Najpiękniejsze kobiety…

… są po sześćdziesiątce, po siedemdziesiątce, po osiemdziesiątce…One wiedzą, jaki jest smak i uroda życia. One Cię rozumieją. A te młode – piękne ciało – ale o czym tu z nimi rozmawiać ?

Tak sobie pomyślałem, gdy znalazłem na youtubie tę oto wiązankę piosenek, które Ci dedykuję. I to zdjęcie tych zakochanych, młodych ludzi…

Motyl

Wleciał do pokoju i zaczął krążyć wokół lampy stojącej na biurku. Skrzydła miał fioletowe i poruszał się majestatycznie, nie tak jak motyle w zeszłym tygodniu. Te były żółtoczerwone, od razu dolatywały do lampy i najczęściej padały na ziemię, bo oparzyły sobie skrzydła od gorącej żarówki. Ten motyl był jakiś inny. Taki odmieniec. Krążył wokół lampy ale nie zbliżał się za bardzo. Wachlował skrzydłami tak majestatycznie, prawie jak kondor. Nie zbliżał się do niej, jakby wiedzał, że to niebezpieczne. Widać wiedział, czym to grozi. Skąd ? Tego mi nie powiedział. Potem usiadł na moim biurku i tak zastygł. Napisane jest: Nie zabijaj. Nie poruszyłem nawet ręką, żeby go nie spłoszyć.

Powoli odszedłem i otwarłem szeroko okno. Posiedział jeszcze chwilę, popatrzył na otwartą książkę – ach to Remarque… Może tak pomyślał – i odleciał. Przeleciał mi koło twarzy i na moment widziałem wpatrzone we mnie jego oczy. Nie, to już absurd, halucynacja, przemęczenie, Czy motyle w ogóle mają oczy ? Nie jestem biologiem, spytam przy okazji Stasię albo Małgosię…

Wiem jedno: spotkanie z motylem było dla mnie zbawienne. Niby nic, taki drobiazg. Ale przestałem myśleć o sobie, sprawy moje i problemy zmniejszyły się nagle do wielkości tego małego motylka. Potem spojrzałem na gwiaździste niebo – Oriona nie było widać, tylko jakieś samoloty latały na niebie i mrugały do mnie porozumiewawczo. Nie ma mnie i nie ma ciebie. Jesteśmy kruszynami Wszechświata, maleńkimi jak neutrino, albo jeszcze mniejszymi…Spełnieniem mojej małości ty jesteś Panie, niech Twoja wola się stanie. Amen.

Kogo spotkałem w Eton College ?

Zaraz ci powiem. Ale najpierw kila słów o tej szkole.

Eton – jedna z najstarszych w Anglii szkół męskich z internatem. Znajduje się w Eton  w Berkshire.

Założył ją w 1440 roku król Anglii Henryk VI jako The King’s College of Our Lady of Eton beside Windsor. W rok później powołał King’s College Cambridge,  gdzie wychowankowie Eton mieli kontynuować naukę. Początkowo w szkole miało bezpłatnie pobierać nauki 70 arystokratycznych wybrańców (Collegers) oraz pewna liczba uczniów opłacających czesne (Oppidans, czyli mieszkańców miasta, od łacińskiego oppidum). Współcześnie Eton ma ok. 1300 wychowanków, wyłącznie chłopców w wieku 13–18 lat, w tym pewną liczbę spoza Wielkiej Brytanii. Motto szkoły brzmi Floreat Etona (Niech rozkwita Eton).

Wśród najwybitniejszych wychowanków Eton są m.in.książę Wellington, zwycięzca spod Waterloo, później premier Wielkiej Brytanii (premierami było w sumie 19 etończyków – „najnowszy” to premier David Cameron); liczni pisarze (m.in. Aldous  Huxley,oraz twórca agenta 007 Ian Fleming); uczeni  Robert Boyle, Sir John Hershel, słynny dandys XIX w., rewolucjonista mody męskiej Beau Brummel; liczni wybitni dowódcy wojskowi i odkrywcy.

