Wszystko stąd widać inaczej. Ludzie na dole są mali, robią małe kroki i chodzą powoli. Patrząc nad dachami z czerwonych dachówek, to co było ważne wczoraj, nie ma już znaczenia. I choć trzeba wrócić przez słowackie góry, choć tam nic się samo nie rozwiązało, wszystko jest inne z wysokości, z której teraz patrzę. Im bardziej ku zachodowi przesuwa się słońce, tym lepsza perspektywa i sprawy tracą ostrość. Jak przez krótkowzroczne oczy widzę mglisto priorytety i milowe ważności codziennego bytowania. Nie wpływa na to ani muzyka, która mi towarzyszy w każdej godzinie, ani poezja, o którą potykam się co chwila. Znaczenia małości naszego żywota powszedniego przydaje może mała szklaneczka białego wina w Dolinie Pięknej Pani, może uprzejmość i kultura mieszkańców tej krainy, a może spokojne, bezchmurne prawie niebo i fakt, że nikt mnie do niczego nie popędza, nie goni . A najbardziej, że ja sam jestem sobie sterem. Mimo, że najbliżsi są mi bardzo drodzy i ważni, potrafię płynąć sam, a z nimi razem, tak po prostu bez trosk, terminów i wszystkiego, co muszę. Tak sobie pisząc i myśląc, jestem szczęśliwy i spokojny. Cokolwiek nas czeka za dzień, tydzień czy powakacyjny miesiąc, przestało mieć jakiekolwiek znaczenie. Czy ten stan zawdzięczam sobie ? Bynajmniej, jest on tak samo mój jak mi dany. Za to dzięki. Wiesz komu.