Prawo i pięść

Nie wiem, dlaczego właśnie dzisiaj, późnym wieczorem 30 sierpnia 2017 roku, przypomniałem sobie ten film, i tę genialną balladę śpiewaną przez Edmunda Fettinga.  Czy to z powodu końca tego dziwnego lata, które objęło mnie uściskiem poważnej przyjaźni, jak nigdy dotąd ? Czy to z powodu jutrzejszej rocznicy wydarzeń na Wybrzeżu, które przeżywałem w swojej połamanej młodości – z entuzjazmem i łzami w oczach – że teraz to naprawdę zwyciężymy ? Czy też od tego  wczesnego, wrześniowego  świtu, kiedy w Gleiwitz, tak niedaleko od Knurowa, zaatakowano niemiecką radiostację ? Przecież mogłem słyszeć te strzały, gdybym ucho natężył ciekawie … Ale nie usłyszałem w swoim jestestwie niczego. W 39 roku mnie jeszcze nie było, w 80 moją Martę woziłem w wózku, a niebo w jej oczach było ogromne.

Tego nie widziałem, tego nie słyszałem, a jestem świadkiem. Opowiadam młodym o Solidarności, do której należeliśmy my, dzisiaj pokolenie 60 plus, jak rozpierała duma nasze młodzieńcze piersi. Falowały w modlitwie, na kazaniach księdza Popiełuszki, oczy puchły od nocnego czytania bibuły na czele z „Małą Apokalipsą” Konwickiego.  Czy mam ci opowiedzieć o klęsce 13 grudnia 81, gdy zmuszono nasze marzenia do abdykacji?  Przegrałem, jak Nemeczek z „Chłopców z Placu Broni”. Obroniłem mój kawałek podłogi, straciłem zdrowie a ten wymarzony, wyśniony bezsennymi nocami dom, spalili ruscy i ta banda, która dzisiaj nawet na POtusku nie może dokonać żywota.

Więc posłuchaj tej piosenki, mój późny wnuku, prawnuku i niech posłuchają też twoje dzieci. Słowa Agnieszki Osieckiej, muzyka Krzysztofa Komedy.

Nie byliśmy na tym filmie w kinie, bo do kina nie chodziliśmy wtedy.  Jeżeli nas rodzice puszczali, to na „Rio Bravo” i trzy części przygódWinnetou i Apanaczi”, w jugosłowiańskiej wersji kultowego westernu.

Niżej znajdziesz coś o tym filmie i o ludziach, z prehistorycznej dla ciebie epoki. Każdy przycisk, który zwą teraz linkiem, odnośnikiem – dla mnie pozostaje kolorowym guzikiem na wełnianym swetrze, który usztrykowała mi moja babcia.

Film „Prawo i pięść”.

Posłuchaj, przeczytaj kilka razy, bo za pierwszym razem nie zrozumiesz. Całe belferskie życie walczę, żebyś rozumiał. Kretyni od oświaty komunistycznej nazwali to czytaniem ze zrozumieniem. A można czytać bez zrozumienia ? A oni rozumieją, co czytają ? Śmiem wątpić. Gdyby rozumieli, nie urodziliby takiej ciemnoty-oświaty. Rodziła się w bólach, całe życie była niedorozwinięta, a teraz w rozpaczy swojej ginie, z płaczącym nad jej grobem Związkiem Nauczycielstwa Polskiego.

Ale się rozgadałem?!…  Koniec. Słuchaj wreszcie.

Ballada – Nim wstanie dzień”

Poniedziałkowy Teatr Telewizji – pamiętasz go ?

Spektakle o Kościuszce i Piłsudskim. Obiecujące otwarcie sezonu w Teatrze Telewizji

11 premier teatralnych jesienią w TVP zapowiedział w poniedziałek w Warszawie wiceprezes TVP Maciej Stanecki. Osiem premier pokazanych zostanie w poniedziałki w TVP1; trzy premiery wyemituje we wtorki TVP Kultura.

