Hej słowiki a może saławi, saławi…

Krzysieńku, słowiku, czemu nie wróciłeś do gniazda? Wspomnienia, wspomnienia i żal, czemu młodość tak szybko mija, czemu życie tak szybko odchodzi? No, może w sercu jeszcze maj, ale reszta – ech ! Nasze najdroższe wspomnienia cudownych lat bezgrzesznych na zawsze związane z tymi przepięknymi piosenkami. Dziękuję za uśmiech i łzę ! Pozdrawiam wspominaczy!! /komentarz  na Yt 7 lat temu /.

W Studium Nauczycielskim znalazłam w jakimś czasopiśmie nuty z tekstem do pieśni  „Słowiki, słowiki, uciszcie swój śpiew” –  oczywiście na głosy. Cudo. Treść też jest wzruszająca.
Jak zwykle później, po latach dotarło do mnie, że skoro kompozytorem i autorem słów byli Rosjanie to słowiki miały uciszyć głos, aby  żołnierze radzieccy mogli przespać się w okopach i  wypoczęci mogli dalej walczyć z Polakami.
Ale przecież słowiki mogły przeszkadzać w nocy każdemu żołnierzowi, i na każdym froncie, w różnych okresach potyczek wojennych.
Póki co, myślałam, jak muzyk. Pieśń urzekła mnie i zapragnęłam ją włączyć kiedyś do repertuaru chóru wtedy, kiedy zostanę nauczycielem wychowania muzycznego. To było takie moje małe zobowiązanie.
Tu wykonanie oryginalne chóru Aleksandrowa, jeszcze wtedy Chóru Armii Czerwonej.  /Teresa Czajkowska/

Ciekawostka: słyszałem historie tej pięknej piosenki….prośba, aby słowiki za głośno nie śpiewały, aby nie obudzić zmęczonych żołnierzy po walce. Otóż Sołodow Siedoj za ten tekst wylądował w lagrze karnym……jako wróg narodu.

Nikt mi tego nie powiedział, może już nie pamiętam… ?

Świecąca tarcza zegarka błyszczała w ciemnościach jak miniaturowe, ukryte słońce. Była czwarta rano. Wyciągnąłem się, żeby znowu usnąć, ale nie mogłem. Długo leżałem, przyglądając się sufitowi, po którym w regularnych odstępach przebiegały czerwone błyski świetlnej reklamy z restauracji na przeciwko. Czułem w sobie pustkę i nie wiedziałem, dlaczego.

Wstałem i zacząłem się ubierać. Trzeba być niezależnym. Nie można przywiązywać się do niczego, co należy do tego świata. Nie zamknąłem drzwi. Przecież tu jeszcze wrócę. Wróciłem o ósmej, szedłem o chłodzie poranka, latarnie jeszcze świeciły. Poczułem się odprężony i trzeźwy. Przeciągnąłem się. Noc minęła. Razem z nią wieloznaczność ciemności.

Czasami jest tak, że brzmi to inaczej.

Potem, gdy to się skończy, już nic nie będzie takie samo

Bardzo dużo czytam  ostatnio o plebiscycie na Śląsku – w 1921 roku. Mija od tego wydarzenia 100 lat. Jakie mam poglądy w tej kwestii ? Jakie ma każdy zdrowomyślący  Ślązak. Najpierw okupacja niemiecka, ale to nie była okupacja. Niemcy niczego nie niszczyli, nie rozkradali. Śląsk zniszczyli ruscy, potem pseudopolscy komuniści. PiS jest najlepszym powojennym i uczciwym rządem, ale kończą się zasoby węgla, kopalnie doprowadzone do majątkowej ruiny będą zamykane.

Czy tak być musi ? Może są inne wyjścia ? I dlaczego nasza śląsko godka nie może uzyskać prawa języka mniejszości narodowej ? Dlaczego po II wojnie zabrano nam autonomię ?

Wiemy wszyscy, co jest złe, ale nikt od 1945 r. nie potrafi tego zmienić ! W czasie najbliższego Spisu Powszechnego wskazujmy na naszą śląską narodowość !

NIECH ŻYJE GÓRNY ŚLĄSK !!!!

Fto ty jeześ ?

