Na wakacjach

Teraz jestem w domu.  Żadne wielkie wyjazdy nie są na razie w planie.  Prace w piwnicy i remont klatki schodowej pochłaniają moja uwagę. Jest spokój i dużo czasu na odpoczynek i sen.  Tobie też tego życzę. Na dziś dobre słowa:

„W dobrej pamięci wciąż kwitną kwiaty pięknych wspomnień”

 

 

„No to do zaś” czyli trzecia i ostatnia część wywiadu z Romkiem Buchtą

 Buchta Romek 3 – No to do zaś – powiedziałem, i umówiliśmy się na następne spotkanie i na następne nagranie. Ale następnego spotkania już nie było, już nie zdążyłem niczego nagrać. Jeszcze rozmawialiśmy krótko kilka dni przed jego śmiercią telefonicznie, uzgadnialiśmy pisownię nazwiska Piczki i gdzie dokładnie był warsztat Tomulki. Mówił słabym głosem, ale wyraźnie i przytomnie.

Romek zawsze mówił spokojnie, nigdy nie podnosił głosu i nigdy nie krzyczał. Gdy się z czymś lub z kimś w towarzystwie nie zgadzał, to argumentował spokojnie swoje racje lub ostatecznie milczał.

Przepraszam wszystkich czytających te moje „wywiady” za nieudolność stylu i błędy językowe. Tak trudno jest zachować styl mówienia Romka i przelewać to na papier. Jeżeli kogoś tymi publikacjami obraziłem, to też proszę o wybaczenie. Romek na pewno nie chciał nikogo obrazić ani ośmieszyć. Rozmawialiśmy jak dwaj dobrzy znajomi, on mówił, a ja słuchałem. I dziękuję Jemu za wszystko, co powiedział i bardzo mi przykro, że nie zdążyłem wszystkiego nagrać. Ale chyba nigdy nie nagra się wszystkiego. W czwartek rano, 14 lipca, Stefa Stefaniak zadzwoniła do nas , że Romek Buchta nie żyje. Wielokrotne czytanie tego tekstu i słuchanie nagranego głosu Romka przenoszą mnie i wielu z Was w kraj lat dziecinnych starego Knurowa, kraj, którego już nie ma.

…   – Naprzeciw zejścia ze schodków na dworcu zawsze stał ktoś z profesorów, albo spacerował i pilnował, abyśmy nie jechali do centrum Rybnika na dworzec i nie poszli do kościoła. Tak to dzisiaj rozumiem, że była to inwigilacja nas uczniów. Po drodze mieliśmy dwa kościoły: Ojców Werbistów w późniejszym Zjednoczeniu i kościół św. Antoniego, obecnie to jest bazylika mniejsza. Ktoś tam poszedł na pewne układy z ówczesnym proboszczem św. Antoniego, że otwierał on na przestrzał dwoje drzwi, bo kościół był zbudowany na planie krzyża. Przez kościół się przelatywało, bo było bliżej. Na środku klękaliśmy i dawaj do szkoły. No i żeby to właśnie nam utrudnić, kazali wysiadać na Paruszowcu.

Tak przebiegało pięć lat liceum pedagogicznego. To nie była szkoła wiedzy, to była szkoła życia.

– Czy pamiętasz, kto cię uczył fizyki ? Olesiowa ? Sobczyński ?

– Kto mnie uczył fizyki ? Nie pamiętam.

– A muzyki ?

– No, muzyka, to był osobny rozdział, bo to był nie tylko śpiew, ale także obowiązkowe granie na skrzypcach! Nauczyciel nazywał się Lomosik, w pewnym sensie prześladował mnie niesamowicie. Wszyscy profesorowie byli po mojej stronie, a on mi na koniec dał trójkę. I wszyscy, łącznie z Florą szli do niego:  – „No co to robisz ?” Mieliśmy zespół pieśni i tańca, więc ja tam solówki jakieś śpiewałem.    –„ Ten chłopak śpiewa, występuje, a ty mu tu trójkę jakąś wystawiasz…”. Czułem się pokrzywdzony tym bardziej, że wiedziałem, że całe grono stoi za mną. Kiedy na koniec zajęć szkolnych było takie spotkanie – wręczenie świadectw maturalnych, po maturze, bardzo prymitywnie zemściłem się. Profesorowie szli po kolei, łapę podawali, gratulowali, dochodzi do tego, że Lomosik idzie i ja, prymitywnie, bezczelnie odwróciłem się plecami i tej łapy mu nie podałem, wiesz ? To był popłoch, wszyscy na mnie patrzą, coś ty zrobił ? No nic nie zrobiłem, on był dla mnie taki, to ja dla niego na koniec też taki. Przez te skrzypce nieszczęsne to trzy osoby musiały opuścić  liceum.