Jest o czym mówić. Bo zarówno te premiery (…), których jest dwa razy więcej niż w poprzednim sezonie, które pokażemy w Jedynce o stałej i tak naprawdę wcześniejszej porze (…), zaraz po „Wiadomościach”. Będą co najmniej trzy premiery w TVP Kultura. No i kontynuujemy wspaniałe przedsięwzięcie, czyli Internetowy Teatr dla Szkół

– zapowiedział w poniedziałek podczas konferencji prasowej w siedzibie telewizji na ul. Woronicza wiceprezes TVP Maciej Stanecki.

To ogromna duma kierować Jedynką, kiedy tam jest teatr

– ocenił dyrektor TVP1 i TVP Kultura Mateusz Matyszkowicz.

Dla nas czymś oczywistym było przywrócenie stałego pasma poniedziałkowego teatrowi

– dodał.

Matyszkowicz zapowiedział, że przedstawienia będą prezentowane „bez żadnych przerw”.

Telewizja jest czymś w rodzaju liturgii. Wymaga powtarzalności, wymaga cykliczności. Jeżeli tej cykliczności nie dochowujemy, jeżeli nie zapewniamy widzowi co tydzień Teatru Tv – to wiadomo, że on usycha

– dodał dyrektor TVP1.

Nowa czołówka Teatru Tv nawiązuje do liczącego sobie 63 lata dotychczasowego logo tego teatru. Jej autorką jest Julia Mirny. Za repertuar, premiery i wybór powtórek spektakli odpowiada powołana w czerwcu br. Agencja Kreacji Teatru TVP pod dyrekcją Ewy Millies-Lacroix, która zapowiedziała, że widzowie w każdym miesiącu obejrzą po dwa premierowe spektakle w TVP1. Jak poinformowała „znajdą się wśród nich przedstawienia dedykowane wielkim Polakom z okazji tegorocznych obchodów i rocznic, m.in. Tadeuszowi Kościuszce, Józefowi Piłsudskiemu i bratu Albertowi”.

Dyrektor Agencji Kreacji Teatru w rozmowie z PAP wyraziła nadzieję, że „dwie premiery miesięcznie w Jedynce staną się nie tylko tradycją Teatru Tv, ale również okazją dla młodych widzów, którzy nie byli przyzwyczajeni dotąd i zaznajomieni z Teatrem Tv”.

To nowe miejsce, w którym można się spotkać z najlepszymi aktorami, ze świetną literaturą, z emocjami i przeżyciami, które być może pomogą nam wszystkim lepiej żyć

– mówiła Millies-Lacroix.

Jako pierwszą jesienną premierę w Teatrze Telewizji przygotowaliśmy melodramat „Wojna – moja miłość” o Krystynie Skarbek z Małgorzatą Kożuchowską w roli tytułowej. A już za dwa tygodnie sztuka o Tadeuszu Kościuszce „Lekcja polskiego”, którego kreuje Artur Żmijewski

– zapowiedziała.

Premierę spektaklu „Wojna – moja miłość” Dominik W. Rettinger w reż. Wojciecha Nowaka zaplanowano w TVP1 4 września. W roli „ulubionej agentki Winstona Churchilla” Krystyny Skarbek vel Chistine Granville występuje Małgorzata Kożuchowska, a w spektaklu towarzyszą jej m.in. Ireneusz Czop i Marek Bukowski.

