Przedwojenni nauczyciele

„Nauczyciele, których poznałam w dzieciństwie, pracowali z potrzeby serca i z potrzeby ogołoconego intelektualnie przez zaborców kraju.” – kontynuuje swoją wypowiedź Irena Sylwestrowiczówna. „Rozumieli, że muszą stale doskonalić swoje umiejętności – z dnia na dzień, z miesiąca na miesiąc, z roku na rok. Pamiętam wyjazdy ojca i mamy w czasie wakacji na kursy doszkalające… Kiedy tak zapatrzyłam się w mój dzienniczek, to przypomniałam sobie wszystkich znanych mi przedwojennych nauczycieli (tych, którzy mnie uczyli, i tych, z którymi zaprzyjaźnili się moi rodzice). Ile oni włożyli wiedzy, serca, dobrej woli i zaangażowania w to, żeby z ucznia wycisnąć wszystkie zdolności, jakie on posiada i żeby w przyszłości mógł coś wspaniałego robić, znaleźć odpowiednią pracę i dalej rozwijać swoje umiejętności i swoje uzdolnienia. Nauczyciel miał za punkt honoru wykształcić ucznia maksymalnie”. „Zanim się obejrzałam, nadszedł rok 1937 i już byłam w gimnazjum” –mówi dalej Irena Sylwestrowiczówna. „Pierwsza dwója z klasówki z matematyki napawała mnie trwogą, co będzie dalej. Pan Aleksander Rawski kropnął mi tę dwóję zupełnie słusznie, bo jak ominęłam ostatnie dwa lata szkoły powszechnej, to jasne, że nie miałam wiadomości na przykład z geometrii. Teraz już wiem, że zaczynając pracę z pierwszą klasą zrobił od razu klasówkę, bo chciał sprawdzić, co kto potrafi. Zabrałam się do nauki i już na koniec II klasy miałam ocenę bardzo dobrą. Potrafiłam wykorzystać i docenić to, co się działo na jego lekcjach. Profesor Rawski nie dyktował. Nie prześcigał się w pochwałach. Życzliwie, z dystansem i niezwykle grzecznie wyjaśniał. Ucznia traktował jako partnera, pracowali wspólnie. Są trudności, to trzeba je pokonać. Pomoc profesora była minimalna, ale skuteczna. Chciał pokazać, że uczeń potrafi, że sam da sobie radę: »Pomyśl chwilę«. Poddawał uczniowi sugestie, że może tak, a może tak. Podsuwał różne metody, uczeń sam wybierał jedną z nich. A profesor patrzył, czy uczeń już rozumie, jak rozwiązać zadanie. Jeżeli nie, to poszerzał zakres naprowadzania. W końcu uczeń rozjaśniał się uśmiechem. »A widzisz, potrafiłeś?«– mówił do niego nauczyciel. Uczeń miał chęć rozwiązać następne zadanie”. „Nauka i praca przerywana walką w obronie ojczyzny. Tak, w wielkim skrócie, można opisać życie pokolenia naszych dziadków. Zbyt często do ręki zamiast pióra brać trzeba było karabin, wbrew temu co chciało się robić. Nauczyciele, wychowankowie siennickiej szkoły, mieli nieść przysłowiowy kaganek oświaty do ludowych mas. Historia mało dała im czasu na spokojną pracę… Jednak dorobek tego pokolenia jest imponujący” – opowiada Tadeusz Gnoiński, który opiekuje się zbiorami Siennickiego Muzeum Szkolnego.

Maria  L.Ekiel-Jeżewska  „Nasi dziadkowie jako uczniowie i nauczyciele” „Rocznik Mińskomazowiecki” t. 21, 2013  http://www.ippt.pan.pl/Repository/o2238.pdf