Jaskółka

Na­pły­nę­ła na mnie fala mi­ło­sna,
jak po­wódź, co lody zno­si.
Ty nie je­steś już taka mło­da, ale jak wio­sna,
i kto cie­bie o to pro­sił?

Może moje ser­ce pro­si­ło na klęcz­kach
w roz­ma­itych roz­pa­czach i klę­skach,
ca­łu­jąc z roz­pa­czą na spół­kę
cie­bie – ja­skół­kę?

A może te ja­skół­ki w nie­bie,
po­dob­ne do cie­bie,
la­ta­ły, kwi­li­ły i wy­la­ta­ły,
że­bym był ra­do­sny i śmia­ły?

Ten wiersz napisał Władysław Broniewski

 

Pierwsza czynność, gdy budzisz się rano

Przeczytałem niedawno na FB, co ludzie robią, gdy budzą się rano po nocnym odpoczynku. Jedni całują synka,

witają się z psem, piją kawę,

kończą przerwaną wieczorem stronę arcyciekawej książki itp.

Tylko jeden pan powiedział, że się żegna / nie modli /…

Mnie przypomniała się piosenka, którą uczyła mnie w dzieciństwie moja kochana babcia Stazyj / Anastazja Adamczyk, ta sama od mleczarni z ulicy Kościelnej, którą może starzy knurowianie pamiętają /. Dzięki wujowi Karolowi z Raciborza / po gorolsku stryjowi, najstarszemu bratu mojego ojca Gedeona / – mam do tej piosenki i nuty.

Może nauczysz swojego syna i córkę, co ma robić, gdy obudzi się rano ? Wtedy nie będzie tak durnych odpowiedzi w Internecie, i może przypomną sobie ci, co nie wiedzą, co jest najważniejsze…

Grzeczne dziecko, gdy wstanie,
nie pyta o śniadanie,
tylko rączki umyje,
nosek, buzię i szyję,
i uczesze się pięknie,
do modlitwy uklęknie.
Trzyma rączki złożone
i na żadną się stronę
nie ogląda, nie kręci,
bo ma zawsze w pamięci,
że Pan Jezus jest wszędzie,
widzieć wszystko będzie.

Mam dzisiaj dobry dzień. Patrz – rozpogodziło się

Mam dzisiaj dobry dzień – do pisania, do wspominania i do … degustacji. Niedościgły Janosh napisał jedną z najlepszych powieści po śląsku wypijając około 60 butelek rumu… Tak, poeci, pisarze, aktorzy – ludzie sztuki, potrzebują wzmocnienia przed występem czy przed pisaniem. Każdy jednak musi znać swoją miarę – ani jeden kieliszek za mało i broń Panie – o jeden za dużo.

I znów się rozpogodziło.  Słońce przeziera się przez chmury nad podwórzową gruszą. Wstaję. Jestem bardzo spokojny. Niechaj mijają miesiące i lata, niczego więcej  mi nie odbiorą, niczego już odebrać nie zdołają. Tak bardzo jestem sam, tak niczego się nie spodziewam, iż mogę oczekiwać ich bez trwogi. Życie, które unosiło mnie przez te lata, jest jeszcze w moich dłoniach i oczach. Czy je pokonałem, nie wiem. Ale dopóki jest jeszcze, poszukiwać będzie swej drogi, obojętne, czy to coś, co mówi  „ja” wewnątrz mnie, zapragnie tego, czy nie.”

To cytat z Ericha Marii Remarque’a – „Na zachodzie bez zmian”. A teraz niech będzie cichy wieczór czerwcowy. Ostatni taki czerwiec.

 

Szeregowiec z nieba

Młody żołnierz służący w armii był bez przerwy poniżany za swoją wiarę w Boga. Pewnego dnia dowódca postanowił upokorzyć młodego żołnierza przed całym oddziałem.

Rozkazał mu:
– Podejdź tutaj, weź klucze i zaparkuj samochód.

