Przeczytałem artykuł Tomasza Rożka w Gościu Niedzielnym o tym, jaki wpływ ma wszechobecna elektronika na nas, a jeszcze bardziej na młode pokolenie. Na nasze dzieci, na nasze wnuki. Moje pokolenie – rocznik 55, też jej ulega, ale w znacznie mniejszym stopniu. Pierwszy komputer zobaczyłem podczas studiów w Opolu.Wkładało się do niego dyskietki miękkie wielkości kartki zeszytowego papieru. To mógł być rok 1996. Potem moja żona przywiozła pierwszy komputer z Anglii, kupiony w komisie. Był to oryginalny IBM, desktop z kolorowym monitorem 13 cali i skompresowanym dyskiem 300 MB. Przy jego uruchamianiu robiłem sobie kawę a i tak czekałem jeszcze, aż się otworzy. Mam go do dzisiaj. To zabytek, pewnie już coś wart. Teraz nasze wnuki biegle posługują się komputerem i komórką w wieku 5-6 lat. Ale czy to pokolenie jest od nas lepsze czy nie ? Trudna odpowiedź. Tylko mnie i podobnym do mnie rocznikiem urodzenia nauczycielom trudno się z nimi dogadać. Bo nasze dzieciństwa to dwa różne światy. Ale uczymy ich pomimo tego, może całkiem nieźle ? Przypominają mi się piosenki Grzegorza Poloczka o naszych, śląskich zabawach na placu, jakże innych od obecnych
Artykuł pana Rożka zamieszczam tutaj. Warto go przeczytać, mnie on bardzo pomógł zrozumieć to, co się z nami dzieje…
Tomasz Rożek
Nie mam zamiaru narzekać, nie mam zamiaru biadolić. Elektronika, którą tak ochoczo się otaczamy, zmienia nas. Nasze mózgi, nasze ciała. Czy to źle? Nie wiem. Na pewno tak jest wygodnie.
Zgoda, wygoda to dość krótkowzroczne kryterium wyboru. Ale nie oszukujmy się, decydując się na rozwój, stawiamy właśnie na wygodę i polepszanie jakości życia. Trzeba mieć jednak świadomość, że jesteśmy organizmami, które adaptują się do nowych warunków. Dzięki temu – jako gatunek – osiągnęliśmy sukces ewolucyjny. Ta cecha (zresztą nie tylko nasza, ale całego świata ożywionego) oznacza jednak, że nasze zwyczaje, nasze emocje i nasze ciała ulegają zmianie pod wpływem tego, co sami stworzyliśmy. To proces nieunikniony i wbrew pozorom dość szybki. Dalej