Czytaj dalej

Wywiad z Romanem Buchtą – część druga: „Moje szkoły, moi nauczyciele, moja młodość”.

Buchta Romek 1W wyglądzie ulicy księdza Alojzego Koziełka zaszły zmiany.
Roman Buchta  –  Z Bartoszowej drogi wychodziło się na ul. ks. Alojzego Koziełka. Tydzień temu moja kuzynka Marzena wzięła mnie na wózek inwalidzki i powiedziała ,,wujku, jedziemy zwiedzać Knurów”. Ogarnęło mnie przerażenie, ponieważ kiedyś ul. ks. Koziełka była reprezentacyjną ulicą Knurowa, była bardzo piękna. A teraz wygląda zupełnie inaczej.
Grzegorz Cuber  –  Przecież nawierzchnia jest odnowiona…
– Nawierzchnia tak, ale ja mówię o budynkach. Nie jest to to, co pamiętam z dzieciństwa, z wyjątkiem ciastkarni Klimka, a poza tym wszystkie sklepy są nie na swoim miejscu, nie tak jak to było kiedyś, wszystko się pozmieniało, wszystko się inaczej nazywa, jedynie ten Klimek się zachował i jest na swoim miejscu. Kołoczyki ma dobre, takie jak były kiedyś. Chodziłem na pamięć do pewnych sklepów, bez patrzenia na szyld lub okno wystawowe.
– Przypomnij, jakie to były sklepy ?
– Idąc od św. Jona, jak to się kiedyś mówiło, to najpierw był Wojtaszek, czyli mleko. Apteka była tam gdzie jest, Anna Klimkowa, czyli ciastkarnia, potem był Stania – masorz, szkoła, wiadomo w tym samym miejscu, a potem był sklep zwany „koksy” i Waluszek Wtedy był podział na Koksownię i Kopalnię. Koksownia otwarła sklep, trzeba było mieć legitymację, żeby tam kupować. Potem był Adamczyk, czyli wasz dom, po lewej stronie. Zawsze chodziliśmy podziwiać jak Adamczyczka nalewała mleko. Nam się to bardzo podobało. Mleko nalewała aluminiową chochlą. Nalewała – „cyk cyk” – ile tego faktycznie wlała to jej sprawa. Zawsze chodziliśmy ją podziwiać, a ona pytała ,,co tu robicie, przecież nic nie kupujecie, uciekajcie stąd !”. Potem był po lewej stronie Koczorek, u góry mieszkała Piczka, która zajmowała się krochmaleniem kołnierzyków dla całego rejonu. Wtedy kołnierzyki koszul musiały być obowiązkowo sztywne, na wesele – dla pana młodego, drużbów. Koszule do tej Piczki się zanosiło, a Tomulka, który był szewcem miał warsztat naprzeciwko Szyrmla. Jak dziś go widzę, siedział w drzwiach i klupoł buty. Potem była Woszowa, u której kupowało się alkohole. Następnie ul. Jainty, kamienica Szmidtki na rogu, dom Edwarda Przybyły i potem się już zaczynały familoki, po prawej stronie. Po lewej stronie był fryzjer, koło Tomulki, w domu Suchowiaka. Był też sklep meblowy, ORS , naprzeciw koksów. ORS czyli Oddział Ratalnej Sprzedaży. Bartoszek tam urzędował, zwany Żydem, z powodu swoich handlowych umiejętności. Znany był z niego na całej ulicy „babiarz”. W podwórzu był zakład masarski, nie pamiętam kto był jego właścicielem. U Szyrmla w głębi przyjmowali skórki od królików do garbowania. Szyrmle mieli olbrzymi sad przy ul. Sienkiewicza. Zawsze czekaliśmy na lato, żeby owoce dojrzały. Czereśnie kosztowały 2 zł i podawało się przez furtkę. Bo mieli takiego psa, który wabił się Amin. Nieraz trzeba było czekać aż Szyrmlino przyszła, a pies stał przy furtce i nie pozwalał wejść. Było tam wolne pole, między Pawlytką a Szyrmliną, którego właścicielem był Czernik. Kończyło się budynkiem Czernikowym, ale wejście było od ul. ks. Koziełka. Potem była Szymurka, nikt jej nie godoł Szymurka tylko Anele, do Anele się szło, a potem już były familoki. Czytaj dalej

Czas życia i czas śmierci

buchta-316802538_roman-buchta-214 lipca zmarł mój przyjaciel Roman Buchta. Był nauczycielem plastyki, radnym Rady Miasta, otrzymał „Laur Knurowa”. Zmarł na serce. W najbliższy czwartek, 21 lipca w tym miejscu ukaże się mój wywiad z nim. To długa rozmowa o jego szkołach, nauczycielach i pierwszej pracy. Pierwszą część wywiadu zamieściłem na tej mojej stronie  22 grudnia 2015 roku.