Żołnierz odpowiedział:
– Nie potrafię kierować!

Na to dowódca odpowiedział ironicznie:
– W takim razie zwróć się o pomoc do swojego Boga!

Żołnierz wziął klucze, pomodlił się i odmaszerował do samochodu. Zaparkował perfekcyjnie w miejscu wskazanym przez dowódcę.

Gdy wysiadł z samochodu ujrzał, że cały oddział żołnierzy jest w szoku, a wielu z nich wręcz płacze.

Zgodnie zawołali:
– Chcemy służyć twojemu Bogu!

Wtedy dowódca – również ze łzami w oczach – podniósł maskę samochodu pokazując brak silnika w środku.

Żołnierz powiedział: – Teraz widzicie? Bóg, któremu służę jest BOGIEM TEGO, CO WYDAJE SIĘ NIEMOŻLIWE, Bogiem dającym życie temu, co nie istnieje. Możecie sądzić, że wiele rzeczy jest nie do wykonania, ale z BOGIEM WSZYSTKO JEST MOŻLIWE. 

Święty Tomasz z Akwinu

Panie, Ty wiesz lepiej aniżeli ja sam,

że się starzeję i pewnego dnia będę stary.

Zachowaj mnie od zgubnego nawyku mniemania,

ze muszę coś powiedzieć na każdy temat i przy każdej okazji.

Odbierz mi chęć prostowania każdemu jego ścieżek.

Uczyń mnie poważnym, lecz nie ponurym, czynnym, lecz nie narzucającym się.

Szkoda mi nie spożytkować wielkich zasobów mądrości, jakie posiadam,

ale Ty, Panie, wiesz, że chciałbym zachować do końca paru przyjaciół.

Wyzwól mój umysł od niekończącego brnięcia w szczegóły

i dodaj mi skrzydeł, bym w lot przechodził do rzeczy.

Zamknij mi usta w przedmiocie mych niedomagań i cierpień, w miarę jak ich przybywa,

a chęć wyliczenia ich staje się z upływem lat coraz słodsza.

Nie proszę o łaskę rozkoszowania się opowieściami o cudzych cierpieniach ,

ale daj mi cierpliwość wysłuchania ich.

Nie śmiem Cię prosić o lepszą pamięć, ale proszę Cię o większą pokorę

i mniej niezachwianą pewność, gdy moje wspomnienia wydają się sprzeczne z cudzymi.

Użycz mi chwalebnego poczucia, że czasami mogę się mylić.

Zachowaj mnie miłym dla ludzi, choć z niektórymi z nich doprawdy trudno wytrzymać.

Chcę być świętym, ale zgryźliwi starcy – to jeden ze szczytów osiągnięć szatana.

Daj mi zdolność dostrzegania dobrych rzeczy w nieoczekiwanych miejscach

i niespodziewanych zalet w ludziach. Daj mi, Panie łaskę mówienia im o tym.

(Tekst znajdujący się przy grobie Świętego Tomasz z Akwinu w Tuluzie).

Jest wszystko tak samo, a jednak nie tak

Dawno nie pisałem – ja – do ciebie. Zima minęła nie bez walki. Toż cały kwiecień było nam zimno na pokojach ! W piecu nie paliłem, oszczędzałem węgiel i swoje wątłe siły. Ale wytrzymaliśmy. Jest coraz cieplej, teraz mój elektroniczny termometr z Julii pokazuje 20 st. Celsjusza. Kasztan już przekwitł, kwiaty z placu pozamiatane. To nie ja, mnie coraz trudniej się poruszać. Tak znowu usiadłbym z tobą przy stole, bardzo kocham tę naszą 4b. Moje dziewczyny, Funia i Zuzia, miniaturowe sznaucery czarno-srebrne kochają mnie nad życie. Ja też je kocham, bardzo, bardzo….