Kolejnymi premierami Teatru Tv w poniedziałkowym paśmie w TVP1 o g. 20.25 będą: 25 września „Lekcja polskiego” Anny Bojarskiej w reż. Mariusza Malca; 9 października „Lekcje miłości” Iriny Waśkowskiej w reż. Rafała Sabary; 23 października „Spiskowcy” wg Josepha Conrada Korzeniowskiego (scenariusz i reż. Jan Englert); 27 listopada „Brat naszego Boga” Karola Wojtyły (scenariusz tv i reż. Paweł Woldan); 14 grudnia „Marszałek” Wojciecha Tomczyka w reż. Krzysztofa Langa (spektakl przygotowano z okazji 150. rocznica urodzin Józefa Piłsudskiego); 18 grudnia „Mock. Szósty człowiek” wg powieści Marka Krajewskiego w adaptacji Krzysztofa Kopki i w reż. Łukasza Palkowskiego. 13 listopada zaplanowano powrót do formuły Teatru Tv na żywo. Pokazani zostaną „Emigranci” Sławomira Mrożka z Teatru Polskiego w Warszawie w reż. Piotra Cyrwusa.

O jesiennych premierach i teatralnych planach TVP Kultura mówił wicedyrektor programu Jakub Moroz, który obok trzech spektakli premierowych zapowiedział „Krótką historię współczesnego teatru”. Będzie to trwający od 8 września br. do 20 maja 2018 r. przegląd rejestracji teatralnych TVP Kultura w warszawskim Kinie Elektronik.

Na antenie TVP Kultura jesienią premiery będą pokazywane we wtorki o g. 20:25. 19 września „Racheli” wg wspomnień Racheli Auerbach w reż. Iwony Siekierzyńskiej; 3 października „Dziennik czeczeński Poliny Żerebcowej” w reż. Iwana Wyrypajewa; 5 listopada „Mroku” Mariusza Bielińskiego w reż. Artura Tyszkiewicz.

niezalezna.pl

Źródło: PAP

Niespokojne serce

„Niespokojne jest serce człowieka, dopóki nie spocznie w Tobie, o Panie”. To jedno z częściej cytowanych zdań św. Augustyna.

W czasach moralnego chaosu, w jakich żyjemy, jest to stwierdzenie bardzo aktualne. Augustyn urodził się w 354 roku w Tagaście (w granicach dzisiejszej Algierii), jako syn rzymskiego urzędnika i oddanej chrześcijanki, św. Moniki. Pobierał nauki w renomowanych szkołach, a podczas licznych podróży zetknął się z charyzmatycznymi osobowościami i wybitnymi umysłami. Zafascynowany nauką manichejczyków, przyłączył się do ich sekty. W końcu jednak – po latach rozterek i poszukiwań – Bóg trafił do umysłu i serca Augustyna, który wraz ze swoim synem z nieprawego łoża przyjął chrześcijaństwo i odtąd stał się jego gorącym orędownikiem. Założył pierwszy klasztor w Afryce, w którym oddawał się pracy teologicznej. Aż do śmierci sprawował urząd biskupa Hippony.

Michał Piotr Gniadek, „Oremus” sierpień 2007, s. 130

 

 

Augustyn ze swą matką Moniką w Ostii – obraz autorstwa Ary Scheffer, 1846.

 

Też mam bliznę, jak on

Tadeusz Woźniak (70 l.) nie kryje, że kiedyś nie wylewał za kołnierz. Dziś żyje z dala od wszelkich używek.

W ubiegłym roku muzyk obchodził 50-lecie swojej działalności zawodowej. Jubileusz uczcił szczerym wywiadem rzeką przeprowadzonym przez Witolda Górkę.

W książce zatytułowanej tak jak muzyczna wizytówka artysty, piosenka „Zegarmistrz światła”, którą przed 45 laty wygrał Festiwal Polskiej Piosenki w Opolu, muzyk ujawnia, iż w działalności artystycznej narkotyki nie były mu obce…

Tadeusz Woźniak ma w swoim dorobku muzykę do ponad 200 piosenek, prawie 100 inscenizacji. Jego najpopularniejsze utwory to „Hej, Hanno”, „Smak i zapach pomarańczy”, „To będzie syn”, „Zegarmistrz światła”. Jest też autorem muzyki i wykonawcą piosenki „Pośrodku świata”, otwierającej każdy odcinek serialu „Plebania”. Artysta od lat związany jest z pianistką Jolantą Majchrzak, siostrą aktora Krzysztofa Majchrzaka.

