Wiatr od morza, skrzypce, trochę piasku i wolność

morzeindeksPo południu wiatr zmienił kierunek, przejaśniło się, oziębiło i poczuliśmy się od razu lepiej. Mogliśmy wyjrzeć na zewnątrz  i z balkonu podziwiać błyskające neony na młyńskim kole, które poruszało się bardzo ospale, drgało raczej niż wirowało.Morze szumiało jak zawsze, monotonnie i nawet nie zauważyło, że przejechaliśmy ten szmat drogi aby go zobaczyć. Powitanie z morzem, zamoczenie nóg i radość fal biegnących ku nam od zachodu. Trudno nawet  spojrzeć na horyzont, który lśnił w purpurze oślepiających promieni, gorących i przyzywających jednocześnie. Po raz kolejny byliśmy nad morzem, sami i z dziećmi równocześnie.

Dni mijają. Plaża, obiady w Imperiallu i wędrówki ulicą pełną bud z pamiątkami, tandetą za złotówkę i ten sam handlarz starzyzną, z siwą brodą i szklistymi, pustymi i przekrwionymi oczami alkoholika. Jesteśmy ci sami i nowi za każdym razem.Nic jeszcze nie przypomina września i tornistrów z zeszytami  pachnącymi  nowością. Radość opalonych ramion i smak wytrawnego martini z lodem i cytryną, w barze na plaży. Dzieci z radością rozpakowują swoje urodzinowe prezenty : lalka i konik z plastikowym  siodłem. Jesteśmy szczęśliwi, choć nikt nie nazywa tego po imieniu. Wieczorna modlitwa razem i ziewające ich buzie, które mówią: dzień był pełen wrażeń i chcemy już  tylko spać.