Archiwum miesiąca: maj 2021
Dzwony
Gdy dzwony się rozkołyszą, poruszy się człowiek i słucha, co one mówią. Ich głos spiżowy raz poważnie się do nas odezwie, to znowu triumfalnym zabrzmi hymnem, raz bólem zajęczy, to znowu lud zwoła na uroczystą godzinę w kościelne podwoje, raz dzwoni przy narodzeniu się dla nieba człowieka, to znowu nam śmierć jego innym razem zwiastuje.
Od chwili, kiedy dzwony poświęcone i imieniem patrona nazwane, zajęły miejsce w wysokiej wieży – pełnią tam wierną straż. Patrzą z wyżyn na pojazdy i ludzi, co uwijając się drogami „dołów” za tysiącznymi sprawami i ludziom tym oznajmiają, że czas przerwać robotę i wznieść ducha pozdrowieniem na „Anioł Pański”; a po znojnym tygodniu zapowiedzą, że pora, aby gmina zebrała się około ołtarza i ambony i – duszę ożywiła. Dzwony czuwają.
I dzielą troski i radości. Z rodziną okrytą żałobą, idącą drogą ku cmentarzowi zapłaczą żegnając zmarłego w Panu; żywym zaś dzwonią na memento :” Wszak i dla nas przyjdzie godzina zejścia ” !
Niech nadejdzie zwycięski dzień Zmartwychwstania Pana, niech w odpustowy dzień zaintonuje kapłan potężne Te Deum, niech zbliży się arcypasterz do oczekującej go trzódki albo pątnicy niech od Matki Boskiej wracają do domu – wtedy te same dzwony zagrają inną melodię, radosną jak letni poranek, powitalną jak fanfarne dźwięki.
A może to nie z martwego spiżu są lane te dzwony ? Nasze rzewne i kochane dzwony.
Fragment książki ks. prałata Józefa Smandzicha „Dobrze nam tu być” wydanej w Opolu nakładem Wydawnictwa św. Krzyża w 1949 roku. Ks. Smandzich był bratem mojej babci Anastazji Adamczyk, często bywał w naszym domu – w Knurowie, Czerwionce i Dębieńsku. Bardzo go kochałem i kocham nadal. Jest dla mnie niedościgłym wzorem do naśladowania. Kilka razy spędzałem wakacje na probostwie w Mikołowie, gdzie przez wiele lat był proboszczem. Jeszcze o nim więcej napiszę…
Dla Krzysia – moje wspomnienia
Słychać już koła i gwizd pociągu
Jeśli spóźniłeś się na mój pociąg to już wiesz, ze odszedłem. Możesz usłyszeć gwizd pociągu na sto mil. Sto mil, sto mil, sto mil, sto mil, możesz usłyszeć gwizd pociągu na sto mil. Panie, jestem sto, Panie, jestem dwieście, Panie jestem trzysta, Panie jestem czterysta Panie, jestem pięćset mil z dala od domu. Panie, jestem sto, Panie, jestem dwieście, Panie jestem trzysta, Panie jestem czterysta Panie, jestem pięćset mil z dala od domu. Nie mam koszuli na plecach, nie mam grosza przy duszy. Panie, nie mogę wrócić do domu w ten sposób. Z dala od domu, z dala od domu, z dala od domu, z dala od domu Panie, nie mogę wrócić do domu w ten sposób. Jeśli spóźniłeś się na mój pociąg to już wiesz, że odszedłem. Możesz usłyszeć gwizd pociągu na sto mil. Sto mil, sto mil, sto mil, sto mil. Możesz usłyszeć gwizd pociągu na sto mil.
Na zielonych polach
Były sobie zielone pola, słońce namaszczało je pocałunkami. Były sobie zielone doliny, gdzie kiedyś płynęły rzeki. Były błękitne nieba, z białymi chmurkami wysoko. Było to miejsce wiecznej miłości. A my byliśmy kochankami, którzy przechadzali się po tych zielonych polach. Nie ma już zielonych pól, wypaliło je gorące słońce. Odeszły wraz z dolinami i rzekami płynącymi po nich. Odeszły wraz z zimnym wiatrem, który wywiał wszystko z mojego serca. Odeszły wraz z kochankami, którzy pozwolili uciec marzeniom. Gdzie są te zielone pola, po których wędrowaliśmy ? Nigdy się nie dowiem, co ci kazało odejść. Jak mogę wciąż szukać, gdy ciemne chmury przykrywają dzień. Wiem tylko, że nie mam tu czego szukać. Nic nie zostało do obejrzenia dla mnie w tym wielkim świecie. Będę wciąż czekał dopóki nie wrócisz. Będę czekał dnia, póki nie zrozumiesz, że nie będziesz szczęśliwa, gdy twe serce ciągle podróżuje. Nie będziesz szczęśliwa, póki nie zaniesiesz go do domu. Wróć jeszcze raz do domu zielonych pól i do mnie.
Nie żałuję niczego
Wnuczki wróciły do katowickiego mieszkania i zrobiło się cicho. Jeszcze pojedyncze odgłosy wiertarki i młotka nie pozwalają zapomnieć, że mieszkanie pode mną i nade mną jest w remoncie. U nas też zatarliśmy ślady po wymianie pionu gazowego.
Powoli podnosi się księżyc nad dachami. Podwórze na przeciw stało się pałacem z cieni i srebra. Wszystko się tak może zmienić z błota w srebro z pomocą odrobiny wyobraźni. Przez okno napływał zapach kwiatów. Cierpki zapach goździków w nocy. Wychyliłem się i spojrzałem w dół. Na parapecie o piętro niżej stała skrzynka z kwiatami, własność nowego lokatora na parterze. Kiedyś pomogłem jego synowi zdać egzamin z matematyki, jest mi do dziś za to wylewnie wdzięczny.
Poszedłem do mojego pokoju poczytać. Kiedyś kupiłem kilka tomów historii świata i teraz wyciągnąłem je z szuflady. Nie była to zbyt radosna lektura. Dawała jedynie ponurą satysfakcję, że to, co się dzisiaj dzieje, nie jest niczym nowym. Wszystko to powtarzało się już kilkanaście razy. Kłamstwo, łamanie umów, morderstwa, korupcja z chęci władzy, wieczysty łańcuch wojen – zaprawdę, historia ludzkości pisana była krwią i łzami – bez końca to samo.
Kiedyś powiedziano mi, że nie umrę wcześniej, niż nie odwiedzę Paryża. Spokojnie, jeszcze tam nie byłem…