Srebrny nad nami – to nie jest Księżyc ?

Wzdłuż głównej ulicy kołysały się na wietrze latarnie. Silne światła odbijały się w kieliszkach na stole. To wszystko wydawało się nierealne – kieliszki, księżyc, ulice, noc i ta godzina, która przynosi mi swój oddech, obcy, a jednocześnie bliski, jakby się już kiedyś zdarzyła w moim innym życiu, na innej gwieździe.

Niebo pamięci, pod którym teraźniejszość wiedzie swój pogmatwany żywot. Miasto płynie łagodnie w świetle księżyca i poszumie motorów. Długie, nie kończące się rzędy domów, rzędy okien, a za nimi skłębione losy jednostek. Bicie serc milionów ludzi, jakby milionów motorów, które poruszają się z wolna gościńcem życia, z każdym uderzeniem o milimetr bliżej śmierci.