Zza chmur

W tej chwili zza chmur ukazuje się księżyc. Wczesna wiosna zdaje się wisieć nad miastem. Ilość osób zarażonych koronawirusem gwałtownie rośnie. Siedzimy w domu. Jest komputer, telewizja, różne domowe prace i codzienne zajęcia.

Nie potrafię uczyć przez internet. Nigdy tego nie robiłem w ciągu 43 lat mojej pracy pedagogicznej. Mimo tego robię wiele, by być i rozmawiać z uczniami. Ale nic nie może zastąpić bezpośredniego kontaktu. Może do tego jeszcze kiedyś dojdzie.

Jest za daleko, żeby coś przedsięwziąć. Zresztą dziś nie jestem w odpowiednim nastroju. Jak mam reagować na wszystko zło, które mnie otacza ? Dziś po południu postanowiłem opuścić to miejsce i dlatego życie działa na mnie podwójnie mocno. Czuję je wszędzie – i w księżycu, i w szmerach i cieniach na podwórku, w niewypowiedzianym słowie „marzec” i w moich rękach, które się poruszają i mogą ujmować przedmioty, i w oczach, bez których wszystkie muzea świata byłyby puste, w duchach, upiorach, przeszłości i szaleńczym biegu słońca wokół Kasjopei i Plejad, w przeczuciu nieskończonych obcych ogrodów pod obcymi gwiazdami – czuję to wszystko i przeszkadza mi to rzucić pustą butelką piwa w kierunku trawiastej doliny za klasztorem.

Zaczynają bić zegary. Jest jedenasta.. Znów kończy się dzień przymusowej kwarantanny. Jutro jest niedziela, będzie msza w TV i kaczka na obiad. Chciałbym już spotkać się z ludźmi.