 

klara20160716_12443215 lipca urodziła się moja czwarta wnuczka – Klara. To córka mojej najstarszej córki Marty. Kochane dziecko ! Nie posiadamy się z żoną z radości ! W grudniu ma się urodzić mój piaty wnuk, syn młodszej córki Elizy. Jeżeli więc wszystko pójdzie dobrze, będę dziadkiem dwóch wnuków i trzech wnuczek.. Chwała Panu!

Moja blizna

images      Mam ją na środkowym palcu lewej ręki. Mój tata, gdy miałem pięć lat, dał mi do ręki brzytwę, gdy się nią golił. Sam go o nią poprosiłem, ale kto spełnia takie prośby małego chłopczyka ? On ją spełnił. I ciach, przeciąłem się. Brzytwa była piękna, firmy Solingen, z początku stulecia, wykonana z masy bursztynowej, inkrustowana sceną z polowania. Do dziś tę bliznę widzę na swoim palcu,teraz, gdy to piszę, choć skończyłem byłem właśnie sześćdziesiąt jeden lat.

Druga blizna to ta, po zmianie uczelni w 1976. Do dziś odczuwam dalekie jej echa, tak jakby słabe grzmoty za zamglonymi górami. Ta blizna jest gdzieś w sercu, gdzieś w pamięci.

A ta trzecia blizna /…/, pal ją sześć – to już tyle lat…woźniakindeks

           Moja blizna

 

O nauczycielach w czasie wakacji

ftlktkpTURBXy8xMDFjMDhlOGQ0Nzk4ZjU5OTQ4ZjAnauczyciel1ZTIxOWVjNTMzNy5qcGeTlQMAzNLNF6DNDUqTBc0DFM0BvJUH2TIvcHVsc2Ntcy9NREFfLzE0MGIxY2ZlN2YwYWM1MmVkYzAxMGQ3MDk3OGU4NGJlLnBuZwDCAAWielu nauczycieli otrzymało ostatnio przesyłki z książkami z Wydawnictwa „Operon”. Zaintrygował mnie tekst na brzegu opakowania. Cytuję:

„Koncepcję opakowania zestawu opracował Janusz Kaniewski /studio „Kaniewski Haute Design”/, jeden z najlepszych polskich projektantów. Współpracował m.in. z markami Honda, Alfa Romeo i Ferrari. Stworzył obecne logo Fiata. Wykłada na renomowanych uczelniach, publikuje. Jest kuratorem festiwalu designu w Gdyni. Swoją działalnością chciałby choć w części odwdzięczyć  się Mistrzom – nauczycielom, dzięki którym osiągnął sukces. To oni zabrali go w podróż do świata projektowania, edukacji i publicystyki. Polonistki, zarówno Jolanta Agielczyk ze szkoły podstawowej, jak i Iwona Dzięciołowska z liceum, pokazały mu, że można czerpać radość z pisania. Carsten Astheimer obudził w nim pasje projektowania. Największy wpływ  wywarł jednak prof.Cezary Nawrot z warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych – najważniejszy  pedagog, który…nigdy nie był nauczycielem Janusza Kaniewskiego. Profesorowi dedykuje on każdy swój projekt.”

Pomyślałem, że podobny tekst chciałbym i ja dedykować moim nauczycielom:

Pani Krystynie Biedziak nauczycielce fizyki ze Szkoły Podstawowej nr 1 w Knurowie – za rozwój miłości do fizyki, zajęcia pozalekcyjne  i – że pozwalała nam wyciągać z szaf wszystkie przyrządy fizyczne i …bawić się nimi;

Panu Janowi Sobczyńskiemu – nauczycielowi fizyki z Liceum Ogólnokształcącego im.H.Sawickiej w Rybniku – Mojemu Mistrzowi, Wychowawcy i Przyjacielowi;

Księdzu Prałatowi Józefowi Smandzichowi – mojemu Wujkowi – za to, że pozwolił mi zatrzymać znalezioną w jego bibliotece książkę Perelmana – Zajmująca Fizyka

