Przyrządza się je w sposób następujący: kromkę razowego chleba smarujemy grubo masłem. Należy dodać, że masło jest późniejszym dodatkiem, który pojawił się wraz ze wzrostem zamożności, aby poprawić walory smakowe potrawy… A więc masło, a na nim coś, co cieknie i smakuje jak miód, mimo że niektórzy mylnie nazywają to syropem buraczanym. Robi się to tak: w lepkiej czarnej masie zanurzamy łyżkę, wprowadzamy ją w szybki ruch obrotowy, jednym szarpnięciem wyrywamy ją z gęstej zawiesiny, przenosimy nad kromkę i pozwalamy, by syrop spływał, przy czym możemy się bawić, wypisując na powierzchni chleba drogie nam imię. Następnie ostrzem noża wyrównujemy te niepowtarzalne, pokręcone linie, nadając całości prozaiczny wygląd prawidłowo posmarowanej kanapki. Na wierzch kładziemy świeże jabłko pocięte w plasterki.
Konsumpcja takiej kompozycji dostarcza niewypowiedzianych rozkoszy. Trzeba tylko uważać, by syrop nie spływał na boki. Jest więc dodatkowe zajęcie, polegające na utrzymywaniu kanapki w pozycji poziomej, co pozwala ćwiczyć cnotę cierpliwości, wytrwałości, umiaru – słowem, doskonalić się duchowo. Zamierzam nawet napisać artykuł o wychowawczych przymiotach syropu buraczanego…