Ja ciągle pamiętam, Janusz, ławkę, którą przyniosłeś, bym miał gdzie usiąść. Często widzę w snach prof. Jasia – on nie był wierzący. Modlę się za niego i za jego tajemniczą śmierć. Na ostatnie spotkanie przyniósł mi skrypt ze swoich licealnych wykładów. Mam go i przechowuję. Powiedział mi, że oprócz mnie nikogo nie poznaje. A potem umarł Marek, przecież wiesz…

Słońce świeci coraz mocniej, mimo że na przedwojennym, wahadłowym zegarze, wybiła 20:30.

Nie może być chłodniej, bo piszę o nas, o 4 b.

Moja żona powiedziała ….

Zastanawialiśmy się nad rolą nonsensu w życiu człowieka i wtedy moja żona powiedziała:

– Nonsens wcale nie jest takim nonsensem, jakby się zdawało. Jeśli się bliżej przypatrzeć, to nonsens jest prawie zawsze nieuniknionym wynikiem działania okoliczności pełnych sensu i rezultatem-całkowicie uzasadnionym.

Zaprotestowaliśmy. Każdy wie, że nonsens to coś, co nie ma sensu.

Moja żona uśmiechnęła się tylko. Tak uśmiechają się ludzie pełni tajemnej wiedzy o rzeczach, o których inni nie mają pojęcia. Moja żona zna się na ziołach, kwiatach, dzieciach i snach, co mnie zawsze trochę przeraża.

– Posłuchajcie – powiedziała. – Chcę wam opowiedzieć zdarzenie, które wydarzyło się bardzo dawno, kiedy mnie jeszcze na świecie nie było, ale które przez to wcale nie jest nieprawdziwe. Pozwoli wam to zrozumieć głęboki sens nonsensu. Chcecie, żebym je opowiedziała?

– Chcemy – powiedzieliśmy chórem, bo i tak nie było nic innego do zrobienia tego deszczowego przedpołudnia. Padało już drugi dzień i zapowiadało się na dobrą trzydniówkę, mieliśmy więc przed sobą masę czasu do zabicia.

Moja żona jest pełna moralnych tradycji rodzinnych, sięgających do siódmego pokolenia, nie wiem, skąd w niej się to bierze, ale wiem, że tak jest, więc byłem pewien, że zaraz zaczerpnie z nich, jak ze studni. Tak też się stało. Co nie jest wcale dowodem na to, że ją znam dobrze, lecz raczej, że nie znam jej wcale. Cóż bowiem z tego, że wiem, co za chwilę powie albo uczyni, skoro nie wiem, skąd się w niej bierze to, co w niej jest.

– Moja babka – mówiła moja żona – była za młodu nauczycielką i uczyła we wsi, która nazywała się Czyszki. Ale mieszkała w mieście i codziennie dojeżdżała do tych Czyszek pociągiem. Był to taki pociąg, który wlókł się niemiłosiernie, więc podróż w każdą stronę trwała prawie dwie godziny, choć z miasta nie było wcale daleko do tych Czyszek. Moja babka musiała więc wstawać codziennie o piątej rano, a kiedy wracała, był już wieczór i była taka zmęczona, że poza położeniem się spać nic jej nie było w głowie. Mojej babce groziło więc staropanieństwo, co byłoby zresztą rzeczą zupełnie normalną, zważywszy na tryb życia, jaki prowadziła, i okoliczność, że była jedyną nauczycielką uczącą w tej wiejskiej szkole. Ale moja babka lubiła czytać do poduszki romanse i taka perspektywa wcale się jej nie uśmiechała. Naczytawszy się romansów, marzyła więc w pociągu o królewiczu z bajki. Ale do pociągu wsiadali zawsze ci sami ludzie, którzy w niczym nie przypominali królewicza z bajki, tylko pachnieli kiełbasą i czosnkiem, capem albo piwem. Moja babka miała bardzo wrażliwe powonienie, odziedziczyłam to po niej, toteż cierpiała niewymownie. Proszę zważyć, że pociąg był praktycznie Czytaj dalej