Ani trochę nie dziwi mnie, że MSWiA uznaje język śląski za zagrożenie dla języka polskiego. Nie dlatego, by uznanie śląskiego za język regionalny tym zagrożeniem rzeczywiście było, lecz dlatego, że paniczna bojaźliwość i niepewność własnej siły i wartości jest polskości ważną składową.
Istnienie kilkuset tysięcy Ślązaków, którzy nie są Polakami stanowi dla Polaków dysonans poznawczy niemożliwy do zniesienia, burzy wizję monoetnicznego kraju, do jakiej są przyzwyczajeni i w jakiej czują się bezpieczni, a skoro ta część tej wizji nie jest prawdziwa, to cóż jeszcze może okazać się kłamstwem…? Strategie obrony przed dysonansem są różne: od wyparcia, przez spiskowe teorie o Angeli Merkel knującej jak to wyrwać Polsce kąsek tak łakomy jak zdewastowany dziesięcioleciami kolonialnej, rabunkowej gospodarki Śląsk, przez rozpaczliwe próby wyśmiania lub lekceważenia. Ignorancja zmieszana z arogancją, stany lękowe z buńczucznymi deklaracjami, poczucie zagrożenia i groźby.
Jacy zaś w polskim mniemaniu Ślązacy być powinni? Otóż powinni, jako w swojej polskości podejrzani, do polskości pokornie aspirować, swoją polskość nieustannie udowadniać, o swojej polskości na wyprzódki zapewniać.
Nie bądźmy już tacy. Nie aspirujmy pokornie. Polska nie ma dla nas nic poza pogardą, Polska się nami nie zajmie, Polska udaje, że nie istniejemy. Istniejmy więc. W spisie powszechnym deklarujmy narodowość i język śląski. Chociażby dlatego, że z każdą taką deklaracją jeden polski nacjonalista dostaje nieznośnego świerzbienia.
Zachęcam też do finansowego wsparcia kampanii informacyjnej na rzecz deklarowania narodowości i języka śląskiego. Link w komentarzu.