Poznali się w teatrze. Oboje mieli już za sobą nieudane małżeństwa. Dziś wszyscy razem tworzą wielki artystyczny klan. Synowie pana Tadeusza z pierwszego małżeństwa są muzykami. Starszy, Piotr Woźniak jest gitarzystą. Komponuje, aranżuje i śpiewa. Drugi syn, Mateusz, jest programistą i realizuje dźwięk.

Syn pani Jolanty z poprzedniego związku jest skrzypkiem, a brat Krzysztof gra na fortepianie.

Małżonkowie doczekali się też wspólnego syna. Dziś dorosły już Filip urodził się z zespołem Downa. Jego narodziny bardzo pozytywnie zmieniły życie całej rodziny, a on sam stał się przyczyną wielu radości. Kilka lat temu kompozytor wraz z synami stworzył specjalnie dla Filipa piosenkę „Mamela”. Tytuł utworu to słowo, którym najmłodszy syn często zwraca się do mamy.

– On wie, że to jest piosenka o nim i że jest napisana z miłością – mówi jego ojciec.

W książce „Zegarmistrz światła” Tadeusz Woźniak zdradza, że nigdy nie komponował pod wpływem marihuany. Jego organizm reagował na nią „nietwórczo”. Dlatego nigdy nie palił, żeby się zdopingować.

– Raz jeden – podczas nagrywania drugiej płyty, a w zasadzie pod koniec tej sesji – byłem już tak nieludzko zmęczony, że dałem się namówić na amfetaminę – zdradza artysta. – To było moje jedyne doświadczenie z czymś innym niż »maryśka«. Żeby było jasne – nie uważam »maryśki« za narkotyk. Jestem zdecydowanym zwolennikiem jej legalizacji. Nigdy nie odczułem żadnych negatywnych skutków jej palenia.

Jeżeli coś mu życie dezorganizowało i powodowało, że nie trzymał się planu, to był to alkohol. – Większa ilość sprawiała, że nie miałem kontroli nad tym, co robiłem i następnego dnia z całą ostrością obnażała się lichość tych pomysłów. Totalne nieporozumienie – mówi.

Natomiast niebagatelnie twórczości Woźniaka przysłużył się kac. Muzyk przyznaje, że próby pokonania tej poalkoholowej przypadłości potrafiły niekiedy przynieść kapitalne koncepty. Jednak nie podaje przykładów.

– Nie jestem odkrywcą „kulturoznawczej” roli kaca, wielu artystów zwracało na to uwagę. Powstałe wtedy intuicje potrafią być bardzo owocne i trafne – mówi.

Artysta przyznaje, iż bywały okresy, kiedy trunki towarzyszyły mu zdecydowanie zbyt często: – Nigdy nie byłem uzależniony, ale prawda jest taka, że zdarzyło się, że używałem alkoholu w sposób nierozsądny i przesadny. Nie był to nigdy nałóg, była to desperacka, czasem samobójcza chęć ingerowania w moje życie – mówi.

13 grudnia 1981 roku, w dniu wprowadzeniu stanu wojennego, obudził go nad ranem w hotelu Brda w Bydgoszczy, gdzie nocował po wieńczącej koncert bibce, niewyłączony telewizor. A w nim generał Wojciech Jaruzelski.

– Jakiś koszmarny sen. Zjechałem na dół i poprosiłem portiera o znalezienie mi wódki. Za jakiś czas przyniósł i powiedział, że to prawdopodobnie ostatnia butelka wódki w Bydgoszczy.