Kiedy zwiedzaliśmy z przyjaciółmi tę szkołę, podszedł do mnie jeden z wykładowców – Steven Redklif / nazwisko zmienione / i zapytał mnie, czy tak się nazywam, jak się nazywam. Ze zdziwieniem odparłem, że tak. Okazało się, że jeden z jego uczniów jest Polakiem, znał mnie i opowiadał mu o mnie. Ponieważ czytał moją stronę prywatną, tam znalazł moje zdjęcie i zapamiętał. Byłem bardzo zdziwiony, nie wszystko zrozumiałem, bo mówił bardzo szybko. Poszliśmy na portera, dużo mówił o sobie i o szkole. Rozstaliśmy się, wymieniając telefony.

 

Nawet w Eton można spotkać przyjazne dusze. Od razu przypomniało mi się Stowarzyszenie Umarłych Poetów…

P.S. Ten tekst poświęcam wszystkim moim uczniom, których znałem kiedyś, teraz i potem.

 

Gdzie jest mój Homel ?

Homel  – to miasto obwodowe położone na południowo-wschodniej Białorusi nad rzeką Sołż. Jego historia jest bogata, ale najstraszniejsza za rządów bolszewików, w których ręce wpadł  Homel w styczniu 1919. W mieście wybuchł bunt, który został stłumiony przez nowych okupantów. Bolszewicy zamknęli wszystkie świątynie katolickie i prawosławne, a niektóre z nich z czasem zniszczyli. Pobliski Las Szczakatowski jest cmentarzyskiem kilku tysięcy ofiar Wielkiego Terroru. W 1941 roku ok. 30% mieszkańców stanowili Żydzi, z których większość opuściła miasto lub została zamordowana.

Piszę o tym dlatego, że ” Piwnica pod Baranami” wystawia w Krakowie 12 października 2018 o godz. 19.00  spektakl „GDZIE JEST MÓJ HOMEL” – przypowieści i songi Lejzorka Rojtszwańca wg Ilii Erenburga,  scenariusz, reżyseria i wykonanie: Tadeusz Kwinta; teksty songów: Elżbieta Kuryło; muzyka: Andrzej Zarycki.

Gdzie jest mój Homel?  to monodram aktorsko-wokalny, stworzony w oparciu o książkę Erenburga pt. Burzliwe życie Lejzorka Rojtszwańca. Jest to opowieść „krawca mężczyźnianego” z Homla, którego porwał w szeroki świat wiatr historii, a zarazem opowieść o człowieku broniącym swej godności humorem, filozoficznym stosunkiem do życia i pamięcią o tradycji i kulturze swego narodu. Spektakl pełen jest muzyki i żydowskiego humoru, poezji i mądrości, sowizdrzalskiej przekory i szczypty zadumy.

 

Proponuję Ci piosenkę w wykonaniu niezrównanego Aloszy Awdiejewa i zapraszam do Krakowa 12 października…

Spotkania, które przemieniają życie

W ostatni weekend września  pojedziemy – moja żona i ja – na rekolekcje zamknięte w Pińczowie. Rekolekcje organizują Ojcowie Franciszkanie z Sekretariatu Ewangelizacji w Krakowie. Czym są rekolekcje zamknięte ?
To ćwiczenia dla osób, które zdecydują się na czasowe opuszczenie swojego miejsca zamieszkania, pracy, tego wszystkiego, co na co dzień pochłania ich czas, energię… Jest to też czas odejścia od siebie, od swoich wyobrażeń na temat życia, samego siebie, Pana Boga… Paradoksalnie nie jest to czas ucieczki od czegoś, od kogoś, ale ku czemuś… Uczestnicy są zakwaterowani w ośrodku rekolekcyjnym a także w bursie . Zapisy odbywają się według kolejności zgłoszeń .Wspomniane wcześniej odejście dokonuje się w świetle głoszonego Słowa Bożego, modlitwy wspólnotowej, prywatnej adoracji Najświętszego Sakramentu . Uczestnicy  otrzymują szczegółowy program rekolekcji w dniu ich rozpoczęcia.
To nie są nasze pierwsze rekolekcje. Byliśmy kilka razy w Kokoszycach, w Swarzewie, w Czechowicach-Dziedzicach, w Istebnej  i w Zembrzycach. Zawsze wyjeżdżamy z tych spotkań nowi, przemienieni i pełni ufności do świata i miłości do ludzi.
Czy będzie tak i tym razem ? Z dużym prawdopodobieństwem mogę powiedzieć, że tak. Ciebie też zachęcam do takich rekolekcji. Miejsca i terminy znajdziesz bez problemu w internecie. Musisz tylko chcieć i uwierzyć, że to lepsze, niż spędzenie czasu nad wodą czy na grillu z przyjaciółmi. Możesz mi uwierzyć, a jak nie, to napisz do mnie, chętnie z tobą porozmawiam.

