Srebrny nad nami – to nie jest Księżyc ?

Wzdłuż głównej ulicy kołysały się na wietrze latarnie. Silne światła odbijały się w kieliszkach na stole. To wszystko wydawało się nierealne – kieliszki, księżyc, ulice, noc i ta godzina, która przynosi mi swój oddech, obcy, a jednocześnie bliski, jakby się już kiedyś zdarzyła w moim innym życiu, na innej gwieździe.

Niebo pamięci, pod którym teraźniejszość wiedzie swój pogmatwany żywot. Miasto płynie łagodnie w świetle księżyca i poszumie motorów. Długie, nie kończące się rzędy domów, rzędy okien, a za nimi skłębione losy jednostek. Bicie serc milionów ludzi, jakby milionów motorów, które poruszają się z wolna gościńcem życia, z każdym uderzeniem o milimetr bliżej śmierci.

Kokot myśloł o niedzieli…

Cieszę się na najbliższy weekend, bo zamieszkają u nas na dni kilka Róża i Klara, wnuczki moje ukochane, z Katowic. Nie potrafią zapamiętać, że biegają w galotach po domu a nie w spodniach i nie jechały chyba jeszcze baną /pociągiem/. Ponieważ muzea, zoo i wesołe miasteczko są pozamykane, wymyśliłem w niedzielę wycieczkę do Nikiszowca. Jak nie nauczą się godać po naszymu tam, to kaj ? Córki habilitowanych doktorów polonistyki Śląskiego Uniwersytetu ?

Chciałbym z nimi usiąść w wagonie ciągniętym przez parowóz, gdzie okna zamykało się ciągnąć za parciane pasy. I chciałbym, żeby mój dziadek Emmanuel / Manuś/ w czerwonej czapce zawiadowcy stacji w Raciborzu – Dębiczu zagwizdał sygnał do odjazdu …

Dziś, kiedy to piszę, pada znów deszcz, podwórze jest mokre i trudno usiąść pod okapem wieczoru. Kości moje stare rozgrzewa jeno szklanka Ballantine’sa. Wyniki krwi mam bardzo dobre, mój rehabilitant zaleca więcej ruchu, a ja kocham moje dziewczyny – Funię i Zuzię, miniaturowe suczki czarno-srebrne sznaucerki. Szczególnie, gdy zasypiają na moich piersiach po dzienniku / dziennika nie oglądamy we trójkę /.

Kocham moją żonę, moje dwie córki, siedmioro wnucząt i dwóch zięciów. Kocham tych, na których moje psy szczekają na spacerze. Ale Ty Panie i Ty Maryjo z Medjugorie, zawsze jesteście na pierwszym miejscu, na srebrnym łańcuszku Matka Boża Szkaplerzna, wizerunek św. Benedykta i moja obrączka ślubna z 17 września 1977 r.

 

Gdzie są chłopcy z tamtych lat …

Przeciw wojnie. Był nim i pisał o jej okrucieństwach często tu wspominany Erich Maria Remarque. Ale dziś o Marlenie Dietrich gwieździe kina lat dwudziestych i trzydziestych ubiegłego wieku. Opowiedziała się przeciw Hitlerowi i jego wojennym zapędom. Wracając do Niemiec z tournee nie weszła na ląd i pojechała do Stanów Zjednoczonych – nie chciała śpiewać dla nazistów.

Dziś przypomniała mi się jej piosenka z tego okresu:

Marlene Dietrich Sag mir wo die Blumen sind

 

 

Trudno pisać…

…wolałbym mówić, tak bliżej, czuć twój zapach. To nie jest takie proste, jak myślisz. Kiedy tygodnie mijają, a ja nie opuszczam mieszkania. Spacery z psami, usta zamknięte ciszą z maski. Droga do kościoła, ja nie prowadzę. Jak można o tym pisać, wciąż i wciąż. Telewizor jest głupi, dzienników nie oglądam. Czytanie męczy, lekcji za mało i nawet cóż to za lekcje – mówić do uczniów pozasłanianych maskami…

Wiem, jak uczyć fizyki, ale nie mogę tak, jak wiem. Więc wyjeżdżamy, mój stary, otwórz okno, weź do koszyka piknik i parę butelek absyntu. Nie zapomnij o czapkach ! Tam, gdzie jedziemy będzie mroźno i gorąco zarazem.

Zapyta Bóg w swym niebie
Co dałem Mu, od siebie
Wierzyłem i kochałem
I byłem tym, kim chciał bym był
I żyłem jak, chciał bym żył
I byłem, kim miałem być
Odpowiem mu od siebie
Że spłacę dług tym lepiej
Tym bardziej
Bo wiedziałem, co znaczy
Że nadziei brakowało mi
I kilku chwil, kilku dobrych chwil
Może powie, to niepotrzebne słowa
Trudno nie wierzyć w nic
Trudno nie wierzyć w nic
Trudno nie wierzyć w nic
Trudno nie wierzyć w nic
Zapyta Bóg w swym niebie
Jak spłacę dług
Ja nie wiem
Wierzyłem i kochałem
I byłem, tym kim chciał bym był
Trudno nie wierzyć w nic
Trudno nie wierzyć w nic