Następnie rozpoczęła się egzystencja oparta o bimber. – Wtedy w teatrze rzadko kto był trzeźwy na próbach – przyznaje szczerze. – Nikomu to nie przeszkadzało. Żyliśmy i pracowaliśmy w pijanym widzie. (…) Dziś jest to niewyobrażalne, żeby ktoś przyszedł do pracy po kielichu – przypomina artysta, podsumowując ten epizod słowami: – W tej chwili, od lat już właściwie, mogę żyć bez alkoholu.

Po raz trzeci przypominam tę piosenkę, którą przywiał mi wiatr, wiatr wiejący od Janusza….

Generał Jerzy Ziętek albo Nasz Jorg – bez maski

Najnowszy numer półrocznika „CzasyPismo” o historii Górnego Śląska, wydawany przez katowicki oddział Instytutu Pamięci Narodowej demoluje mit Jerzego Ziętka.

Przez dziesięciolecia na Śląsku obowiązywał mit Jerzego Ziętka – dobrego gospodarza, „swojego chłopa”, „Ślązaka takiego jak my”. Jerzy Ziętek w plebiscycie Gazety Wyborczej w 1999 roku przez jej czytelników został uznany za drugiego najwybitniejszego Ślązaka (po Wojciechu Korfantym) XX wieku. Nadal pozostaje najbardziej rozpoznawalnym prominentem PRL.

Czy to prawda? Bogusław Tracz, historyk Instytutu Pamięci Narodowej demitologizuje (i demoluje) „mit Jorga” – tak bliscy współpracownicy, i nie tylko nazywali Jerzego (po śląsku Jorg) Ziętka.

Jerzy Ziętek był Ślązakiem z krwi i kości. Urodził się w 1901 roku na przedmieściu Gliwic – w Szobiszowicach. Brał udział w III powstaniu śląskim, jednak – jak zauważa B. Tracz – „wbrew legendzie nigdy nie pełnił żadnych funkcji przywódczych i nie uczestniczył w większych starciach zbrojnych”. Był najprawdopodobniej łącznikiem lub najprawdopodobniej zabezpieczał pozycje powstańców pod Gliwicami.

Po powstaniach śląskich Ziętek został sanacyjnym urzędnikiem. Nawiasem mówiąc ten etap jego kariery krytycznie ocenia nawet Kazimierz Kutz, który Ziętkowi bardzo dużo zawdzięcza. Dla Kutza sanacyjny etap kariery Ziętka to zdrada powstańczych ideałów i samego Korfantego. „Wielu powstańców wygnańców za możliwość urządzenia się od  nowa przeszło na stronę wojewody Grażyńskiego. Ziętek zdradził swego  przywódcę (…), a tym samym przekreślił swoje młodzieńcze ideały. Musiał mieć kaca moralnego” – pisał Kutz w eseju „Człowiek, któremu się udało”, opublikowanym w jego książce „Portrety godziwe”.

W oficjalnych życiorysach Ziętka (zmienianych w części w zależności od zapotrzebowania PRL-owskiej propagandy) rozwodzono się nad jego rzekomym udziałem w walkach. Jerzy Ziętek w czasach PRL będzie opowiadał, że on, syn zwykłego kolejarza spod Gliwic,  wyrzucony z niemieckiej szkoły za polski patriotyzm, walczył w najcięższych  powstańczych bojach: pod Starym Koźlem, Kędzierzynem, Sławięcicami i pod Górą św. Anny. Mijał się (delikatnie mówiąc) z prawdą. I wzmacniał swoją legendę.

„W II powstaniu miał stać na czele specjalnej grupy szturmowej, a w III powstaniu miał dowodzić początkowo plutonem, a następnie kompanią.[…] Równie niesamowite opowieści snuto na temat roli Ziętka w wojnie obronnej w 1939 roku. W rzeczywistości wyjechał z przygranicznego Radzionkowa jeszcze przed atakiem niemieckim i razem z innymi urzędnikami ewakuował się przez Katowice do Krakowa, a stamtąd do Lwowa. Nie wydaje się, aby w tym czasie choć raz powąchał proch” – pisze Bogusław Tracz.