Kochany, nienawidzony, oglądany. Michał Rachoń zmienia oblicze telewizji.

Program dla widza, a nie dla elity. Ale nieodmóżdżający, lecz odwrotnie – pokazujący to, co wśród zwykłych Polaków wspaniałe, mądre, ale też dowcipne czy zadziorne. I ludzi dotąd w mediach pomijanych. Ta filozofia Michała Rachonia, połączona z przeniesieniem do Polski najnowocześniejszych amerykańskich telewizyjnych technik, przyniosła mu sukces. A z nim także wielu wrogów. Co zabawne, po cichu… zżynających wprowadzone przez niego pomysły.

– 30 lat temu ja w Teleexpressie mówiłem: „Ruszamy!”, dziś Michał Rachoń mówi „Jedziemy!”

– mówi Wojciech Reszczyński, twórca Teleexpressu i pierwszy prezenter Wiadomości w TVP. Wówczas styl Reszczyńskiego był bardzo mocno odmienny od tego, co stanowiło telewizyjne dziennikarstwo w PRL. Rewolucja, którą w telewizyjnym dziennikarstwie wprowadza Michał Rachoń, nie jest może tak uderzająca wizualnie jak w chwili, gdy „telewizor” odchodził od siermiężnego PRL, ale głębsza, jeśli chodzi o skutki.

Cejrowski: skopiowaliśmy tylko dobre amerykańskie rozwiązania

Wojciech Cejrowski, z którym rozmowy w czwartkowym programie „Minęła dwudziesta” biją rekordy popularności, zadzwonił do Rachonia z Ameryki i zaproponował mu współpracę. Ten przyjął propozycję rozmów z „osobistym korespondentem” i wiele jego sugestii.

Po pierwsze, kazałem skopiować DOBRE amerykańskie rozwiązania, czyli obaj patrzymy prosto do kamery, a nie na siebie nawzajem, w naszej rozmowie nie ukrywamy naszych poglądów (gwiazdy amerykańskiego dziennikarstwa nigdy nie ukrywają) oraz ja nadaję od siebie z mojego studia w moim domu, tak jak to robią stali korespondenci najlepszej stacji newsowej Fox News

– mówi „Gazecie Polskiej” Cejrowski.

Co zabawne, te elementy programu Rachonia, które najczęściej bywają krytykowane przez jego wrogów jako „propaganda”, w niemałej części przeniesione są właśnie z programów amerykańskich, bo Rachoń przez lata nałogowo oglądał Fox News. Segment „Jedziemy”, czyli wstęp wygłaszany przez prowadzącego na początku „Minęła dwudziesta”, przeplatany fragmentami materiałów filmowych, jest składnikiem najpoważniejszych programów w Ameryce, prowadzonych przez najbardziej doświadczonych publicystów.

Nowości wprowadzane przez Rachonia usiłowano ośmieszać. Portal Gazeta.pl napisał, iż Brytyjczyk Ben Stanley zobaczył „Minęła dwudziesta” i zastanawiał się, czy to telewizja publiczna, czy gra komputerowa, bo na ekranie ujrzał okienka z twarzami wszystkich komentatorów, reagujących na wypowiedzi innych. Ośmieszanie trwało jednak niedługo, ponieważ wkrótce pomysły Rachonia zaczęły powielać stacje komercyjne, a nawet niektóre programy… sportowe.

Artykuł  Piotra Lisiewicza  z   Gazety Polskiej . Ciąg dalszy znajdziesz  Tutaj

Nie lubię cytatów…

Ty Panie, jesteś na końcu ścieżki, którą idę.

Odnajdziesz swoją drogę, jeśli nie będziesz się wpatrywał w siebie. Wyjdź z siebie! Jeśli pozostaniesz w porcie, nie poznasz bezkresnego morza.

Współczesnego człowieka niszczy pośpiech. Nigdy się nie zatrzymuje. A przecież tajemnicą szczęścia jest umieć czasem przystanąć.

