawa Jana Chrzciciela, który pościł, jak i Jezusa, który „jadł i pił”, były źle przyjmowane przez Żydów. Z drugiej strony niektórzy najpierw byli uczniami Jana, a potem Jezusa, więc zarówno poszczenie, jak i jego brak nie były dla nich przeszkodą. Gdzie więc tkwi problem? Problem tkwi w słuchaczu. Najczęstszą przyczyną odrzucenia Ewangelii są wyrzuty sumienia połączone z niechęcią do zmiany własnego życia. O ile wyrzuty sumienia mogą okazać się dobrym przygotowaniem do przyjęcia wiary, o tyle chęć zachowania dotychczasowego sposobu życia uniemożliwia wszystko. Nie mogę przyjąć Bożego przebaczenia, uwalniającego od wyrzutów sumienia, bez postanowienia, że odtąd będę żył zgodnie z Ewangelią. Co więcej, jeżeli nie chcę zmiany mojego życia, to sama obecność Boga, ludzi wierzących, a nawet symboli religijnych drażni, bo pokazuje, że istnieje inne, dobre życie, że jest prawda i dobro, a to zwiększa moje wyrzuty sumienia. Dlatego zamiast mówić, że ateista w obecności krzyża ma „urażone uczucia”, należałoby powiedzieć, że ma obudzone wyrzuty sumienia. Zawsze najważniejsza jest wolna wola, odpowiedź na proste pytanie: czy chcesz się zmienić?

Ireneusz Krosny

Dziadek do orzechów w Straży Miejskiej w Rybniku

dziadekmaxresdefaultOglądaliśmy w Teatrze Ziemi Rybnickiej „Dziadka do orzechów”, balet w wykonaniu Lwowskiego Narodowego Akademickiego Teatru Opery i Baletu im. Salomei Kruszelnickiej. Moja żona i ja a głównie Patryki i Oliwka,  nasze wnuki-bliźniaki z trzeciej klasy podstawówki a nade wszystko Różyczka, niespełna dwuletnia nasza najmłodsza wnuczka ze swoją mamą Martą, naszą najstarszą córeczką. Miejsca w drugim rzędzie, blisko sceny, widok znakomity. Jeszcze przed rozpoczęciem spektaklu  św. Mikołaj ze sceny streścił dzieciom bajkę o Dziadku do Orzechów, bo balet trudno czasami zrozumieć. Nie tylko dzieciom. A było to właśnie w niedzielę, w dzień św. Mikołaja. Goście z Ukrainy tańczyli nieźle, ale chała polegała na tym, że nie było orkiestry /playback/ i nie było dekoracji… Taki sobie występ oszczędnościowy, bilety po 30 zł więc cóż wymagać ? Ale i tak się podobało dzieciom, widownia była pełna dziadków, babć, mam i tatusiów, no i dzieciaków oczywiście. Ja i tak spoglądałem na scenę z rzadka, patrzyłem na Różę, jak reaguje, jak otwiera buzię, jak obserwuje tańczące lalki i myszki. Właziła i złaziła z fotela, jadła chleb z kiełbasą, piła herbatę. Była cudowna. W drugim akcie była już nieco znudzona i biegała między nami a pierwszym rzędem. Ale wytrzymała prawie trzy godziny. O wychowaniu dzieci przez sztukę już tu kiedyś pisałem. Prowadźcie dzieci do filharmonii, do teatru, do opery. Niech chłoną za młodu dobre i piękne widowiska.

Niestety po powrocie do samochodu kartka za wycieraczką – wezwanie do Straży Miejskiej – złe parkowanie, że na chodniku i na zakazie zatrzymywania… Kto by to widział po ciemku? Przecież musiałem zaparkować blisko, wszystkie miejsca zajęte. Następnego dnia rozmawiałem ze strażnikiem w Rybnickiej Straży. A to, że to było w dniu św. Mikołaja, że prawo jazdy robiłem w 1975, po maturze, że trzeba mnie pouczyć, bo mogłem zapomnieć o zakazach.. A potem okazało się, że mamy wspólnych znajomych, że on nie lubi fizyki i skończyło się na pouczeniu. Odetchnąłem.  Jak ja kocham ten Rybnik /…/

tak to pamiętam

wiadomosci2Przychodzili wieczorami rozmawiali godzinami
wódkę pili
przeklinali i bluźnili o muzykę się kłócili
dzielni byli
wielcy piękni i bogaci kopiowali ich piraci
zero strachu
a szalone małolaty wyrywały autografy
bez obciachu
Koledzy mojego taty i ja
to przecież odległe światy są dwa
lecz wyznać muszę nieśmiało
że chyba mi się udało
w pamięci bowiem zostało
z tych rozmów prawdy niemało
a takiej dzisiaj  brak

Na mój upór nie ma rady idę w ich na piasku ślady
no i kropka
i nie myślę o tym prawie że mnie może w tej zabawie
klapa spotkać
dobre rady w kieszeń wziąłem i wypływam na ocean
małą łódką
licząc że sztormową nocą jednak przyjdą mi z pomocą
po cichutku
Dzieciaki naszych kolegów i my
daleko na drugim brzegu lecz gdy
zachodzi taka potrzeba
że dziecko zechce zaśpiewać
to zawsze może polegać
na starych taty kolegach
bo idą w to jak w dym

Maja Sikorowska