Cz2yś ty Polok? Jo Polokiym,
Ale żech tyż je Ślązokiym!
Kaj ty miyszkosz? Tu na Ślonsku,
Na tym piyknym Polski konsku!
Czym je Polska? Mą Ojczyzną!
A kim Śląsk? Je Ojcowizną!
Przajesz Polsce? Toć, że przaja!
A Śląskowi? On Mo raja
Piyrszo, on je dycki piyrszy,
Najważniejszy, nojpiykniyjszy!
Skąd się Śląsk  wziął?                                         Wzion sie z tchnienia
Ponboczkowego stworzynia!
Jaką godką godosz? Godom
Naszą piykną polską mową,

Ale tyż fest – fest sie starom
Godać ślonską godkom, gwarom!
Dbosz o gwara? Chca by była,
Żeby nigdy niy zginyła,
Bo Slązoki to niy gynsi!
Niych sie nom Ślonzokom szczynści!3

Co jedzom Ślonzoki ?

Kto ty jesteś ? Ślonzok mały…

Ani trochę nie dziwi mnie, że MSWiA uznaje język śląski za zagrożenie dla języka polskiego. Nie dlatego, by uznanie śląskiego za język regionalny tym zagrożeniem rzeczywiście było, lecz dlatego, że paniczna bojaźliwość i niepewność własnej siły i wartości jest polskości ważną składową.
Istnienie kilkuset tysięcy Ślązaków, którzy nie są Polakami stanowi dla Polaków dysonans poznawczy niemożliwy do zniesienia, burzy wizję monoetnicznego kraju, do jakiej są przyzwyczajeni i w jakiej czują się bezpieczni, a skoro ta część tej wizji nie jest prawdziwa, to cóż jeszcze może okazać się kłamstwem…? Strategie obrony przed dysonansem są różne: od wyparcia, przez spiskowe teorie o Angeli Merkel knującej jak to wyrwać Polsce kąsek tak łakomy jak zdewastowany dziesięcioleciami kolonialnej, rabunkowej gospodarki Śląsk, przez rozpaczliwe próby wyśmiania lub lekceważenia. Ignorancja zmieszana z arogancją, stany lękowe z buńczucznymi deklaracjami, poczucie zagrożenia i groźby.
Jacy zaś w polskim mniemaniu Ślązacy być powinni? Otóż powinni, jako w swojej polskości podejrzani, do polskości pokornie aspirować, swoją polskość nieustannie udowadniać, o swojej polskości na wyprzódki zapewniać.
Nie bądźmy już tacy. Nie aspirujmy pokornie. Polska nie ma dla nas nic poza pogardą, Polska się nami nie zajmie, Polska udaje, że nie istniejemy. Istniejmy więc. W spisie powszechnym deklarujmy narodowość i język śląski. Chociażby dlatego, że z każdą taką deklaracją jeden polski nacjonalista dostaje nieznośnego świerzbienia.
Zachęcam też do finansowego wsparcia kampanii informacyjnej na rzecz deklarowania narodowości i języka śląskiego. Link w komentarzu.

Szczepan Twardoch

Wczoraj, kiedy byłem młody

Wczoraj, kiedy byłem młody Życie miało słodki smak Jak deszcz na mym języku Droczyłam się z życiem tak jakby było głupią grą W sposób w jaki wieczorny wietrzyk droczy się z płomieniem świecy Tysiące marzeń, które miałem Wspaniałe rzeczy, które planowałem Zawsze budowałem tak aby przetrwały na słabym, grząskim piasku Żyłem nocą i unikałem światła dnia I dopiero teraz widzę jak minął czas Wczoraj, kiedy byłem młody Tak wiele miłosnych piosenek czekało żeby je zaśpiewać Tak wiele szalonych przyjemności na mnie czekało A moje oczy nie chciały widzieć tak dużo bólu Biegłem tak szybko, że czas i młodość w końcu uciekły Nigdy nie zatrzymałam się, żeby pomyśleć czym jest życie A każda rozmowa, jaką mogę sobie przypomnieć dotyczyła mnie i niczego więcej Grałem miłosną grę z arogancją i dumą I każdy płomień, który rozpalałem za szybko, szybko gasł Przyjaciele, których miałem jakoś zniknęli I teraz zostałem sam, żeby dokończyć tę grę Och, wczoraj kiedy byłem młody Jakże wiele piosenek czekało, żeby je zaśpiewać Tak wiele szalonych przyjemności na mnie czekało A moje oczy nie chciały widzieć tak dużo bólu Jest we mnie tak wiele piosenek, które nie będą zaśpiewane Czuję na języku gorzki smak łez Nadszedł dla mnie czas zapłaty za wczoraj Kiedy byłem młody

Te czasy nie są normalne

Wszystko jest tak, jak być nie powinno, wszystko jest na opak, nie tak jak było w moich książkach…

Spotkałem dziś pewną starszą panią, której ojciec wywoził śmieci z naszego hasioka swoją furą, zaprzężoną w dwa perszerony. Na jednego posadził mnie tata, ale szybko chciałem zejść, bo ten drugi skierował swój łeb w moją stronę…

