Czytając mają obrzękłe witraże

Co znaczy ten temat i z czego ta nieudolna paralela ?

Kla­ska­niem ma­jąc obrzę­kłe pra­wi­ce,
Znu­dzo­ny pie­śnią lud wo­łał o czy­ny;
Wzdy­cha­ły jesz­cze do­rod­ne waw­rzy­ny,
Ko­na­ry swe­mi wie­trząc bły­ska­wi­ce.
Było w oj­czyź­nie lau­ro­wo i ciem­no
I już ni miej­sca da­wa­no ni go­dzin –
Gdy Boży pa­lec za­świ­tał nade mną,
Nie zda­jac licz­by z rze­czy, któ­re czy­ni,
Żyć mi roz­ka­zał w ży­wo­ta pu­sty­ni!

Norwid, dobrześ dziewczyno odgadła… Tak mało z nas już czyta Norwida po obiedzie…

Czytam dużo ostatnio, cóż czynić może niedoszły intelektualista w czasach zagrożenia epidemią ? Wczoraj obejrzałem film „Syzyfowe Prace” i zacząłem to czytać z lubością, bo film tylko wyrywkiem niektóre treści Żeromskiego potrąca… Lubię czytać… A o szkole specjalnie. Pamiętam początek „Tajemniczej wyprawy Tomka ” Alfreda Szklarskiego. Tam też o szkole było, o zrusyfikowanej, o kolei Transsyberyjskiej – pamiętasz Katz ?

Za chwilę pójdę z psami na spacer. Nie wiem, czy łąka na dolinie nie będzie zamknięta  ? Ferdydurke oglądam z lubością, teatr TV oczywiście. A czy ciebie Słowacki zachwyca ? Mnie tak, jest czystą poezją, a już jego „Ojciec zadżumionych”…

Trzy razy księżyc odmienił się złoty,

Jak na tym piasku rozbiłem namioty.

Maleńkie dziecko karmiła mi żona,

Prócz tego dziecka, trzech synów, trzy córki,

Cała rodzina, dzisiaj pogrzebiona,

Przybyła ze mną. Dziewięć dromaderów

Chodziło co dnia na piasku pagórki

Karmić się chwastem nadmorskich ajerów;

A wieczór – wszystkie tu się kładły wiankiem,

Tu, gdzie się ogień już dawno nie pali.

Dość poezji na dziś. Kogo to wszystko obchodzi ? A może byśmy tak partyjkę remika,waćpanna ?….

Od rana do wieczora mija czas jednostajnie

Często wspominam Janusza, Edka i Olę z mojej 4b. Tak bardzo tęsknię do tych abstrakcyjnych rozmów pozornie pozbawionych sensu. I o tym, że gra półsłówek, i o tym, że biegnie w szkołę, razem z teczką, histy ni w ząb, z biolą  kiepsko, odpisuje, co się da…

Nad głową nie ma księżyca, siedzę na podwórzu pod okapem wieczoru, próbuję smak żytniówki – masz rację, ma swój smak o tej porze roku. Papierosów nie palę, to nie są warunki do tego nałogu. Na ulicy nie spotykam prawie nikogo. Psy nie szczekają, ludzie nie biegają, samochody mają rejestrację SGL. I co z tego ? Chciałbym wejść teraz do bazyliki św. Antoniego w Rybniku i przejść obok dyrektora Jarosza w czapce i z mocno przyszytą tarczą…

Jeżeli czasami coś ci się przyśni – to na pewno pochodzi stamtąd, z 1973 roku. I nie mów, że to zły sen. Wtedy widzę wszystko tak ostro, jak w okularach z koronawirusa.

 

Na drodze do nikąd

Czas płynie. Pobyt przymusowy w domu nie pozwala oddychać wiosną jak dawniej. Jest coraz cieplej, pokazuje to mój termometr elektroniczny zaokienny. Tylko spacery z psami – rano i wieczorem pozwalają sprawdzić stan tego świata. Godziny przy komputerze, zadania od uczniów do mnie i do nich. Rozmawiamy przez ekrany, nie widzimy siebie.

Teraz dopiero czuję, jak mi ich brakuje. Może jeszcze się spotkamy naprawdę ? Bardzo bym tego chciał. Brakuje mi szkoły, dzwonków i pisania kredą na tablicy tematu i daty. A potem lekcja – w każdej klasie inna. Ten sam temat a jedno uczniowskie, dociekliwe pytanie potrafi zmienić cały scenariusz lekcji. Jak bardzo mi brakuje spontaniczności, improwizacji i mojego wyznania, że nie wiem, dlaczego tak jest. Zapytajmy czasem o to Boga – on wszystko wie, ale nie wszystko mówi.