Ziętek w Związku Sowieckim został internowany w łagrze w Rybińsku nad Wołgą, gdzie budował elektrownię. Potem wycinał drzewa pod linię energetyczną na Kaukazie. Mundur żołnierza założył w 1943 roku, kiedy trafił do Sielc nad Oką, gdzie powstawały pierwsze jednostki armii polskiej, podporządkowane Sowietom. W walkach udziału najprawdopodobniej nie brał, bo był oficerem polityczno-wychowawczym, czyli politrukiem.

Czytaj dalej

Zaproszenie do Rybnika

W moim Rybniku dzieje się wiele – w zakresie szeroko pojętej kultury i nie tylko. Zawsze kochałem to miasto nie tylko dlatego, że jest piękne, czyste, zadbane i rządzone mądrą i gospodarską  ręką kolejnych prezydentów, ale przede wszystkim za spotykanych tu na ulicach dobrych, porządnych / przez rz/ Ślązaków, którzy w sobotę wycierają sień i zamiatają przed domem. Może nie tylko w Rybniku. Także w Boguszowicach, na Wilczy, w Przegędzy i w Zwonowicach. Teraz ja cię tu zapraszam, ja, który w tym mieście nie mieszkam od czterdziestu lat. W najbliższą sobotę, czyli 19 sierpnia 2017 roku o godz. 12.00 na rybnickim rynku rozpocznie się  X Międzynarodowy Festiwal Jazzu Tradycyjnego.

Kocham jazz, a ty ? Szczególnie ten klasyczny – gypsy jazz, dixieland czy ten pochodzący ze złotej ery swingu. Tu masz program Festiwalu:

X Międzynarodowy Festiwal Jazzu Tradycyjnego

Sobota, 19 sierpnia
12.00 – JAZZ NA ULICY prezentacja zespołów festiwalowych przy wejściu do Galerii Focus PArk od ul.Rynkowej i obok Halo! Rybnik, ul. Jana III Sobieskiego
16.00 – Parada Nowoorleańska – przejście korowodu trasą: Pl.Jana Pawła II przy Bazylice – Deptak – Jana III Sobieskiego – Rynek – Kościelna – Kampus
Koncerty festiwalowe, Estrada na Kampusie, ul. Rudzka 13
17.00 – Five o’Clock Orchestra/ PL
18.15 – Hot Club De Cologne / Niemcy
19.30 – Traditional Dixie Stompers / Słowacja
Wstęp wolny
Teatr Ziemi Rybnickiej
21.30 – Jam Session w sali kameralnej, Bilety: 10 zł KUP BILET

Niedziela 20 sierpnia
Koncerty festiwalowe, Estrada na Kampusie, ul. Rudzka 13
17.00 – South Silesian Brass Band / PL
18.15 – Liberty Jazz Trio – / Rosja
19.30 – Diane Davidson & Dixie Company /PL/USA
Wstęp wolny

Czytaj dalej

Thun und Hohenstein zaplanowała swoje telewizyjne „show”?

Przypomnijmy, wczoraj wieczorem, w czasie programu „Bez retuszu” w TVP Info goście rozmawiali o reparacjach wojennych dla Polski. Europosłanka Platformy Obywatelskiej Róża Gräfin von Thun und Hohenstein w czasie dyskusji porównała reparacje do… „wszczynania trzeciej wojny światowej”. Zdecydowanie zareagował na jej słowa Tomasz Sakiewicz.

To jest takie klasyczne oszołomstwo, taki poziom wariactwa, do którego nas wprowadza Platforma Obywatelska. My mówimy – policzmy, ile kosztowała nas wojna, wystawmy ten rachunek Niemcom, a potem zacznijmy o tym rozmawiać. Może Niemcy też chcieliby się uwolnić od tego ciężaru, a nie mogą, bo mają takich pomocników jak Platforma Obywatelska, którzy już za nich są adwokatami 

– podkreślił redaktor naczelny „Gazety Polskiej”.

