Ta ostatnia sobota

czas217Ostatnia sobota wakacji, na kasztanowcu liście już nieco zbrązowiały, ale jeszcze nie lecą w dół, grawitacja nie daje rady – to znak, że moje zabiegi lecznicze przedłużają jego żywotność. Kasztanów będzie dużo – widzę z okna, jak dojrzewają i rosną. Na zewnątrz słonecznie i ciepło, w mieszkaniu działa klimatyzacja, aby było przyjemnie chłodno.

Wieczorem idę przez miasto i zastanawiam się, czy nie usiąść w jednej z knajp i nie wypić piwa, bo mają dobre. Będzie trochę ludzi, siądę przy barze, poproszę raciborskie, dostanę gruby pękaty kufelek, posiedzę kwadrans sam z tym pękatym kufelkiem, z nikim nie rozmawiając, trochę w kącie schowany, a trochę ostentacyjny, bo niezbyt dopasowany do otoczenia. Jestem za stary, za gruby, odziany nie tak i nawet czasami lubię tak nie pasować do otoczenia – co mnie obchodzi, co ludzie o mnie myślą ?

Czy myślę już o szkole ? No pewnie, po niedzieli się zacznie. Najpierw konferencja, otwarcie roku uroczyste i widok dorosłych o rok uczniów, opalonych i takich bardziej dojrzałych. A potem pierwsza lekcja – i już to poleci. Wczoraj byliśmy w Krakowie, na lotnisku i w karczmie „Rzym” jak zwykle w Tyńcu. Czekaliśmy przy plackach / bo to piątek/ na trymowanie dziewczyn-sznaucerów u pani Izy.

Jakie były wakacje ? Dla mnie bardzo senne i leniwe. Teraz trzeba się zmobilizować, wcześniej wstawać i rozpocząć nauczanie zasad Newtona. Czytam dalej Twardocha i patrzę przez okno – czuję między palcami wiatr upływającego czasu. Wieje leki wiaterek przemijania, historii i czasu minionego. Włosów wiatr mi nie rozwiewa, bo ich już prawie na mojej głowie nie ma. Za to przeczesuje mi wspomnienia i zachwyty ostatnich wakacji.

Pięć lat temu

pięćimages    Byłem wtedy, pięć lat temu, kimś zupełnie innym, niż jestem dziś: byłem młodszy, miałem tylko dwoje wnuków, lepszy, głupszy, dużo weselszy i grubszy, chociaż tak samo skłonny do melancholii jak dziś. Piłem więcej, paliłem więcej, choć z przerwami, miałem światopogląd, lepsze zdanie o ludziach, mniej pieniędzy i mniej czasu. Nie gotowałem i pisałem gorzej, piłem wódkę, gorsze wina i sądzę, że byłem przyjemniejszy w towarzystwie.

Przestrzenie głupoty przebyte w ciągu tych pięciu lat uświadamiają mi, ile jeszcze głupoty do przebycia przede mną, całe życie idioty w świecie złudzeń, jak bardzo głupi jestem teraz, tego oczywiście dziś nie dostrzegam.

Pisanie na tej stronie mnie zmieniło. I nie chodzi tutaj o jakieś gwałtowne przewartościowania, które mi się, owszem, przydarzały, ale później i od Remarqe’a raczej niezależne. Zmiana wydarzyła się gdzieś pomiędzy mną a światem, moje smutki i gorycze, wcześniej nienazwane, nagle znalazły swój i nie swój język.

Poranek

  kiedy-jest-poniedzialek-ale-ty-i-tak-masz-wakacjeW czasie wakacji trudno rano  wstać – bo przecież nie trzeba. Nie trzeba iść do pracy, niby nic nie trzeba. Ale są moje psy, dziewczyny, z którymi muszę wyjść. One nie mają wakacji a raczej ich potrzeby fizjologiczne upominają się o spacer. Więc wstaję : mycie, śniadanie i wychodzę z nimi. Teraz inną wędrujemy trasą: w stronę cukierni Klimka, przed nią skręt w prawo, potem ścieżką za płotem Basi, kawałek Spacerową i zanurzenie w park NOT-u. Po nim kilka zakrętów i powrót do domu ulicą ks. Koziełka.

     W domu poranna kawa i wejście w codzienność. Tak rodzi się mój dzień. Dziś niebo pogodne, dziewczyny leżą obok mnie, gdy piszę. Do kościoła na 11.30, bo Wniebowzięcie, potem do Katowic po Martę, Różę i Klarę. Rodzinne spotkanie przy stole, będzie jeszcze Patryk i Oliwka. Potem z powrotem do Katowic, z dziewczynami na wieczorny spacer, mój prysznic i telewizor – może jakiś dobry  film obejrzymy ? Wczoraj oglądaliśmy początek „Wilków morskich” z Gregorym Peckiem i Rogerem Moorem.

To taki dziennika wpis dzisiejszy. Wczoraj jeszcze przed zaśnięciem kawałek Twardocha „Wieloryby i ćmy” przeczytałem. I motto na najbliższe dni:

Życie jest jak most – przechodź po nim, tylko nie buduj na nim swojego domu.

Jeremiasz w błocie

jeremiaszhqdefault          Jeden z największych proroków Starego Testamentu Jeremiasz został zanurzony w błocie. Wydarzenie ma miejsce w oblężonej przez Babilończyków Jerozolimie. Jeremiasz, wielki autorytet moralny i religijny, bardzo trzeźwo ocenił sytuację. Izraelici nie mają żadnych szans, aby odeprzeć atak nieprzyjaciół, którzy opanowali cały kraj. Jest tylko jedno mądre rozwiązanie: poddać się, oddając w ręce okupanta. W ten sposób można uratować przynajmniej życie i wartości religijne, które w czasach dobrobytu w narodzie zostały zagubione. Żydzi stracili wiarę i poczucie odpowiedzialności za prawo moralne.

