Wnuczki wróciły do katowickiego mieszkania i zrobiło się cicho. Jeszcze pojedyncze odgłosy wiertarki i młotka nie pozwalają zapomnieć, że mieszkanie pode mną i nade mną jest w remoncie. U nas też zatarliśmy ślady po wymianie pionu gazowego.
Powoli podnosi się księżyc nad dachami. Podwórze na przeciw stało się pałacem z cieni i srebra. Wszystko się tak może zmienić z błota w srebro z pomocą odrobiny wyobraźni. Przez okno napływał zapach kwiatów. Cierpki zapach goździków w nocy. Wychyliłem się i spojrzałem w dół. Na parapecie o piętro niżej stała skrzynka z kwiatami, własność nowego lokatora na parterze. Kiedyś pomogłem jego synowi zdać egzamin z matematyki, jest mi do dziś za to wylewnie wdzięczny.
Poszedłem do mojego pokoju poczytać. Kiedyś kupiłem kilka tomów historii świata i teraz wyciągnąłem je z szuflady. Nie była to zbyt radosna lektura. Dawała jedynie ponurą satysfakcję, że to, co się dzisiaj dzieje, nie jest niczym nowym. Wszystko to powtarzało się już kilkanaście razy. Kłamstwo, łamanie umów, morderstwa, korupcja z chęci władzy, wieczysty łańcuch wojen – zaprawdę, historia ludzkości pisana była krwią i łzami – bez końca to samo.
Kiedyś powiedziano mi, że nie umrę wcześniej, niż nie odwiedzę Paryża. Spokojnie, jeszcze tam nie byłem…