Dni mijają szybko, są bliźniaczo podobne jeden do drugiego. Nauczanie zdalne to ironia i absurd, ale robię to, jak wszyscy. Zgodziłem się też na szczepienie, choć cały czas byłem przeciwny. Dlaczego ? Powiem ci, jak siądziemy pod jabłonką, bez masek…

Oglądam stare teatry TV. Ostatnio „Ożenek” Gogola z Fijewskim i Barańską. Boże, jak oni grali ! Po tym, co oglądam w TV już prawie zapomniałem, jak potrafi grać prawdziwy aktor.. A teraz pytanie za 5 punktów : Kto pamięta Jacka Woszczerowicza i jak grał  ?

Bywaj, mam obejrzeć jakiś film za chwilę, nie wiem jeszcze co to będzie. Dziś nie ma ” 1 z 10 „, trzeba tę pustkę czymś wypełnić. To jedyny program, który oglądam codziennie.

Za oknem palą się dwa sodowe światła wieczornych latarń. Dziewczyny już odpoczywają po długim spacerze i dobrej kolacji. Podobno jutro ma być chłodniej,   czego i tobie życzę. W tym kraju jest całkiem inny klimat, niż w latach 60 i 70. I to nie tylko zależy od Słońca.

Ulisses – James Joyce

Z uwagą prześledziłem opinie na temat najsłynniejszego dzieła J. Joyce’a. Co mnie mile zaskoczyło, to fakt, iż w ogóle w dzisiejszych czasach dyskutuje się na temat takich utworów. Osobiście czytam „Ulissesa” po raz czwarty i traktuję go jak każdą inną powieść, bez podtekstów wysublimowania intelektualnego. Taka przecież ta powieść nie jest. Jest jedna rzecz, na która chciałbym zwrócić uwagę. Jak sądzę, większość z Was mówi o wersji polskojęzycznej. Mam to szczęście i umiejętność, że zadałem sobie trud przeczytania „Ulissesa” w języku angielskim i powiem szczerze, iż zmitologizowana trudność dzieła jest powodem zbyt swobodnego potraktowania dzieła przez tłumacza. Pan M. Słomczyński, przy całym szacunku dla jego przedsięwzięcia, popełnił, moim zdaniem, błąd właściwy polskim tłumaczom. Mianowicie zastosował metodę romantyczno-sentymentalną, której skutkiem jest zbytnie upoetycznienie tego utworu. Poza tym występuje wiele nieścisłości, a nawet nadinterpretacji w tłumaczeniu. Bez wdawania się w szczegóły powiem krótko – dobrze, że tłumaczenie jest, szkoda, że tak autorskie. Tłumacz zapomniał o konieczności przekazywania rzeczywistych myśli autora, a nie opisywania swoich wyobrażeń. Przykład: „Stateczny, pulchny Buck Mulligan…”; wersja angielska: „Stately, plump Buck Mulligan… Słowo „stately” oznacza „wspaniały, okazały, majestatyczny”, a nie żaden stateczny. Różnica w znaczeniu tych słów jest oczywista. Dlatego też nie popełniłem błędu i pozostałe dzieła czytam już tylko w oryginale. Podobnie jest w odniesieniu do słowa „gunrest” przetłumaczonego jako „działobitnia”, a de facto oznaczającego statyw do broni, swego rodzaju podpórkę. Działobitnia natomiast to działo wraz z obsługującymi je ludźmi oraz zapasami. Bardziej kompleksowe stanowisko artyleryjskie.

Można mi zarzucić, że się czepiam, ale od dobrego tłumacza wymagam, aby był „inżynierem tekstu”, a nie pisał własną książkę. Poza tym przystępowanie do lektury „Ulissesa” bez znajomości „Dublińczyków” i „Portretu artysty…” to zadanie trudne, gdyż jest w nim zbyt wiele odwołań do tych dzieł.

Mimo wszystko uważam, że książka jest warta przeczytania, choć nie zawiera jakichś przełomowych myśli. Tym, którzy nie bardzo radzą sobie z formą monologu wewnętrznego, polecam „Wawrzyny już ścięto” – Eduarda Dujardin (Joyce wzorował się na tym krótkim opowiadaniu) i „Kosmos” W. Gombrowicza.

Poza tym uważam, że nie wszystkie książki są dla wszystkich i jeśli ktoś nie jest w stanie książki zrozumieć, to nie ma powodu do wstydu. Osobiście zrobiłem podejście do „Fenomenologii ducha” Hegla i powiem szczerze – albo Hegel pisze banały, albo rozumu mi „nie staje” do jego zgłębienia.

/subdemon/