 

Z moimi psami na cmentarzu

Trzymam w ręku jakąś butelkę z alkoholem – nie wiem skąd, nie wiem gdzie. Rozciąga się stąd widok na aleję spacerową pełną jednorodzinnych domów. W  kieszeni mam portfel pełen stuzłotówek – też nie wiem skąd. Marcowy wiatr gwiżdże, w portfelu banknoty szeleszczą. Siedzę na ławce w czarnej, ortalionowej kurtce. Moje dziewczyny, Funia i Zuzia, siedzą obok mnie. To sznaucery miniaturowe, chyba już je znasz. Jestem niedaleko od domu, ale dla mnie to odległa przestrzeń.Kiedy bolą kolana i kręgosłup, kiedy każdy krok jest bólem – do domu jeszcze kawałek. Zbieram siły i idę – dziewczyny ze mną. Dobrze, że nie ma innych psów – wtedy jest problem. Dziewczyny ujadają, a mnie trudno je utrzymać w ręce.

Na razie siedzenie w domu mnie męczy. Mam dość zdalnego uczenia – to parodia i kpina z prawdziwej szkoły. Ale niech tak będzie. Może się czegoś wszyscy nauczymy ?

Powoli schodzę ze wzgórza. Dobranoc, ty słodkie, dzikie serce…Oddycham głęboko i zaczynam biec. Jestem zlany potem, plecy mam mokre, podchodzę do bramy i cofam się znowu, mam ciągle jeszcze uczucie, jakbym przeżył jakieś niesamowite wyzwolenie, wszystkie osie przebiegają nagle przez moje serce, urodziny i śmierć są tylko słowami, dzikie gęsi przelatują nade mną od początku świata, nie ma już żadnych pytań ani odpowiedzi !

Na razie wystarczy. Otwieram drzwi i wchodzimy do domu. Najpierw Funia, potem Zuzia i w końcu ja, ostatni z tamtej epoki. A teraz będzie radość, miłość i szczęście.

 

Zza chmur

W tej chwili zza chmur ukazuje się księżyc. Wczesna wiosna zdaje się wisieć nad miastem. Ilość osób zarażonych koronawirusem gwałtownie rośnie. Siedzimy w domu. Jest komputer, telewizja, różne domowe prace i codzienne zajęcia.

Nie potrafię uczyć przez internet. Nigdy tego nie robiłem w ciągu 43 lat mojej pracy pedagogicznej. Mimo tego robię wiele, by być i rozmawiać z uczniami. Ale nic nie może zastąpić bezpośredniego kontaktu. Może do tego jeszcze kiedyś dojdzie.

Jest za daleko, żeby coś przedsięwziąć. Zresztą dziś nie jestem w odpowiednim nastroju. Jak mam reagować na wszystko zło, które mnie otacza ? Dziś po południu postanowiłem opuścić to miejsce i dlatego życie działa na mnie podwójnie mocno. Czuję je wszędzie – i w księżycu, i w szmerach i cieniach na podwórku, w niewypowiedzianym słowie „marzec” i w moich rękach, które się poruszają i mogą ujmować przedmioty, i w oczach, bez których wszystkie muzea świata byłyby puste, w duchach, upiorach, przeszłości i szaleńczym biegu słońca wokół Kasjopei i Plejad, w przeczuciu nieskończonych obcych ogrodów pod obcymi gwiazdami – czuję to wszystko i przeszkadza mi to rzucić pustą butelką piwa w kierunku trawiastej doliny za klasztorem.

Zaczynają bić zegary. Jest jedenasta.. Znów kończy się dzień przymusowej kwarantanny. Jutro jest niedziela, będzie msza w TV i kaczka na obiad. Chciałbym już spotkać się z ludźmi.

Wieczór marcowy

Jest wspaniały wieczór, marzec, a słońce grzeje jak latem. Przez pewien czas stoję przy oknie i wyglądam w noc, potem nieco zawstydzony, bardzo cicho zaczynam szeptać słowa i zdania, które bardzo chciałbym komuś powiedzieć i dla których nikogo nie mam, oprócz Ciebie może – ale ty nie wiesz przecież, kim ja w ogóle jestem.

Ale kto to w końcu wie o kimkolwiek ?

Przerywam milczenie

Długo nie pisałem, nieprawdaż kochanie ? Ostatni wpis jest z wigilii Bożego Narodzenia zeszłego roku… A dziś mamy już 10 marca 2020 …

Co się ze mną działo ? Powiedzmy, że chorowałem a będzie to prawda. Wszystkiego miałem dość i zwijałem się z bólu. To jeszcze nie minęło. ale zanosi się na poprawę. Musimy w to wierzyć, moja miła. Teraz trzeba już kończyć, ale wrócę tu na pewno. Wkrótce.