Dziś było wyjątkowo ciepło. Wszyscy porozpinali kurtki i płaszcze, głowy nie nosiły czapek a na trawniku za domem gromada dzieciaków darła się wniebogłosy – nareszcie można wychodzić na dwór i biegać po zielonej trawie. To nic, że jeszcze zeschłe liście szeleszczą pod nogami. Nareszcie wiosna ! Wszystkim nam się ona spodobała. I jeszcze perspektywa rekolekcji – parafialnych, szkolnych i radiowych oznacza, że już wkrótce Wielkanocne Święta, życie rodzące się w kroszonkach, zajączkach i barankach. Dla dzieci prezenty od „zajączka”, dla nas perspektywa wiosennej przerwy w nauce. A potem już matura, maj i kwitnące kasztany. Mój kasztanowiec za oknem troszkę nabrzmiał w wyciągniętych ku słońcu pędach. Oblepiliśmy go dziś z Jadzią szeroką, żółtą opaską lepową. Na niej mają się zatrzymać w drodze pod górę samce kasztanecznika, owada – zabójcy wszystkich śląskich kasztanowców. Może będzie mniej chorował ? W zeszłym roku radował zielenią czystych liści i pękającymi przy upadku kasztanami, zbieranymi przez malców z Ochronki Sióstr Służebniczek. Ich mamy wkładały je, lśniące i opalone na ciemny brąz, do plastikowych torebek z Tesco.
Gruszy i jabłoni na moim podwórku skrócono gałęzie. Ogrodnik z uniesionej ambonki pozbawił je wybujałych i zdziczałych pędów. Teraz wyglądają jak czupryna hippjeja po godzinnym strzyżeniu i trymowaniu. Krótsze, zgrabne i odmłodzone drzewa dziadka Wilhelma.
A o mojej szkole to powiem tak: też jest radosna, uśmiechnięta i z przymrużeniem oka powiada: Wiosna, Panie Profesorze … Mam zamiar ją reklamować i popierać w dążeniach do przyjęcia kolejnych uczniów. Uczniów nowych, trochę na początku zagubionych ale już we wrześniu z opalonymi buziami wpatrzonych w panią od biologii, od matematyki czy od ojczystej literatury. No więc oto plakat dla gimnazjalistów. Popatrz, przeczytaj i przyjdź. I tak wygrana będzie po twojej stronie. Chyba wiem co mówię koteczku, nieprawdaż ?