Przychodzi taka godzina

Przychodzi w życiu godzina – jesteś jeszcze od niej bardzo daleko – kiedy znużone oczy znoszą już tylko jedno światło, to, które piękna noc, jak dzisiejsza, tworzy i sączy wraz z mrokiem; kiedy uszy nie mogą już słuchać innej muzyki prócz tej, którą gra blask księżyca na flecie milczenia. Gdzieś w połowie niewiadomego drzewa niewidzialny ptak siląc się skrócić dzień, zgłębiał przeciągłą nutą otaczającą samotność; ale otrzymywał od niej odpowiedź tak jednomyślną, odzew tak nabrzmiały ciszą i bezruchem, iż można by rzec, że zatrzymał na zawsze chwilę, której bieg chciał przyśpieszyć.

Marcel Proust – W poszukiwaniu straconego czasu   /À la recherche du temps perdu (fr.)/

Rodzina Bogiem Silna

Pan Dawid Mysior, który prowadzi na YouTube swój kanał, odczytał w jednym ze swoich filmów list, który dostał od pewnego księdza w sprawie Komunii Świętej na rękę.
Ksiądz ma około trzydziestu lat i pisze tak:
„Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus! Postanowiłem napisać ponieważ od jakiegoś czasu oglądam pana programy i są one bardzo dobre (…)
W jednym ze swoich programów wspomniał pan ostatnio, że kapłani wymuszają na wiernych przyjmowanie Komunii Świętej do ręki. To prawda. Ja jednak chciałbym zwrócić uwagę na inny aspekt całej sprawy. Chodzi o to, że wielu księży jest zmuszanych przez swoich bezpośrednich przełożonych, proboszczów a nawet biskupów, do udzielania tej komunii na rękę, co w drastyczny sposób łamie ich w sumienia. Byli bowiem od najmłodszych lat uczeni jako ministranci, że w każdej najmniejszej kruszynie Hostii jest cały Bóg. Że po to stoją obok księdza z pateną, by Pan Jezus w Hostii czy Jej okruszku nigdy nie spadł na ziemię. W seminarium byliśmy uczeni, jak prawidłowo puryfikować naczynia liturgiczne, swoje palce, z jaką dbałością prać tak zwaną bieliznę kielichową. A dziś każe nam się o tym wszystkim zapomnieć i udzielać Komunii Świętej na ręce, do których jej cząstki się przylepiają, a później są przenoszone na rzeczy lub spadają na podłogę. Jak zrozumieć logikę tej sytuacji, że jako kapłan muszę dbać o cząstki Hostii przy ołtarzu, a nie muszę o nie dbać w momencie udzielania samej Komunii Świętej? Poza tym jeżeli wierny sam z siebie wkłada Najświętszy Sakrament do ust, to kto w tym momencie udziela Komunii Świętej jako sakramentu? Wierny sam sobie? Czy zatem można powiedzieć, że każdy wierny udzielający sam sobie Komunii Świętej staje się w tym momencie jej szafarzem?
Poza tym jest jeszcze kwestia używania różnego rodzaju płynów do dezynfekcji rąk. Jeżeli kapłan przed udzieleniem Komunii Świętej używa płynu do dezynfekcji rąk, nie obmywszy wcześniej palców, które dotykały konsekrowanej Hostii przez lavabo, to znaczy, że cząstki Hostii, czyli samego Pana Jezusa wyciera płyn do dezynfekcji. Jak to możliwe, że doszło do takich wielkich, haniebnych zaniedbań liturgicznych, a biskupi zamiast grzmieć, że tak nie wolno robić, sami do tego zachęcają.
Jest wielu księży, którzy mają świadomość tych rzeczy i zdecydowanie nie chcą udzielać Komunii Świętej na rękę, jednak są do tego zmuszani przez szantaż, straszeni biskupami lub tym, że każdego roku będą przenoszeni w inne miejsce aby ich poglądy nigdzie się nie rozkrzewiły. Wielu milczy bojąc się o siebie samych, niektórzy walczą mniej lub bardziej, w końcu niektórzy myślą o przejściu do instytutów tradycyjnych, aby tam spokojnie móc głosić i realizować naukę prawdziwie katolicką (…), aby poprzez doskonalszą formę lepiej okazać cześć Chrystusowi i uszanować najmniejsze postacie eucharystyczne.
Mam nadzieję że dzięki temu programowi moje słowa dotrą do szerszego kręgu odbiorców i ludzie w końcu zrozumieją, że prosząc o Komunię Świętą na rękę kapłana, który ma prawdziwe katolicką wiarę, zwyczajnie łamią jego sumienie. Moje już jest wielokrotnie połamane, choć jak tylko mogę, staram się tłumaczyć i odmawiać tej formy Komunii Świętej”.

