Spacer plażą

…szedłem brzegiem morza z Jezusem. Miałem go po prawej ręce, on moczył stopy w wodzie, a ja patrzyłem na nasze ślady na mokrym piasku.

– Ty zawsze jesteś ze mną, prawda ?

– Tak, odpowiedział, zawsze jestem przy tobie.

W pewnej chwili dwa ślady urywały się i był tylko jeden, tylko dwie stopy na mokrym piasku.

– Wtedy mnie zostawiłeś, gdy było mi tak ciężko ?

– Nie, wtedy niosłem cię na swoich ramionach – odpowiedział.

Niedzielny wieczór. Na dworze – 7 stopni. Grzeje nas naprawiony piec, mgła ściele się pod stopami, a przy czytaniu przygód małej Martynki zasypiają moje wnuczki – Różyczka i Klarunia. Nikt tak nie czyta bajek, jak dziadek Grzegorz. Chcesz, to ci przeczytam coś innego – o pewnym Liceum, w pewnym Rybniku. Tylko Ty i ja wiemy, jak było naprawdę. To przyjdziesz ? Słodzisz jedną czy dwie ? Wolisz calvados czy żołądkową ? Jak tak samo, jeszcze jednego ? ….

homo sum et nihil humanum a me alienum esse puto… /Terencjusz/

Na pierwszym miejscu powinno być wychowanie, a dopiero później wykształcenie.
Kiedyś pewien profesor na tablicy napisał cyfrę 1 i spojrzawszy na studentów wyjaśnił.
„To jest wasze człowieczeństwo – najważniejsza wartość w życiu”.
Następnie do cyfry 1 dopisał 0 i powiedział: „A to są wasze osiągnięcia, które w połączeniu z człowieczeństwem zwiększyły waszą wartość 10 razy.”
Jeszcze jedno 0 – doświadczenie, co daje już 100.
I tak dodawał kolejno sukces, miłość, odpowiedzialność.
Każde dodane 0 uszlachetnia człowieka powiedział profesor.
Nagle zmazał cyfrę 1, która stała na początku.
Na tablicy zostały nic nie znaczące zera.
Profesor powiedział: „Jeśli nie będziecie zachowywać się jak ludzie, cokolwiek byście nie zrobili i tak pozostaniecie zerem..”

Szarańcza w zupie

Na pustyni żyła pewna grupa mnichów. Pewnego dnia do starego mnicha przyszedł młody i rzekł:

-Ojcze, wiesz, że żyję na pustyni już ponad rok i przez ten czas sześć czy siedem razy opadła nas szarańcza. Wiesz sam, jakie to uciążliwe, ponieważ te owady wchodzą wszędzie, nawet do naszego pożywienia. Jak sobie z tym radzisz ?

Stary mnich, żyjący na pustyni od czterdziestu lat, powiedział:

– Początkowo, gdy do zupy wpadła mi chociaż jedna szarańcza, wylewałem wszystko. Później wyjmowałem szarańczę, a zupę zjadałem. W końcu jadłem wszystko – i zupę i szarańczę. Teraz, gdy jakaś szarańcza chce wydostać się z talerza, wkładam ją tam z powrotem i zjadam razem z zupą !

Wraz z upływem czasu przyzwyczajamy się do wszystkiego, nawet do tego, co przedtem wydawało się nieprzyjemne. Niektórzy zaczynają nawet akceptować własnych nieprzyjaciół.

Czasami jestem samotny

Gdy byłem młody Nie potrzebowałem nikogo Uprawianie miłości było tylko zabawą Te dni minęły Żyjąc samotnie… Wspominam moich dawnych przyjaciół Lecz gdy wykręcę numer Okazuje się ,że nie ma nikogo w domu Całkiem sam nie chcę być całkiem sam już nigdy całkiem sam nie chcę być już nigdy całkiem sam Ciężko być pewnym Czasami czuję się tak niepewnie a miłość tak odległa i niejasna Pozostaje lekarstwem… Całkiem sam

 

Krawat na pustyni

     Pewien człowiek zabłądził na pustyni i od dwóch dni wędrował wśród nie kończących się, rozgrzanych słońcem piachów. Był już u kresu sił. Niespodziewanie ujrzał przed sobą sprzedawcę krawatów. Nie miał on przy sobie nic innego – jedynie mnóstwo krawatów. I natychmiast próbował sprzedać jeden z nich człowiekowi umierającemu z pragnienia.

Wyczerpanemu i spragnionemu wędrowcy handlarz wydał się szalony: czy ktoś przy zdrowych zmysłach próbowałby sprzedać krawat człowiekowi łaknącemu jedynie wody ? Sprzedawca wzruszył obojętnie ramionami i ruszył w dalszą drogę.

