Są takie utwory, po których przesłuchaniu i przeczytaniu tekstu brakuje słów. Nie dlatego, że są miałkie czy tak słabe, że opadają ręce. Przeciwnie, są wybitne, doskonałe i w pewnych kręgach stawały się wręcz kultowe. Często jednak nikt nie zastanawia się, jakie historie stoją za takimi utworami, co było inspiracją dla autora. Stąd pomysł na stworzenie takiego cyklu „Historia jednej piosenki”. A otworzę go bez wątpienia perełką polskiej muzyki z lat 60. – „W żółtych płomieniach liści” – w wykonaniu Łucji Prus i Skaldów, do tekstu Agnieszki Osieckiej…
Marzec 1968 roku w Polsce kojarzy się z kryzysem politycznym, który zapoczątkowały protesty studenckie m.in. w Krakowie, Gdańsku, Poznaniu czy Łodzi. Demonstracje te zostały brutalnie stłumione przez Milicję Obywatelską i ORMO. Uważa się, że bezpośrednią przyczyną tych zdarzeń było zaprzestanie przedstawiania „Dziadów” Adama Mickiewicza w Teatrze Narodowym w Warszawie z powodu treści, która zdaniem towarzysza Gomułki – była antyradziecka i przez rzekome skandowanie antysocjalistycznych haseł w trakcie przedstawienia przez publiczność. Z uwagi na fakt, że nazwiska większości organizatorów strajków brzmiały niepolsko, np. Blumsztajn, Szlajfer, Blajfer, szybko spowodowały, głównie za sprawą frakcji generała Mieczysława Moczara, który to oskarżał ludzi pochodzenia żydowskiego, że działają na szkodę Rzeczpospolitej Ludowej. 19 marca 1968 roku na wiecu PZPR została podjęta decyzja dotycząca represji wobec obywateli pochodzenia żydowskiego. Wtedy to warszawscy studenci rozpoczęli protesty, a wkrótce dołączyli się do nich niektórzy wykładowcy. Niestety, zostali zmuszeni do zakończenia strajku po 3 dniach, bo w przeciwnym wypadku władza rozwiązałaby uczelnie. Jednak próbowano zadbać o to, by podobna sytuacja nie miała miejsca. Dlatego 25 marca zwolniono z uczelni wielu wykładowców m.in. Zygmunta Baumana, Leszka Kołakowskiego (obaj pochodzenia żydowskiego) oraz Bronisława Beczkę i Marię Hirszowicz.
Po załatwieniu sprawy ze studentami, władza zaczęła rozprawiać się z ludnością żydowską. W wyniku tych działań wyrzucono z partii ponad 8000 członków PZPR, ale zwolnienia miały miejsce też m.in. w MO, SB, służbie zdrowia, wojsku mediach i w oświacie. W wyniku antysemickich działań w czasie kampanii antysemickiej w latach 1968-1972, Polskę opuściło przymusowo około 15-20 tysięcy osób pochodzenia żydowskiego, naukowców, ludzi sztuki i kultury. Osoba, która opuszczała nasz kraj, musiała zrzec się obywatelstwa, bez możliwości powrotu. W takiej sytuacji znaleźli się ponoć znajomi Agnieszki Osieckiej, absolwentki Wydziału Dziennikarstwa Uniwersytetu Warszawskiego i łódzkiej „Filmówki”. W trakcie studiów związała się ona ze Studenckim Teatrem Satyryków i tam debiutowała jako autorka tekstów piosenek. Ona postanowiła swoje przemyślenia przelać na papier i tak powstał wiersz pt. „W żółtych płomieniach liści”. Do gotowego tekstu muzykę skomponował Andrzej Zieliński, główny kompozytor w zespole „Skaldowie”. W programie Osieckiej i jej szkolnego przyjaciela Jana Borkowskiego, poznał on początkującą piosenkarkę Łucję Prus, z którą grupa nagrała w duecie ten utwór. Tekst oczywiście musiał przejść przez cenzurę, ale przez to, że cała historia została zgrabnie ujęta jako opowieść o przemijaniu i rozstaniu, nikt w urzędzie nie wyłapał aluzji do wydarzeń marcowych. Wielu słuchaczy do dziś interpretuje ten utwór jako tęsknotę dwojga byłych ukochanych. Zresztą samym Skaldom, jak powiedziała Łucja Prus, utwór kojarzył się bardziej z erotyką niż z polityką. Już w pierwszej zwrotce śpiewanej przez Jacka Zielińskiego, pojawia się nawiązanie, które dla kogoś, kto zna historię marca ’68 jest jednoznaczne: „Wśród ptaków wielkie poruszenie, ci odlatują, ci zostają. Na łące stoją jak na scenie, czy też przeżyją, czy dotrwają.”. Z kolei obywatele, dla których osoby pochodzenia żydowskiego były znajomymi albo zwyczajnie zasymilowali się z nimi, po tych wszystkich reperkusjach władzy – „chociaż paliły wstydem skronie”. Tekst wyśpiewany przez Prus i Zielińskiego z wybitną muzyką „Skaldów” wszedł do kanonu polskiej muzyki, otrzymał nagrodę dziennikarzy na Festiwalu Polskiej Piosenki w Opolu w 1970 roku. Został wydany na singlu i pozostaje prawdziwą perełką, aktualną do dnia dzisiejszego.
„W żółtych płomieniach liści”
Tekst: Agnieszka Osiecka
Muzyka: Andrzej Zieliński
W żółtych płomieniach liści brzoza dopala się ślicznie
Grudzień ucieka za grudniem, styczeń mi stuka za styczniem
Wśród ptaków wielkie poruszenie, ci odlatują, ci zostają
Na łące stoją jak na scenie, czy też przeżyją, czy dotrwają
I ja żegnałam nieraz kogo i powracałam już nie taka
Choć na mej ręce lśniła srogo obrączka srebrna jak u ptaka
I ja żegnałam nieraz kogo, za chmurą, za górą, za drogą
I ja żegnałam nieraz kogo, i ja żegnałam nieraz
Gęsi już wszystkie po wyroku, nie doczekają się kolędy
Ucięte głowy ze łzą w oku zwiędną jak kwiaty, które zwiędły
Dziś jeszcze gęsi kroczą ku mnie w ostatnim sennym kontredansie
Jak tłuste księżne, które dumnie witały przewrót, kiedy stał się
I ja witałam nieraz kogo, chociaż paliły wstydem skronie
I powierzałam Panu Bogu to, co w pamięci jeszcze płonie
I ja witałam nieraz kogo, za chmurą, za górą, za drogą
I ja witałam nieraz kogo i ja witałam nieraz
Ognisko palą na polanie, w nim liszka przez pomyłkę gore
A razem z liszką, drogi Panie, me serce biedne, ciężko chore
Lecz nie rozczulaj się nad sercem, na cóż mi kwiaty, pomarańcze
Ja jeszcze z wiosną się rozkręcę, ja jeszcze z wiosną się roztańczę
I ja żegnałem nieraz kogo i powracałam już nie taka
Choć na mej ręce lśniła srogo obrączka srebrna jak u ptaka
I ty żegnałeś nieraz kogo, za chmurą, za górą, za drogą
I ty żegnałeś nieraz kogo i ty żegnałeś nieraz
Autor: Szymon Pęczalski