O szczęściu

I znów się rozpogodziło. Słońce przeziera się przez chmury nad podwórzową gruszą.

Wstaję. Jestem bardzo spokojny. Niechaj mijają miesiące i lata, niczego więcej mi nie odbiorą, niczego już odebrać nie zdołają. Tak bardzo jestem sam, tak niczego się nie spodziewam, iż mogę oczekiwać ich bez trwogi. Życie, które unosiło mnie przez te lata, jest jeszcze w moich dłoniach i oczach. Czy je pokonałem, nie wiem. Ale dopóki jest jeszcze, poszukiwać będzie swej drogi, obojętne, czy to coś, co mówi „ja” wewnątrz mnie, zapragnie tego, czy nie.

Teraźniejsze cierpienie jest gwarancja przyszłego szczęścia. Tak to działa.