Chwilę później europosłanka PO wyszła z hukiem ze studia.

A oto najlepszy komentarz, jaki ostatnio zdarzyło mi się przeczytać w sieci:

Z niej taka Grafini jak koziej doopy trąba aprycja woźnej ze świetlicy przy ZMSowskiej organizacji w Pcimiu Dolnym.  /…/

zakzbig 15.08.2017 06:43

 

Marzec ’68, ostatni exodus Żydów z Polski i o jednej piosence Skaldów

Są takie utwory, po których przesłuchaniu i przeczytaniu tekstu brakuje słów. Nie dlatego, że są miałkie czy tak słabe, że opadają ręce. Przeciwnie, są wybitne, doskonałe i w pewnych kręgach stawały się wręcz kultowe. Często jednak nikt nie zastanawia się, jakie historie stoją za takimi utworami, co było inspiracją dla autora. Stąd pomysł na stworzenie takiego cyklu „Historia jednej piosenki”. A otworzę go bez wątpienia perełką polskiej muzyki z lat 60.  – „W żółtych płomieniach liści” – w wykonaniu Łucji Prus i Skaldów, do tekstu Agnieszki Osieckiej…

      Marzec 1968 roku w Polsce kojarzy się z kryzysem politycznym, który zapoczątkowały protesty studenckie m.in. w Krakowie, Gdańsku, Poznaniu czy Łodzi. Demonstracje te zostały brutalnie stłumione przez Milicję Obywatelską i ORMO. Uważa się, że bezpośrednią przyczyną tych zdarzeń było zaprzestanie przedstawiania „Dziadów” Adama Mickiewicza w Teatrze Narodowym w Warszawie z powodu treści, która zdaniem towarzysza Gomułki – była antyradziecka i przez rzekome skandowanie antysocjalistycznych haseł w trakcie przedstawienia przez publiczność. Z uwagi na fakt, że nazwiska większości organizatorów strajków brzmiały niepolsko, np. Blumsztajn, Szlajfer, Blajfer, szybko spowodowały, głównie za sprawą frakcji generała Mieczysława Moczara, który to oskarżał ludzi pochodzenia żydowskiego, że działają na szkodę Rzeczpospolitej Ludowej. 19 marca 1968 roku na wiecu PZPR została podjęta decyzja dotycząca represji wobec obywateli pochodzenia żydowskiego. Wtedy to warszawscy studenci rozpoczęli protesty, a wkrótce dołączyli się do nich niektórzy wykładowcy.  Niestety, zostali zmuszeni do zakończenia strajku po 3 dniach, bo w przeciwnym wypadku władza rozwiązałaby uczelnie. Jednak próbowano zadbać o to, by podobna sytuacja nie miała miejsca. Dlatego 25 marca zwolniono z uczelni wielu wykładowców m.in. Zygmunta Baumana, Leszka Kołakowskiego (obaj pochodzenia żydowskiego) oraz Bronisława Beczkę i Marię Hirszowicz.

