Cieszę się na najbliższy weekend, bo zamieszkają u nas na dni kilka Róża i Klara, wnuczki moje ukochane, z Katowic. Nie potrafią zapamiętać, że biegają w galotach po domu a nie w spodniach i nie jechały chyba jeszcze baną /pociągiem/. Ponieważ muzea, zoo i wesołe miasteczko są pozamykane, wymyśliłem w niedzielę wycieczkę do Nikiszowca. Jak nie nauczą się godać po naszymu tam, to kaj ? Córki habilitowanych doktorów polonistyki Śląskiego Uniwersytetu ?
Chciałbym z nimi usiąść w wagonie ciągniętym przez parowóz, gdzie okna zamykało się ciągnąć za parciane pasy. I chciałbym, żeby mój dziadek Emmanuel / Manuś/ w czerwonej czapce zawiadowcy stacji w Raciborzu – Dębiczu zagwizdał sygnał do odjazdu …
Dziś, kiedy to piszę, pada znów deszcz, podwórze jest mokre i trudno usiąść pod okapem wieczoru. Kości moje stare rozgrzewa jeno szklanka Ballantine’sa. Wyniki krwi mam bardzo dobre, mój rehabilitant zaleca więcej ruchu, a ja kocham moje dziewczyny – Funię i Zuzię, miniaturowe suczki czarno-srebrne sznaucerki. Szczególnie, gdy zasypiają na moich piersiach po dzienniku / dziennika nie oglądamy we trójkę /.
Kocham moją żonę, moje dwie córki, siedmioro wnucząt i dwóch zięciów. Kocham tych, na których moje psy szczekają na spacerze. Ale Ty Panie i Ty Maryjo z Medjugorie, zawsze jesteście na pierwszym miejscu, na srebrnym łańcuszku Matka Boża Szkaplerzna, wizerunek św. Benedykta i moja obrączka ślubna z 17 września 1977 r.