Archiwum miesiąca: czerwiec 2020
Budzisz się czy zmartwychwstajesz ?
Ciągle pada. Była burza z piorunami i uderzyło bardzo blisko. Ludziom popaliły się komputery, telewizory, kina domowe… Ale wszyscy żyjemy, materia nie ma ani trwałości ani żadnego znaczenia. Niskie ciśnienie – ratujemy się kawą, kieliszkiem koniaku albo lampką wina.
Kończy się ten dziwny szkolny rok 2019/2020. Niektórzy nazywają zdalne nauczanie przygodą. To nie była przygoda, raczej nowe doświadczenie, że może szkoła istnieć bez żywych uczniów i żywych nauczycieli. Niech się to skończy z nowym rokiem szkolnym. Dopóki jeszcze mogę coś utrzymać w dłoni, to niech to będzie kreda a nie mysz.
Życzę Wam, moi uczniowie, udanych wakacji. A od września zaczniemy od powtórki…
Le vent nous portera
Gloria – Edward Stachura
Komu gloria na wysokościach ?
Chwała najsampierw tobie
Trawo przychylna każdemu
Kraino na dół od Edenu
Gloria! Gloria!
Chwała tobie, słońce
Odyńcu ty samotny
Co wstajesz rano z trzęsawisk nocnych
I w góry bieżysz, w niebo sam się wzbijasz
I chmury czarne białym kłem przebijasz
I to wszystko bezkrwawo – brawo, brawo
I to wszystko złociste i nikogo nie boli
Gloria! Gloria! Gloria in excelsis soli!
Z słońcem pochwalonym teraz pędźmy razem
Na nim, na odyńcu, galopujmy dalej
Chwała tobie wietrze
Wieczny ty młodziku
Sieroto świata, ulubieńcze losu
Od złego ratuj i kąkoli w zbożu
Łagodnie kołysz tych co są na morzu
Gloria! Gloria in excelsis soli!
Z słońcem pochwalonym teraz pędźmy społem
Na nim, na odyńcu, galopujmy polem
Chwała wam ptaszki śpiewające
Chwała wam ryby pluskające
Chwała wam zające na łące
Zakochane w biedronce
Chwała wam: zimy, wiosny, lata i jesienie
Chwała temu co bez gniewu idzie
Poprzez śniegi, deszcze, blaski oraz cienie
W piersi pod koszulą – całe jego mienie
Gloria! Gloria! Gloria!
Masz dość siły
Nie zasłaniaj się swoją małością, złem, które zdążyłeś w życiu popełnić.
Nie zasłaniaj się swym bałaganiarstwem, lenistwem, brakiem inteligencji – wadami, których jesteś świadom.
Nie bój się ludzi, którzy stoją ci na przeszkodzie, którzy ci złośliwie brużdżą, nie bój się opornego świata.
Masz dość siły, aby stanąć na wysokości zadania. Daje ci ją ten, który żąda od ciebie wielkości.
Czwartek – Boże Ciało
Dziś było upalnie, ponad 20 stopni. Procesja tylko wokół kościoła, choć w innych regionach Polski procesje szły ulicami, jak dawniej. Obiad, potem film „Życie jako śmiertelna choroba przekazywana drogą płciową”, Zanussiego oczywiście. Dużo teraz filmów oglądam, wyłącznie polskich, z lat 70 – tych. Takie właśnie teraz lubię. Są nudne, mają dłużyzny, źle nagrany dźwięk ale mają problem, pokład trudnej psychologii, w przeciwieństwie do wielu hollywoodzkich produkcji.
Potem trochę odpocząłem w pozycji najmniejszej energii, a gdy wstałem – rozwiązałem w ciągu 42 minut całą maturę podstawową z matematyki, tegoroczną. Wypiłem filiżankę dobrej kawy a wieczorem, jak zwykle kolejny odcinek „Jednego z dziesięciu” i film do poduszki – „Forest Gump” z Tomem Hanksem.
Zapomniałbym – różaniec był jeszcze przed filmem i rozmowa z jednym z moich uczniów, bardzo ciepła i serdeczna. Cieszę się, bo za chwilę porozmawiam z Jezusem i Jego matką. Przeczytam na dobranoc kilka stron Hemingway’a. Potem zasnę a gdy się obudzę będzie piątek.
Tak, napiszę do Ciebie, już wkrótce.
Senność i zadymka
Senność gęsta jak śnieg i krążąca jak śnieg
Zasypuje śnieżnemi płatkami sennemi
Bezprzyczynny mój dzień, bezsensowny mój wiek
I te ślady bezładnych moich kroków po ziemi.
Jeśli chcę, mogę spać – jeśli chcę mogą wstać,
Siąść przy oknie z gazetą z zeszłego tygodnia,
Albo iść w senność dnia – wtedy inny, nie ja,
Siedząc w oknie, zobaczy dalekiego przechodnia.
Czy to dobrze czy źle: tak usypiać we mgle?
Szeptać wieści pośnieżne, podzwonne, spóźnione?
Czy to dobrze czy źle: snuć się cieniem na tle
Kołującej śnieżycy i epoki przyćmionej?
Śnieg pierzyną mi legł, wiek godziną mi zbiegł
W białej drzemce, puszystym, przyprószonym spacerze.
Bezprzyczynny mój dzień, bezsensowny mój wiek
Składam wierszom powolnym w ofierze.
Julian Tuwim
Matura wśród przekwitłych kasztanów
Cynizm, ironia i jedno słowo na k…
Na dworze pada, niskie ciśnienie, chce się spać. Piję więc całkiem spokojnie trzecią kawę. W kamienicy jakby się wszyscy lokatorzy umówili – wyprowadzają się po kolei. Trzeba szukać nowych, mieszkania nie mogą stać puste. Na kasztanowcu tyle malutkich kasztanów, że nie policzysz, choć masz liczydło elektroniczne. Wszystko kwitnie, zielono, cicho. Spokój i milczenie. Tego mi trzeba.
Teraz nie oglądam wiadomości TVP. Obejrzałem „Barwy ochronne”, film Zanussiego z 1976 roku. Wywiera takie samo wrażenie jak 40 lat temu. Takiego cynika jak Zapasiewicz w tym filmie rzadko można spotkać. Wiem, bo sam drwię też często ze wszystkiego. Ale taka postawa to przede wszystkim drwina z samego siebie.
Wyobraźmy sobie jak ubogi byłby słownik przeciętnego Polaka bez prostej 'kurwy’. Idziemy sobie przez ulicę, potykamy się nagle i mówimy do siebie: 'Bardzo mnie irytują nierówności chodnika, które znienacka narażają mnie na upadek. Nasuwa mi to złe myśli o władzach gminy. Wszystkie te i o wiele jeszcze bogatsze treści i emocje wyraża proste 'O kurwa!’, które wyczerpuje sprawę. Gdyby Polakom zakazać kurwy, niektórzy z nich przestaliby w ogóle mówić, gdyż nie umieliby wyrażać inaczej swoich uczuć.