Przed zapadnięciem zmroku znużony wędrowiec, już z wielkim trudem poruszający zbolałymi nogami, uniósł głowę i osłupiał: znajdował się przed elegancką restauracją, obok której stał szereg samochodów ! Budynek był okazały, a dookoła niego rozciągała się pustynia. Z trudem dowlókł się do drzwi restauracji i prawie mdlejąc z pragnienia wyszeptał:

– Litości, wody !

– Przykro mi, proszę pana, – rzekł ze współczuciem uprzejmy szwajcar – nie przyjmujemy gości bez krawatów.

A ty się bracie nie denerwuj !

Czytam często wpisy na Facebooku. Różne wpisy. Co mnie najbardziej drażni ? Głupota, brak kultury, błędy ortograficzne, a nade wszystko walka z kościołem. W Knurowie oddano do użytku dwa nowe, ładne, bloki mieszkalne. Właściciel nieruchomości zaprosił księdza proboszcza, by przed wejściem lokatorów domy poświęcił. Co ten uczynił, chwała mu za to. A co – miał odmówić ? Jak by to odebrano ? A wielu z komentatorów wyrażało swoje negatywne opinie – a po co to, a że to od razu kolęda, a może ktoś sobie nie życzy… itp.

Jestem z innego świata, nie tylko ja zresztą. Kocham Boga i Maryję, byłem ministrantem, dużo się modlę i czytam literaturę chrześcijańską. Słucham w  Internecie księży: Glasa, Chmielowskiego, Pelanowskiego…

Wyrosłem w rodzinie głęboko wierzącej, ze strony ojca i matki. Blisko znałem wielu księży, darzyłem ich szacunkiem i wzbudzali we mnie respekt. To co teraz obserwuję oburza mnie, napawa obawą. Nigdy nie wezmę Najświętszego Sakramentu do ręki, bo to Boga obraża, to świętokradztwo.

Kocham mój knurowski kościół św. Cyryla i św. Metodego, bardzo lubię naszych księży. Staram się im pomagać, jak tylko potrafię.

Za oknem – tam jest poniżej zera

I co z tego ? Dzień toczy się za dniem, noc ciągnie się do poranka, przerywana kolejnymi dziesiątkami różańca, przy których dobrze mi się zasypia. Puszczam nagranie z komórki / najczęściej Langusta na Palmie/, modlę się wspólnie z ojcem Szustakiem a potem zasypiam.

I co z tego ? Żyję przecież, to wystarcza. Kiedy wszystko się wokół chwieje, jakiż sens miałoby budowanie czegoś, co wcześniej czy później musi stać się ruiną ? Lepiej dać się nieść wodzie, niż tracić na próżno siły; są one jedyną rzeczą nie do zastąpienia. Przeżyć to wszystko, dopóki się gdzieś nie ujrzy nowego celu. W przyszły piątek, 22 stycznia, wracam do nauczania fizyki w moim liceum. Bardzom ci z tego rad, moja miła przyjaciółko !

Nikt nie powstrzyma spadającej lawiny, a kto by tego próbował, zginie. Lepiej przeczekać, a potem pomóc ofiarom. W marszu trzeba mieć lekki bagaż, podczas ucieczki także…

Jeszcze dwa łyki piwa z Łomży, jeszcze raz wypad za okno po drucie elektronicznego termometru, jeszcze niewypowiedziane i nieopublikowane życzenia dla mojej 4 B…Ciebie jak zwykle zapraszam na niebieskiego winstona rozmiar 100 albo co  tam masz….Przyjdź, pod okapem wieczoru i pod nagim kasztanem z 1938 roku. Opowiesz mi swoją historię. Potem odwiozę cię do domu a do rana zapomnisz…

 

Prysznic w wannie

Usiadłem na brzegu wanny i zdjąłem buty. To się przynajmniej nie zmienia, przedmioty i milczący przymus, pospolitość, mdłe przyzwyczajenie w złudnym świetle przemijania. Rozkwitające serce w zdroju miłości. Ale kimkolwiek się jest, poetą, półbogiem czy idiotą, spada się co parę godzin z nieba, żeby oddać mocz… Tego nie podobna uniknąć. Ironia natury.

Wstrętne przyzwyczajenie rozbierania się ! Tylko ten to rozumie, kto mieszka sam. Była w tym jakaś przeklęta uległość, rezygnacja. Wiesz, że od ponad czterdziestu lat nie mieszkam sam, a spanie w ubraniu zdarzało mi się, ale niezwykle rzadko.

Wziąłem prysznic. Chłodna woda spływała po skórze. Odetchnąłem głęboko i wytarłem się. Pociecha drobnych rzeczy. Woda, oddech, deszcz wieczorny. Położyć się teraz na łące. Brzozy, białe obłoki letnie. Niebo młodości. Co się stało z przygodami serca ? Zabiły je ciemne przygody życia.

Nowy Rok minął niezauważalnie. Jutro poniedziałek. Jest przewidywalny – tak sądzisz ?