… dlatego i tobie zaproponowałem cytaty tylko trzy. To z Michela Quoista –  francuskiego pisarza katolickiego i księdza. Pierwszy z cytatów dostałem w formie obrazka, ze śladami człowieka idącego po śniegu, od siostry Andrzei, z zakonu sióstr Urszulanek w Rybniku. Chodziłem do tej wspanialej, starszej siostry na lekcje języka francuskiego. W bramie mijałem Józka Makosza, absolwenta romanistyki, późniejszego prezydenta Rybnika.

Potem zacząłem czytać Tomasza Mertona. Ale to już temat na inne opowiadanie…

Trudny wybór

… między Krakowem a Warszawą. Chodzi o poezję, o jej nośność i bliskość mojemu sercu. Początkowo opowiadałem się za Krakowem, ale Agnieszka Osiecka bije wszystkich. Zakochany jestem w jej tekstach piosenek i w jej wierszach. Znakomity dobór słów, minimalizm tekstu, który pozwala wyrazić tak wiele. Nie wiem, jak żyła, domyślam się tylko z gazet i internetu. Jak może przeżywać polską rzeczywistość ktoś, kto tak pisze ?

Agnieszka Osiecka – poetka piosenki, pisarka, reżyserka, a nawet recenzentka filmowa. Miała tyle talentów, że można było nimi obdzielić tuzin innych osób, a każda z nich miałaby zapewnione liczne nagrody i piękne życie. Z łatwością rozkochiwała w sobie zarówno tych mężczyzn, którzy stali się ikonami swego czasu – Marka Hłaskę, Jerzego Giedroycia, Jeremiego Przyborę, Daniela Passenta – jak i tych, którzy tylko pretendowali do tych tytułów. Była dla nich wszystkich jak jej piosenki – zdradziecko przystępna i niespodziewanie gorzka zarazem; ulotna, chwilowa, rozpływająca się wraz z ostatnim wersem refrenu. Ale nie do zapomnienia.

Na czym polegała zdradziecka magia Osieckiej? Po pierwsze na pozornej łatwości, z jaką odbierało się jej piosenki. Wydawało się, że są proste i łatwe, a ich autorka jest podobnie nieskomplikowaną dziewczyną Błąd! Podwójny błąd! Twórczość Osieckiej można bowiem odbierać na kilku poziomach, i zawsze mieć satysfakcję. I wtedy, gdy zapamiętuje się tylko szlagworty, i wtedy gdy orientujemy się, że to w gruncie rzeczy bardzo osobiste wiersze. Podobnie było z nią samą. Pozornie niefrasobliwa, błyskotliwa, królowa życia, w rzeczywistości goniła przez całe życie za czymś idealnym, młodzieńczo wypełnionym urokiem i inspiracjami. Nieosiągalnym. Gdy tylko przekonywała się, że nie znajduje nasycenia, zdradzała swoją poprzednią nadzieję i szukała następnej. Ciągle znikała, rozmazywała się w życiorysach ludzi, którzy się z nią wiązali. Zostawiała po sobie wspomnienia, poezję i iskry żalu. Oraz rosnącą legendę.

Nikt nie może się równać z Ewą Demarczyk, Markiem Grechutą i Leszkiem Długoszem. To jest Kraków. Ale Osiecka… Tyle wspaniałych piosenek dla Maryli Rodowicz i dla Seweryna Krajewskiego… Oto jedna, którą bardzo kocham.

Jeszcze nie chce mi się spać, więc chodź i usiądź obok mnie

Chodź i usiądź obok mnie
zostań ze mną
a gdy ciemność przyjdzie znów
już nie będzie taka zła

Zamknij oczy, zamknij drzwi
dzień wczorajszy, to już wiek
pomóż przetrwać czasy złe
pragnę kogoś obok mnie

Kto pomoże przetrwać noc
kto przegoni myśli złe
choć i usiądź blisko mnie
bo samotnie być tak źle

Kołysz mnie
kołysz mnie
kołysz mnie
bo samotnym być tak źle
kołysz mnie

Dla J***

Wypłakałem za tobą
Oczy niebieskie, królewskie i pieskie;
Wypłakałem za tobą
Morze ogromne, lubowne, żeglowne:

Po tym morzu ty płyniesz,
Do mnie ty płyniesz,
Do mnie!

Niech cię dobre bogi!
Niech cię dobre wiatry
I obłoki białe, dobre!
Wszystko dobre, piękne modre!
Na wybrzeżu ja tu stoję,
Słyszysz, modlę się i modlę!