Wygląda, że to koniec paliwa

Jestem tym wszystkim zmęczony: i tym co w Warszawie i tym co w Knurowie. Czytając bełkot na FB potwierdzam swoje zdanie, że ci, którzy tam piszą są niewykształconymi durniami. Jak można pokazywać swoje czerwone buty na plaży aż na sześciu zdjęciach ? I tak są one dla mnie szczytem kiczu. A w moim mieście musi powstać specjalna grupa radnych, żeby pokazywać, gdzie są dziury, gdzie brudno i gdzie kałuże ?

To wszystko jest żenujące, lecz dlaczego ja muszę to widzieć ? Nie chce mi się o tym pisać, boli mnie to i wścieka – otaczający zalew głupoty i prostactwa.

Na razie tyle, niewiele, długo nie pisałem przecież. Nie chcę nikogo obrazić.

 

Czarodziejska Góra – o tym nie piszą na facebooku…

Dwudziestotrzyletni Hans Castorp jedzie do Szwajcarii, by odwiedzić kuzyna, który przebywa na leczeniu w sanatorium „Berghof”, położonym wysoko w górach. Pobyt zaplanowany na trzy tygodnie w rezultacie trwał siedem lat (siódemka miała dla Thomasa Manna znaczenie magiczne!). Przerwał go dopiero wybuch pierwszej wojny światowej. Świat zastany przez Castorpa „na górze”, tak odległy od normalności i różny od tego na „nizinie”, to po mistrzowsku sportretowane panopticum napotkanych tam ludzi, dla których czas – konstytutywny czynnik powieści! – upływa bez celu i bez refleksji. Niczym ruchome piaski, z wolna zaczyna wchłaniać młodego Castorpa. Z jednej strony uwodzi go atmosfera miejsca, z jego rutynowym rozkładem dnia i chorobliwym zaiste rozplotkowaniem, z drugiej – rodząca się miłość. Skomplikowana. Jak to nieraz bywa. Jej punkt kulminacyjny wyznacza bal kostiumowy w zapustny wtorek. „Berghof” to jednak nie tylko sanatorium, zamknięty świat chorych, to zarazem symbol chorej Europy, obraz jej duchowego kryzysu w przededniu wybuchu Wielkiej Wojny. Powieść zakrojona pierwotnie na krótkie opowiadanie, po dwunastu latach pracy i przemyśleń autora, stała się jednym z najważniejszych głosów na temat kondycji moralnej i intelektualnej Europy XX wieku.

FB to bełkot, pełen błędów języka polskiego. Kiedy przestaję go czytać i wracam do Czarodziejskiej Góry – czuję się jakbym usiadł na fotelu w lesie, wśród czystego otoczenia, gdzie cisza, spokój i porządek. FB to wysypisko śmieci, bełkot chorych ludzi, polityczne nagonki, gdzie nienawiść i zło zapuściły korzenie.

Niech żyje prawdziwa literatura ! Precz z bełkotem FB, jego prymitywizmem i głupotą !