Zajmujaca fizyka

Pani Danucie Tokar – z Uniwersytetu Opolskiego – za wspaniałe wykłady i ćwiczenia z dydaktyki fizyki,

Wydawnictwu Zamkor z Krakowa – za książki, pomoce, filmy – szczególnie panu Wojciechowi Dindorfowi, za doświadczenia oglądane na filmach Zamkoru, z którym łączy mnie nie tylko miłość do fizyki ale i podobna przeszłość kabaretowo-estradowa/…/,

a także moim wspaniałym polonistom – panu Henrykowi Moszyńskiemu i pani Janinie Podlodowskiej – za miłość do literatury i piękna języka polskiego, pani Urszuli Pałasz – za cudowne lekcje matematyki i paniom  Elżbiecie Wardzała i Ewie Nowak – za miłość do Francji i jej kultury, panu Eugeniuszowi Husarowi – za niezapomniane lekcje słowiańskiego języka rosyjskiego.

Marlene czy Sława ?

Marlene Dietrich czy Sława Przybylska ?    Co łączy te dwie aktorki i piosenkarki ? Ta sama piosenka w ich wykonaniu czyli  Sag Mir, Wo Die Blumen Sindalbo po polsku Gdzie są chłopcy z tamtych lat ?

Marlene Dietrich była niemiecką aktorką i piosenkarką. Była zdeklarowaną antynazistką. Przed wojną regularnie odrzucała propozycje powrotu do Niemiec i grania w filmach dla Hitlera. Po wybuchu wojny wywołała wściekłość w Trzeciej Rzeszy, ponieważ opowiedziała się przeciwko swojej ojczyźnie. W Niemczech nienawidzono ją za to jeszcze przez wiele lat po wojnie. Podczas uroczystości w 100. rocznicę jej urodzin burmistrz Berlina, Klaus  Wowereit, przeprosił aktorkę za to, że Niemcy nie docenili jej twórczości za życia.

Sława Przybylska – absolwentka Zespołu Państwowych Szkół Plastycznych, studiowała handel zagraniczny w Szkole Głównej Służby Zagranicznej. Udzielała się artystycznie już w czasie studiów, debiutowała na szerszej scenie pod koniec lat pięćdziesiątych XX w.; rozgłos zdobyła w 1958 piosenką Pamiętasz była jesień (podkładając głos w filmie Wojciecha Hasa Pożegnania). Sława Przybylska wykonuje także piosenki w języku jidysz – m.in. Miasteczko Bełz. Mieszka w Otwocku. Laureatka Diamentowego Mikrofonu (2015)

 

Mniej gadać – więcej robić !

aaaludzie_moga_watpic_w_to_co_mowisz_2014-04-24_14-02-38Kult Boga, oddawanie Mu czci, nazywanie Boga Panem, odmawianie hymnów pochwalnych – to wszystko czyny zbożne, pożyteczne i ze wszech miar godne pochwały. Są one bowiem wyrazem miłości do Boga. Jednak wyrazy te pozostają całkowicie bezużyteczne, jeśli pozostaną jedyną formą objawiania się tej miłości. Jeżeli mąż mówi, że kocha żonę, to jakoś musi się to wyrazić poza formą słowną. W czymś jej pomoże, znajdzie dla niej czas, w czymś ją wyręczy itd. Podobnie rodzic, który mówi, że kocha swoje dzieci – jakoś będzie tę miłość widać przez jego czyny. Znajdzie dla dziecka czas, zrobi mu posiłki, zapewni czyste ubrania itd. Rodzic, który by tego nie robił, właściwie nie może mówić wiarygodnie, że naprawdę kocha swoje dziecko. Podobnie rzecz ma się z Bogiem. Nie chodzi przede wszystkim o to, żeby odmówić jak najwięcej hymnów uwielbienia. Bardziej chodzi o to, żeby ta miłość wyraziła się w konkretnych czynach, w miłosierdziu okazywanym bliźnim, bo przecież w nich jest Bóg. Dlatego właśnie św. Jakub napisał: „Wiara bez uczynków jest martwa”. Nie jest się prawdziwym chrześcijaninem, jeśli nie ma czynów, które to potwierdzają.

Ireneusz Krosny

P.S. Dziś wyjeżdżamy do Ustronia – z Różą, Oliwką i Patrykiem. Dalej będę pisać już stamtąd. Więc obudź się –  u mnie już szósta trzydzieści. W promocji masz dzisiaj The Carpenters. Tekst przetłumacz sobie sama, bo muszę się spakować…