W oblężonej Jerozolimie Jeremiasz wzywa do poddania. Wszyscy gorliwi patrioci, którzy woleli umierać, niż myśleć o przyszłości swojej i narodu, wystąpili przeciwko niemu. Początkowo go aresztowano, a kiedy ze swojej celi nadal, w imieniu Boga, wzywał do poddania, postanowili go zgładzić. Nikt nie chciał przelać krwi proroka i dlatego wybrali inny sposób. Na dziedzińcu królewskim była cysterna, do której w porze deszczowej zbierano wodę. Wody już nie było, natomiast na dnie leżało dużo błota i właśnie tam wrzucono Jeremiasza. Był pogrążony tak głęboko, że kiedy życzliwi ludzie chcieli go wyciągnąć, musieli na liny, aby go nie zranić, położyć podartą odzież. Czytaj dalej

Coś po góralsku

comitamimages Tytuły czasami nic nie znaczą. Na bezchmurnym niebie leci samolot i zostawia białą smugę słonecznej drogi. Gdy słucham muzyki i piszę – jestem wolny. Stan ten lubię, nie powiem, ale czasami niesie mnie w różne strony spraw lawina, czasami zapominam o dniu codziennym. Powroty i odejścia, to tak łatwo przychodzi. Statek płynie pod żaglami a Edmund Dantes stoi na brzegu, to potem będzie hrabia Monte Christo, kto to mógł przypuszczać ? Jesień stoi w kolejce, w korku pejzaży o śliwkowych kolorach. Napiłbym się śliwowicy, ale nie mam. Zaproś mnie na nią, to ci coś opowiem…Skoczyłbym ze spadochronem, ale go zapomniałem – została smuga po samolotowej akrobacji i pusta butelka po winie. Co to kogo może obchodzić ? Na scenie życia aktorzy się nie zmieniają, inne tylko ubierają maski. A ty stoisz i zadajesz sobie pytanie: czy ja to czy to nie ja to, kim będziesz i powtarzasz pytanie: co mnie tu wiodło, żem samotny i stroniący od ludzkiego towarzystwa został z muzyką i z tą maszyną do pisania ? Sam to rozstrzygnij, jeśli masz ochotę.

Tytuły czasami nic nie znaczą. Ani to, co autor miał na myśli.

 

Także i ty

Także i Ty, i Tobie też,
przekonasz się, nauczysz się,
pogodzisz jeszcze się, kto wie,
z wszystkim co dziś… co jeszcze nie.

Także i Ty, i Tobie też,
choć wiele jeszcze pragniesz, chcesz,
zrozumiesz sam, przekonasz się,
że głupstwem było tyle chcieć.

W ramiona czyjeś rzucić się
i rozpłomienić wokół świat!
nauczysz się – odwrócić się…
i obojętną unieść twarz.

Nauczysz się i tego Ty,
choćbyś chciał wołać, za kimś biec,
to niemożliwe… mówię Ci..
przekonasz się, potrafisz też…
przystanąć – „przejdzie.. ” – sobie rzec..
” – to przejdzie, przejdzie… nic, to nic…”

Także i Ty, i Tobie też,
te lekcje są pisane, wiesz…
ironia, cienkość, kpina, śmiech…
Jak to się czyta ?!
poznasz szyfr.

O starym gołębiu

goląbimagesGdy usiadł na parapecie, chciałem go o coś zapytać. Nim powiedziałem słowo pierwsze – odleciał. Głupi, wolny, stary gołąb. Czy wróci ?

Jutro będzie słonecznie, tak w kościach czuję. Ubrałem kurtkę, bo  zimno. Nie chce się spać, słucham Demarczyk, tak znowu, powoli i od nowa. Nie wiem dlaczego lubię gołębie, Demarczyk, czerwone wino i smak papierosa. A może  ty to wiesz ?

Smażenie konfitur

Vincent_Willem_van_Gogh_128Wolny czas sprzyja rozmyślaniom. Na parapecie kubek po kawie a w nim dwa niedopałki. W basenie kąpie się odważna niewiasta, choć dziś na kąpiel za zimno. Oglądałem zespoły folkloru górskiego – wchodziły do parku w Wiśle. Czerwone wino smakuje lepiej niż jeszcze wczoraj. To znak, że wiatr się zmienia i idzie ku dobremu. W sieni czarne paski oddzielają lastriko – to znak końca małego remontu. Sam nie wiem, dlaczego w moim pokoju biją dwa zegary. Oba przedwojenne, jeden po babci Lojsce, a drugi zaczął bić, gdy urodziła się Klara. Ten ostatni bije delikatnie, cichutko, jak małe dziecko płacze przed światem postawione. Ten po babci jest starszy ode mnie i tak bije, że już go nie słyszę. Znam go od dzieciństwa, od stacji kolejowej w Brzeziu- Dębiczu. Tak mi oba biją. Jeden bije koniec mojego tu bytowania a drugi odmierza czas małej Klarze, ten bije do przodu, jakby się bał wchodzić w dorosłość.

Jeszcze jeden łyk wina i myśl o Funi i Zuzi, których tu  ze mną nie ma. Jeszcze jeden papieros wieczorem, jeszcze jeden łyk wina. Znów czuję, że krew płynie żywiej i dlatego uśmiecham się do obrazu na ścianie – to słoneczniki Van Gogha. Takie słoneczne słoneczniki na  pochmurnym beskidzkim niebie.