      Po załatwieniu sprawy ze studentami, władza zaczęła rozprawiać się z ludnością żydowską. W wyniku tych działań wyrzucono z partii ponad 8000 członków PZPR, ale zwolnienia miały miejsce też m.in. w MO, SB, służbie zdrowia, wojsku mediach i w oświacie. W wyniku antysemickich działań w czasie kampanii antysemickiej w latach 1968-1972,  Polskę opuściło przymusowo około 15-20 tysięcy osób pochodzenia żydowskiego, naukowców, ludzi sztuki i kultury. Osoba, która opuszczała nasz kraj, musiała zrzec się obywatelstwa, bez możliwości powrotu. W takiej sytuacji znaleźli się ponoć znajomi Agnieszki Osieckiej, absolwentki Wydziału Dziennikarstwa Uniwersytetu Warszawskiego i łódzkiej „Filmówki”. W trakcie studiów związała się ona ze Studenckim Teatrem Satyryków i tam debiutowała jako autorka tekstów piosenek. Ona postanowiła swoje przemyślenia przelać na papier i tak powstał wiersz pt. „W żółtych płomieniach liści”. Do gotowego tekstu muzykę skomponował Andrzej Zieliński, główny kompozytor w zespole „Skaldowie”. W programie Osieckiej i jej szkolnego przyjaciela Jana Borkowskiego, poznał on początkującą piosenkarkę Łucję Prus, z którą grupa nagrała w duecie ten utwór. Tekst oczywiście musiał przejść przez cenzurę, ale przez to, że cała historia została zgrabnie ujęta jako opowieść o przemijaniu i rozstaniu, nikt w urzędzie nie wyłapał aluzji do wydarzeń marcowych. Wielu słuchaczy do dziś interpretuje ten utwór jako tęsknotę dwojga byłych ukochanych. Zresztą samym Skaldom, jak powiedziała Łucja Prus, utwór kojarzył się bardziej z erotyką niż z polityką. Już w pierwszej zwrotce śpiewanej przez Jacka Zielińskiego, pojawia się nawiązanie, które dla kogoś, kto zna historię marca ’68 jest jednoznaczne: „Wśród ptaków wielkie poruszenie, ci odlatują, ci zostają. Na łące stoją jak na scenie, czy też przeżyją, czy dotrwają.”. Z kolei obywatele, dla których osoby pochodzenia żydowskiego były znajomymi albo zwyczajnie zasymilowali się z nimi, po tych wszystkich reperkusjach władzy – „chociaż paliły wstydem skronie”. Tekst wyśpiewany przez Prus i Zielińskiego z wybitną muzyką „Skaldów” wszedł do kanonu polskiej muzyki, otrzymał nagrodę dziennikarzy na Festiwalu Polskiej Piosenki w Opolu w 1970 roku. Został wydany na singlu i pozostaje prawdziwą perełką, aktualną do dnia dzisiejszego.

Czytaj dalej

Jeśli zaś ślepy ślepego prowadzi, obaj w dół wpadną

      Jak daleko wstecz sięga historia człowieka, ludzie poszukiwali prawdy i szczęścia. Oczywiście, nie mając jakiś wstępnych wskazówek, szukali po omacku. Widzieli wokół siebie świat, widzieli, że różnią się od zwierząt, widzieli że ich byt zależy od wielu czynników. Jedli różne rzeczy i obserwowali ich wpływ na organizm, odprawiali najróżniejsze obrzędy mające zapewnić szczęście, i tak dalej i tak dalej. Na szczęście Bóg ulitował się nad błądzącym człowiekiem i wyszedł mu na przeciw. Najpierw objawił się Izraelowi, a w końcu osobiście przyszedł na ziemię ukazując nam prawdę i wskazując właściwą drogę do szczęścia. Od momentu, w którym Jezus stał się dla człowieka drogą, prawdą i życiem, błądzenie po innych drogach nie ma już sensu.

         Skoro Bóg przyszedł osobiście, powiedział jak jest i wskazał nam drogę do szczęścia, najbardziej logiczne jest pójście tą drogą. Dlatego też szukając przewodnika, po pierwsze trzeba sprawdzić czy Jezus jest dla mnie drogą, prawdą i życiem. Jeśli nie, to szkoda czasu. Co najwyżej ominie nas jakiś kolejny epizod w historii błędów myśli ludzkiej. Wszystko jedno, czy ten przewodnik to będzie socjalista, liberał, buddysta, mag czy jakiś jogin. Z pewnością nie jest mądrzejszy od Jezusa. Nie dostrzegając prawdy w Jezusie, przewodnik taki pozostaje ślepcem. Sam wpadnie w dół i swoich uczniów tam zaprowadzi.